Przejdź do głównej zawartości

Lewica nie potrzebuje Mojżesza

Lewica nie potrzebuje Mojżesza, ale sprawnego szefa wsłuchującego się w głos zwykłych członków, którzy powinni mieć prawo do realizowania swoich ambicji. Obecny szef lubuskich struktur SLD Bogusław Wontor postawił lewicę w dziwnej sytuacji i bezwzględnie powinien dokonać wyboru – czy chce być doradcą marszałek województwa czy szefem lewicy. „Czasami żartuję sobie, że problemem SLD jest to, że jak wejdzie się na obrady Rady Krajowej SLD i zapyta się, kto na sali zarabia 1800 zł na rękę, lub jest bezrobotny, to lasu rąk się nie zobaczy” – żartuje kandydat na lidera polskiej lewicy.


Rozmowa z TOMASZEM NESTEROWICZEM, kandydatem na przewodniczącego Zarządu Krajowego SLD, radnym miejskim w Zielonej Górze.

Nad Wartą: Podobno idzie nowe na lewicy i dlatego „świeżą twarzą” SLD jestKrzysztof Gawkowski, a „jeszcze bardziej świeżą”, pojawiajacy się w kolorowych ciuszkach Włodzimierz Czarzasty. Do Pana kandydatury przejdę, ale czy sam fakt iż ci ludzie kandydują nie świadczy o tym, ze lewicy brak refleksji i zdolnosci do samooceny, że „lepsze już było” ?

Tomasz Nestorowicz: To nie jest brak refleksji, czy samooceny. Lewica, podobnie jak prawica, jest wypadkową poglądów i postaw osób identyfikujących się i działających w jej ramach. Start poszczególnych osób to bardziej obraz ich ambicji i sposobu oceny sytuacji, nie tylko przez pryzmat Lewicy, ale także przez prywatne powody i pobudki.

N.W.: No ale o czymś to świadczy, prawda ?

T.N.:  Powiedziałem już, to jedynie wyraz ich ambicji. Ważne jest to, czy ich aspiracje poprą członkowie w głosowaniu, bo to już będzie wyrażenie woli Lewicy, które może zadecydować o jej rozkwicie lub końcu.

N.W.: To kogo szuka partia: następcy Leszka Millera, czy raczej lewicowego Mojżesza, który zaprowadzi wszystkich do „ziemi obiecanej” ?

T.N.: Mam nadzieję, że szuka szefa. W polityce jestem zwolennikiem gry zespołowej opartej na rozsądku i zdrowych zasadach. Źle się dzieje w organizacjach w których członkowie są przekonani o nieomylności swojego przywódcy, a jeszcze gorzej jest, jak przywódca zaczyna podzielać to przekonanie.

N.W.: Czyli jednak nie Mojżesza szuakcie, takiego który musiałby  – niczym biblijny patriarcha Izraelitów – przez 40 lat prowadzać po „politycznej pustynii, by wymarli ci, którzy pamiętają przeszłość ?

T.N.: Nie mamy co liczy na cuda i nie mamy 40 lat na błądzenie po pustyni, a najwyżej trzy lata na wytężoną pracę. Za trzy lata będą wybory samorządowe, jeśli je przegramy, to będzie koniec SLD. Nie traktuję osób, które pamiętają przeszłość jako balastu, ponieważ można korzystać z ich doświadczenia. Jest takie powiedzenie, że mądrość to umiejętność uczenia się na błędach innych, inteligencja to umiejętność uczenia się na własnych. W polityce lepiej być mądrym.

N.W. Pozostając w tonie ponadziemskim. Kościół jakoś Pana szczególnie drażni, czy bez znaczenia ? A może właśnie ma znaczenie...

T.N.: Kościół stał się trochę takim tematem zastępczym, podobnie jak wszystkie kwestie obyczajowe. Po PRL-u lewica w Polsce miała i ma kompleks „gospodarczy” i unika jak ognia wszystkich tematów dotyczących gospodarki, które mogłyby choć stworzyć wrażenie, że nie akceptuje kapitalizmu. Ja jakoś nie dostrzegłem, aby te cztery miliony Polaków, które wyemigrowały z kraju, wyjechały z uwagi na kazania proboszczów.

N.W. To dlaczego wyjechali ?

