Przejdź do głównej zawartości

Krótka rzecz o mediach i dystansie...

Jest w tym trochę prawdy, że regionalne media tradycyjne – wciąż atrakcyjne głównie dla polityków – to w oczach internautów „domy spokojnej starości”. Anachroniczne w obszarze słowa i uzależnione od lokalnych układów. To nie jest wina dziennikarzy – którzy nie zarabiają jak w Warszawie, ale w większości „klepią biedę” i są „pod butem” - lecz polityków, którzy nie rozumieją iż zaczynając karierę polityczną ich dzieci miały lat 5-10, a dzisiaj mają 30. To oznacza, że zapraszanie do studia tych samych nudziarzy od 20 lat, absolutnie mija się z celem, chociaż tak właśnie się dzieje. Chcąca na siebie zarabiać korporacja nie zaprosiłaby do audycji „bleblającego” prawie po polsku radnego, ale kogoś „z ikrą”, ale regionalne układy i zależności są silniejsze...


...bo powiedzenie, że „nie nauczysz starych psów nowych sztuczek” nadal ma swoją siłę i moc.  Choć wszyscy wiedzą, że nie da się stworzyć kilku dobrych tekstów lub materiałów dziennikarskich dziennie, politycy wiedzą iż się da, a lokalnego redaktora można "zmobilizować".

W procesie upadku dziennikarstwa były dwa etapy. Pierwszy – gdy media realnie i konstruktywnie pełniły rolę „czwartej władzy”, lecz nie bardzo w to wierzyły, a nawet się tego wypierały. Wówczas pełniły rolę konstruktywną i w mnimalnym stopniu były "sprzedajne". I wreszcie drugi – gdy dziennikarze niestety uwierzyli, że są ważniejsi, mądzejsi, a nawet mogą kształtować rzeczywistość. To był początek końca.

Stali się częścią „układu” czy „towarzystwa” – jednych brutalnie krytykując za bzdurę w postaci głupawej wypowiedzi, a innych oszczędzając w poważnych sprawach. Lokalna polityka jest takich przykładów pełna: od wydającego lewe zaświadzcenia o braku długów w ZUS-ie dyrektora z poparciem Kościoła – któremu się „upiekło”, po dbającego o interesy Gorzowa prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka – z którego zrobiono szefa mafii.

To się jednak skończyło. Zmieniły się czasy, których szefowie regionalnych mediów nie rozumieją, bo rekrutują się głównie ze środowisk politycznych lub „zaangażowanych”.

Najbardziej stracili jednak uczciwi w większości, a także kompetentni, regionalni dziennikarze. Stając się częścią „systemu politycznego” – dotyczy to mediów publicznych, lecz także regionalnych gazet oraz stacji radiowych i telewizyjnych – stali się w rzeczy samej uczestnikami gry politycznej. Dotknęła ich społeczna zaraza, którą implikują w sobie  często wypowiadane przez ludzi zdania: „Ja im nie wierzę” lub „Mnie to nie interesuje i mam to w d...pie”.

Może tego nie czują lub odbierają to inaczej, ale powini mieć świadomość, że generalnie politycy nie mają do nich szacunku. Dzieje się tak z kilku powodów.

Po pierwsze – są politykom coraz mniej potrzebni. Polityką regionalną lub tą krajową - w wykonaniu lokalnych decydentów  - nie interesują się wszyscy, a ci którzy się interesują, znajdą stanowiska swoich ulubieńców w internecie. Po drugie – dziennikarze polityczni docierają jedynie do wąskiego grona odbiorców. Tych którzy się tym interesują lub w interesowaniu się mają interes: polityków, urzędników, samorządowców, dziennikarzy i ewentualnie ich rodzin oraz znajomych. Dla reszty polityka jest nieważna.