T.N.: Wyjechali w poszukiwaniu pracy. A co do Kościoła, to Lewica ma dbać o świeckość Państwa, prawo wszystkich obywateli do własnego światopoglądu w granicach prawa. Kościół jest instytucją, dlatego nie jest dla mnie „sacrum” a „profanum” i powinien być traktowany jak każdy inny podmiot obracający pieniędzmi.

N.W.: Grubo...

T.N.: ...nie, po prostu transparentnie! Jestem zwolennikiem jasnych zasad, albo wyprowadzamy z obiektów państwowych wszelkie symbole religijne, albo wprowadzamy wszystkie symbole wyznań legalnych w Polsce. Kościół katolicki nie jest dla mnie ani celem działania Lewicy, ani przeciwnikiem. Powinien być traktowany dokładnie tak samo jak inne wyznania, ani lepiej, ani gorzej.

N.W.:  Imał się Pan wielu rzeczy, był nawet zwolniony. Idealny kandydat do opowiadania o lewicowości, czego nie można powiedzieć o wielu innych działaczach...

T.N.: Czasami żartuję sobie, że problemem SLD jest to, że jak wejdzie się na obrady Rady Krajowej SLD i zapyta się, kto na sali zarabia 1800 zł na rękę, lub jest bezrobotny, to lasu rąk się nie zobaczy, a to przekłada się potem na sposób postrzegania potrzeb Polaków.

N.W.: Mówi się o takich „kawiorowa lewica”...

T.N.: Nie podoba mi się to określenie. Lewica to nie jest organizacja charytatywna, ani ochronka dla poszkodowanych przez los. Rolą Lewicy jest budowa Państwa i społeczeństwa dla wszystkich obywateli, a nie walka o zapomogi. Nie uważam kapitalizmu za szczytową formę rozwoju relacji międzyludzkich. Świat dostrzega ograniczenia kapitalizmu, bo budowa społeczeństwa w oparciu o zasady wyścigu szczurów skończą się katastrofą. Tak naprawdę wszyscy dostrzegają te same problemy, ale jak na razie nie ma ich „idealnego rozwiązania”. Dostrzegam rozwiązania polskich problemów, jednak mam świadomość, że nie mam monopolu na rację. 

N.W.: Ejże, niech się pan nie deprecjonuje, bo partyjni wyborcy zwątpią.

T.N.: Dobry szef nie jest omnibusem, on potrafi korzystać z mądrości i wiedzy swoich  współpracowników. Ja mam przekonanie, że kluczem do rozwiązania wszystkich problemów jest gospodarka, a to już jest dobry początek. Każdy problem należy opracować najpierw teoretycznie, a potem dane rozwiązanie wprowadzać w życie. To trochę jak z leczeniem, nikt z nas nie chciałby, żeby lekarz bez wiedzy zabierał się za operację naszego serca. Ważne jest, żeby teorii nie mylić z dogmatem i swoje działania dostosowywać do reakcji pacjenta, a w wypadku naszej dyskusji do reakcji gospodarki.

N.W.: Dobra, Pan twierdzi, że ma inny pogląd na to jak powinno funkcjonować SLD niż pozostali kontrkandydaci. Sądzi Pan, że to kogoś obchodzi, skoro i tak chcecie funkcjonować w oparciu o dawnych działaczy PZPR, SB-eków, milicjantów i PRL-owskich urzędników ?

T.N.: Zapewne zdziwię Pana, ale ja pozytywnie oceniam PRL...

N.W.: Cooo ?

T.N.: Tak jak powiedziałem. Obiektywnie ten okres będzie oceniany może za sto lat, póki co plucie na PRL jest elementem walki politycznej. Kompletnie nie interesuje mnie kim był lub jest członek SLD, jeśli nie jest skazany prawomocnym wyrokiem śądu. W naszych szeregach są byli księża, weganie, cykliści a nawet dawni działacze „Solidarności”, którzy przyznają, że jakby wiedzieli do czego doprowadzą swoimi strajkami, to zapisaliby się do ORMO.

N.W.: Liczyłem na inną odpowiedź, bo jednak nie ma pan 60 lat, ale dużo mnie, właściwie jest pan prawie moim równieśnikiem.

T.N.: Miło mi, ale to nie zmienia faktu, że jako polityk nie mam zamiaru zajmować się historią, tylko budową przyszłości. Jako historyk mam świadomość, że na naszą ocenę przeszłości większy wpływ ma nie nasza wiedza, czy wiadomości, a ignorancja i to czego nie wiemy, bo takie braki nadrabiamy wiarą i wyobrażeniami. Tak buduje się „świadomość historyczna narodu”, na wyobrażeniach. Współpracować mam zamiar z każdym, kto będzie chciał współpracy. Nie widzę powodu, aby na społeczny i polityczny ostracyzm skazywać dawnych członków PZPR. Za cztery lata mamy ze społeczeństwa wykreślić obecnych członków PIS, czy PO? Polacy, jako społeczeństwo muszą w końcu nauczyć się szanować się nawzajem. SLD powinno funkcjonować jak sprawny organizm skoncentrowany na realizacji programu, nie tylko na uzyskaniu stanowisk, czy rozgrywkach wewnątrzpartyjnych. Ilu członków SLD ma szansę pełnić funkcję z nadania partyjnego? Niewielu, za to wszyscy skorzystają z budowy lewicowego Państwa.

N.W.: To prawdziwe poglądy czy po prostu boicie sie odciąć od tego, że trzeba będzie budować wszystko od nowa. Nie da się zjeść ciasteczka i dalej je mieć, prawda ?

T.N.: Nie zgadzam się z tą tezą, jest ona błędna i niesprawiedliwa. Konieczność budowy wszystkiego od nowa jest dla mnie oczywista. Byłbym głupcem, gdybym zakładał, że jeśli Sojusz będzie działać tak jak dotychczas działał, to osiągnie inne wyniki. Osiągnie dokładnie to samo dno na którym jest. Świadomość tego była dla mnie impulsem do startu w wyborach Przewodniczącego Krajowego. SLD musi być optymalnie dostosowane strukturą i sposobem działania do obecnych warunków i celów, które powinno osiągnąć jeśli chce przeżyć na polskiej scenie politycznej, o zwycięstwie wyborczym nie wspominając.

N.W.: „Leśne dziadki” nowej lewicy nie zbudują...

T.N.:  To obraźliwe sformułowanie dla często zasłużonych dla Polski osób. Zwycięstwa na pewno nie osiągniemy bez głębokich zmian i przeobrażeń. Jeżeli politykę potraktować jak wojnę, prowadzoną tylko innymi metodami, to po serii klęsk należy przegrupować i zreorganizować siły, tym bardziej że będąc poza parlamentem musimy się nastawić bardziej na uliczne działania partyzanckie niż otwarte bitwy parlamentarne. Wymiana wodzów będzie sensownym początkiem zmian.

N.W.:  A mimo wszystko twierdzi Pan, ze „pogubiły się doły i struktury”, a nie sądzi Pan iż chodzi o coś innego – nie macie sposobu na pozyskanie nowych. Nawet Pana ostatnie wywiady koncentrują się na demokracji w partii, aktywności struktur i tym podobnych – jakby nie rozumiał Pan iż nowa lewica powinna być budowana w oparciu o studentów, tysięcy wyzyskiwanych pracowników fabryk w Gorzowie czy pracowników markowych sklepów w galeriach ?

T.N.: Ja to bardzo dobrze rozumiem, dlatego chcę zmian „dołów i struktur”. Ludzie, którzy do nas przyjdą muszą mieć powód, muszą mieć po co przychodzić. Przyszedłby Pan do organizacji, w której nic Pan nie może? Pan chce działać, a może co najwyżej porozmawiać i wystosować uchwałę, której nawet nikt nie przeczyta. Partia dla mnie nie jest celem samym w sobie, a narzędziem do kształtowania Polski. Ja nie potrzebuję milionowej partii, ja chcę stworzyć Partię sprawną, przygotowaną do rządzenia, złożoną z aktywnych i kompetentnych ludzi. Żeby takim ludziom, którzy już są w SLD, i tym których ściągnę dać możliwość działania muszę zmienić sposób funkcjonowania SLD. Partia musi rozwijać możliwości członków, a nie je tłamsić.

N.W.: Czegoś nie rozumiem, przecież byliście podobno jedyną nie wodzowską partią, taką sympatyczną i demokratyczną...