 Można więc dyskutować o inteligencji wyborców, ale nie zmienia to faktu, że przeciętny wyborca nie wie kto jest wojewodą lubuskim, wymieni nazwisko marszałek Elżbiety Polak, lecz nie ma pojęcia o wicemarszałkach i radnych wojewódzkich. Wiedza o tym, jakim partiom przewodzą Jolanta Fedak czy Paweł Pudłowski, to już materiał dla naukowców. Znają za to wyniki niedzielnych meczów, nowinki w zakresie transferów do „Stali Gorzów” i „Falubazu”, a także wiedzą  kto wystąpi w weekend w galerii handlowej oraz w którym „lumpeksie” jest nowy towar. Całość potwierdza podstawową prawdę: regionalna polityka ludzi „grzeje”, a jej akatorzy jeszcze bardziej.

Przeciętny mieszkaniec Gorzowa, Zielonej Góry, Żar lub Nowej Soli, zna kilku radnych i potrafi wymienić jednego lub dwóch lubuskich parlamentarzystów – zwłaszcza Władysława Komarnickiego i Roberta Dowhana kojarzonych głównie przez pryzmat sportu – ale reszta jest dla nich wielką tajemnicą. Złudzeniu ulegają sami politycy, którzy występując w audycjach radiowych i telewizyjnych zdają się wierzyć, że poza kilkuset mieszkańcami Gorzowa o ich istnieniu wie ktokolwiek z Bledzewa, Nowin Wielkich czy Trzebiszewa. Analogicznie ma się rzecz do Zielonej Góry, gdzie media są ambitniejsze, ale to nie oznacza iż ma to przełożenie na zainteresowanie się mieszkańców regionalną polityką i politykami.

Ludzie Lubuskiego w swojej większości są niedoinformowani, czytają bzdury z "Faktu" i "Super Expresu", nie słuchają rozmów Piotra Bednarka lub Andrzeja Pierzchały, ale ograniczają się do własnego podwórka. Ich wąski świat zainteresowania lokalną polityką ogranicza się do tego, kogo złapano "po pijaku", komu prokurator postawił zarzuty lub który z ważniaków rozwiódł się z żoną.

Podniecanie się tym nie ma sensu, a oddawanie temu życia jest głupie.

Warto znaleźć dystans i wyjść z grupy 1-2 tysięcy osób w województwie lubuskim, które polityką interesują się na bieżąco, bo jest ona dla nich matką, żoną i kochanką – początkiem życia zawodowego i jego końcem. Ta grupa zaczyna dzień od radiowych audycji, lektury „Gazety Zielonogórskiej” i „Gazety Wyborczej”, stron internetowych, blogów i portali społecznościowych, by zakończyć go wieczornymi rozmowami w regionalnej telewizji oraz aktywnością na Facebooku.

Przeciętny mieszkaniec regionu nie czyta bloga Nad Wartą, „Polityczne podsumowanie tygodnia” w Radiu Gorzów wyłącza po 5 minutach, nie wie kto to jest Piotr Steblin-Kamiński i Krzysztof Chmielnik, a jeśli ktoś zainteresuje ich polityką to szybciej w „jajcarski” sposób Roman Błaszczak z Radia Plus i TELETOP, niż nudni jak regulamin cmentarza Andrzej Loch z Telewizji Gorzów lub Sebastian Górny z TELETOP-u.

Niezależność mediów pozostaje niezemiennie wyznacznikiem „dobrej zmiany”, ale media nie będą niezależne, gdy sami dziennikarze nie będą potrafili być jak u Stanisława Grzesiuka: „Boso, ale w ostrogach”. Jeśli nie postawią się w imię niezależnosci w redakcji i wobec redaktora naczelnego, to tym bardziej nie zrobią tego na samorządowej sesji wobec ważnego polityka.

                Na szczęście, zwykłych ludzi to nie interesuje, a w mediach społecznościowych politycy zastanawiają się co powiedzieć lub napisać. Tu niezbędne jest osobiste zaangażowanie, a wszystko łatwo zweryfikować. Jeszcze szybciej paść ofiarą krytyki na którą nie da się odpowiedzieć przy pomocy instrumentów politycznych...



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...