T.N.: Powiem tak: SLD musi zacząć „kształcić” kadry i przygotowywać ludzi do pełnienia władzy. Dotychczas doły partyjne były traktowane bardziej jako statyści w sztukach rozgrywanych na deskach parlamentu. Nasze dotychczasowe „gwiazdy” dostały wymówienia od wyborców i na zwykłych członków spadła odpowiedzialność za granie głównych ról w swoich środowiskach. Skończyło się „salonowe” robienia polityki, czas wyjść na ulice, do ludzi, a do tego niezbędne są sprawne i aktywne struktury.

N.W.: Wy dalej szukacie nie tu, gdzie trzeba. Nie macie języka dla tych ludzi – dla „Polski na pół etatu” lub „Polski na umowę zlecenie” ! Zgodzi się Pan ze mną ?

T.N.: Oczywiście, że znów się nie zgodzę. To o czym Pan mówi, to nie jest przepis na zmianę Polski, a jedynie na ewentualne uzyskanie wyborców. Tworzenie Partii w oparciu o „chwyt wyborczy”, o jedno hasło to tak, jakby kupować samochód w oparciu o ładnie wyglądającą rurę wydechową. Uzyskanie władzy nie jest dla mnie celem, a narzędziem do realizacji programu, wizji państwowotwórczej.

N.W.: Ja nie mówię o uzyskiwaniu władzy, ale o realnych problemach...

T.N.: ...to źle je Pan definiuje, a  ja znów nie mówię o władzy dla władzy. Jeżeli Partia nie ma celu wykraczającego poza uzyskanie władzy, to po jej osiągnięciu będzie ulegać dezintegracji. Problemy o których Pan mówi, to element choroby systemu i ich nie usunie się bez jego przebudowy. Gospodarka to system naczyń połączonych i zmiana tylko jednego elementu, bez modyfikacji pozostałych zakończy się kryzysem.

N.W.: Dobra, to inaczej. Ważniejsi są dla Was ci starzy, niż Ci którzy lewicowo myślą, bo w takiej znaleźli się sytuacji. Satry PZPR-owiec i od wielu lat radny tej czy tamtej gminy lub powiatu nie pozyska do struktur absolwenta dobrej uczelni, który od pracuje na taśmie lub sprzedaje markowe spodnie w „FOKUSIE”. Ma Pan pomysł na budowanie takiej lewicy ?

T.N.: Nowych członków nie pozyskują już działający członkowie, tylko potrzeba i doświadczenia życiowe danej osoby, która wyraża wolę działania w SLD. Przychodzą ci ludzie, którzy chcą i widzą sens przyjścia. Jestem przeciwnikiem zachęcania ludzi do udziału, bo jeśli w nich nie ma woli walki i działania, to tylko traci się potem energię na próby ich aktywizacji.

N.W.: Czyli nie ważne co kto sobą reprezentuje ?

T.N.:  Oczywiste jest, że sposób postrzegania świata to wypadkowa wychowania i doświadczeń życiowych. Lewica przegrała dyskurs historyczny, przegrała edukację młodych Polaków i dlatego po części ma problem. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że warunki w których żyjemy same tworzą „lewicowców”. Przepisem na pozyskiwanie zarówno członków, jak i wyborców jest posiadanie spójnej i wyrazistej wizji państwowotwórczej. Brzmi to górnolotnie, ale jest to po prostu przepis na upieczenie zjadliwego dla wszystkich chleba.

N.W.: A jednak wydaje mi się, że trochę nie. „Nie postrzegam polityki przez pryzmat heppeningów” – to Pana słowa. Przepraszam, ale będąc w opozycji i to w dodatku pozaparlamentarnej, tylko w ten sposób mozecie się przebić. To chyba lepsze niż spotykanie się w zasmrodzonych knajpkach z wiarusami z lat świetności SLD w latach 2001-2005 ?

T.N.: Rozdawanie jabłek przed kopalnią, wymachiwanie sztucznym penisem i pistoletem jak Palikot, czy choćby pokazanie gołego tyłka na jakiejś uroczystości to oczywiście działania które przykują na chwilę uwagę mediów i wyborców, ale nie budują siły politycznej. SLD musi wyjść na ulice, musi podejmować działania, ale takie które niosą za sobą określone skutki polityczne i są elementem większej strategii. Jestem zwolennikiem pracy pozytywistycznej i konsekwentnego wzmacniania struktur i wiarygodności społecznej, a nie funkcjonowania od jednego happeningu do drugiego. Ma Pan rację co do spotkań w knajpkach, to nie jest dobra droga, tak swoją karierę rozpoczynał Hitler.

N.W.: Teoretycznie powinno się Panu udać młody, z doświadczeniem biznesowym, samorządowym, typ intelektualisty. Ale Pan chyba wie, że skończy się jak zawsze ?

T.N.: Skończyłoby się jak zawsze, gdybym nie wystartował, a tak jest szansa.

N.W.: Na pokazanie innym, ze było więcej kandydatów niż Gawkowski i Czarzasty...

T.N.: Wcale nie. Jestem Polakiem, a nas nigdy w działaniu nie powstrzymują takie drobnostki jak małe szanse na powodzenie. Proszę zobaczyć o ilu powstaniach musimy się uczyć na lekcjach historii i ile z nich zakończyło się powodzeniem. Polska husaria szarżując na liczniejszego przeciwnika swoich szans na zwycięstwo nie opierała o prosty rachunek arytmetyczny. Czasami trzeba podjąć walkę o swoje poglądy, o to w co się wierzy, nie kalkulując szans. Polityka jest dla ludzi aktywnych, z zacięciem do walki.

N.W.: „Miałem sen”... gdyby miał Pan dokończyć o lewicy, to jakby brzmiała dalsza część tej konstatacji Martina Lutera Kinga ?

T.N.: Nie miewam snów o Lewicy...

N.W.: ...że Aniołowie się nie objawiają, to rozumiem, ale brak snów o lewicy ?

T.N.: Tak najwidoczniej mam. Nie odczuwam również potrzeby obudowywania własnych poglądów otoczką nadprzyrodzonego źródła ich pochodzenia. Lewica jest po prostu jedynym gwarantem budowy państwa w którym każdy ma prawo do samorealizacji. Mówiąc pół żartem, pół serio chcę Polski do której masowo będą emigrować Anglicy.

N.W.: Będzie Pan potrafił pogodzi pazerność zasłużonych działaczy z otwartością na nowe środowiska i nie mówię tu o młodych karierowiczach, lecz ludziach o lewicowej wrażliwości ?

T.N.: Takie postawienie sprawy to budowanie daleko posuniętych stereotypów i uproszczeń....

N.W.: ...lubię iść po bandzie.

T.N.: ...to akurat wiem. Ale do rzeczy. Zasłużony działacz nie jest automatycznie pazerny, a młody genetycznie nie jest od razu karierowiczem. Nie wiem skąd wzięło się przekonanie, że lewica to jakaś wyjątkowa wrażliwość, dla mnie to pragmatyzm. Żyjemy w społeczeństwie, wśród ludzi i w naszym egoistycznym interesie jest, aby każdy członek społeczności był zadowolony, miał perspektywy rozwoju i szansę na dostatek i godziwe życie. Im więcej osób wyzyskiwanych, bez szans na normalne życie, tym większe prawdopodobieństwo wybuchu społecznego, a tym samym problemów dla nas. Jeśli spojrzy Pan na źródła postępu społecznego to raczej konserwatystów tam Pan nie znajdzie.

N.W.: To raczej lewica woli rozdawać niż tworzyć.

T.N.:  Myli się Pan. Jestem przeciwnikiem budowania relacji międzyludzki w oparciu o tworzenie nierówności społecznych i przekonanie o wyższości jakiejś części społeczeństwa nad jej resztą. Moje stanowisko to nie efekt  „lewicowej wrażliwości”, a chłodnej kalkulacji. A co do „karierowiczów”, to nie postrzegam jako wady osobistych ambicji i chęci działania napędzanej wolą robienia kariery. Trudno także zakładać, że każda organizacja, w tym SLD, składać się będzie wyłącznie z samych altruistów i ideowców.

N.W.:  Lubuskie było kiedyś potęgą. Okres rządów na lewicy Bogusałwa Wontora, to dobry czas dla lubuskiej lewicy, czy raczej okres smuty” ? Wiem, że to niewygodne pytanie, ale szef partii będzie otrzymywał bardziej niewygodne ...

T.N.: Zdecydowanie okres smuty, bo lubuskie SLD przechodzi dokładnie te same problemy, co SLD w Polsce. Tematem otwartym do dyskusji jest to, na ile proces osłabiania SLD był spowalniany lub przyspieszany w naszym województwie.

N.W.: A Pan opinia ?

T.N.: Fakty mówią same za siebie. Na naszych oczach rozpadł się Klub Radnych SLD w Sejmiku Województwa Lubuskiego i rozpadł się gorzowski Klub Radnych w Radzie Miasta. To co się dzieje, jest tym bardziej przykre, że jak Pan zauważył byliśmy kiedyś potęgą.

N.W.: To takie mało lewicowe, że Bogusłąw Wontor zanim złożył mandat posła, już sobie załatwił posadę doradcy u marszałek Elżbiety Polak względem której był w opozycji jeszcze kilka dni wcześniej. To standard, czy raczej odchył od standardu ?

T.N.: Nigdy nie ukrywałem tego, że moim zdaniem sytuacja w której przywódca SLD w regionie pełni funkcję doradcy Marszałka pochodzącego z konkurencyjnej partii nie jest najszczęśliwsza. Mamy dwuznaczną sytuację, bo trudno zakładać, że jednego dnia doradca będzie wspierał działania swojego Szefa, a drugiego już jako działacz SLD wyjdzie i publicznie będzie atakował Panią Marszałek choćby za rozpoczęcie procesu prywatyzacji szpitala w Zielonej Górze. Na dodatek nie mamy żadnej formalnej koalicji pomiędzy SLD i PO. Podkopuje to wiarygodność  i wiarę w niezależność i samodzielność SLD w regionie.

N.W.: Jakieś wnioski ?

T.N.: Gdybym ja był na miejscu Przewodniczącego Bogusława Wontora, to dokonałbym wyboru jednej z  tych funkcji.

N.W.: Ciężko będzie kreować sie na lewicowego antysystemowca z bagażem wielu przedstawicielu systemu: posłami, ważnymi urzednikami, ministrami. Da Pan radę ?

T.N.: Nawet nie mam zamiaru kreować się na antysystemowca, bo nim nie jestem. Takie „antysystemowe” podejście do Państwa jest dla mnie w polityce dowodem na skrajny infantylizm lub cyniczne rozgrywanie niezadowolenia społecznego. Jestem jak najbardziej systemowcem i jestem w SLD właśnie po to, że Państwo budować. Przerażające jest to, że Polacy wybierają polityków, których jedynym hasłem jest zniszczenie tego co jest, a nie budowa.

N.W.: Czyli jest dobrze tak, no to po co cokolwiek zmieniać ? Lewica jest niepotrzebna i niech wszystko się dzieje tak jak dotychczas...

T.N.: Znów Pan przesadza. Popatrzmy na to inaczej i bardziej obrazowo. Ci sami wyborcy, gdy remontują dom, to w życiu nie zatrudniliby fachowca, który deklarowałby, że on tylko porozwala ściany w pokojach. Osoby, które pełniły jakieś funkcje nie są w Partii bagażem, a potencjalnym zapleczem lub źródłem doświadczenia i informacji. Problemem może być jedynie to, jak się odnajdą w roli zwykłego członka Partii. Gdybym miał wątpliwości czy dam radę pełnić funkcję Przewodniczącego, to nie startowałbym na wyborach.

N.W.: Co Pan powie delegatom ? Oni już byli: czy razem damy radę ?

T.N.: Zdecydowanie powiem „damy radę”. Mam zamiar współpracować z każdym, kto będzie chciał takiej współpracy. Jednym z powodów klęski SLD było wypychanie z organizacji tych, którzy przegrali jakieś wewnętrzne wybory lub mieli inne poglądy niż te „obowiązujące”. SLD musi nauczyć się mądrze różnić i z tych różnic budować własną siłę. SLD naprawdę nie stać na wewnętrzne przepychanki, które w obecnej sytuacji byłby niczym innym niż prezentacją chorych ambicji. 

N.W.: To nowość na lubuskiej lewicy...


T.N.: Nie dla mnie. Rozmawiam z innymi członkami Partii i zasięgam ich opinii nie dlatego, że myślą tak samo jak ja, ale dlatego, że myślą inaczej. Nie mam z tym problemu, ponieważ jako szef mam poważną wadę, nie pragnę władzy dla samej władzy i nie odczuwam konieczności potwierdzania swojej nieomylności. Nie odczuwam lęku przed utratą władzy, wręcz zakładam, że Przewodniczącym bywa się, a człowiekiem jest i dlatego warto szanować opinie swoich współpracowników, bo może to oni kiedyś będą moimi szefami. 


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...