Obłęd dotyka wszystkich i nie wiadomo kiedy nadejdzie. Dyskusje o historii zawsze budzą emocje, ale rozgarnięci łatwo odróżnią propagandę i tęsknotę za barbarzyństwem, od tego, co mądre i warte zastanowienia. Konwencje językowe byłego dziennikarza reżimowych mediów nie powinny budzić entuzjazmu, ale współczucie…
Z gorzkimi odczuciami czytałem zamieszczony w echogorzowa.pl felieton byłego redaktora „Ziemi Gorzowskiej” Jerzego Zysnarskiego na temat rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Leciwy redaktor czuje się dziś autorytetem upoważnionym do serwowania opinii i świadectw moralności, choć sam zasłynął fetowaniem komunistycznych zwycięstw, dziennikarskim zwalczaniem ludzi „Solidarności” oraz afirmacją totalitarnego barbarzyństwa. „Znów będzie rocznica i media będą od rana do wieczora smędzić patriotycznie i martyrologicznie, powtarzając jedyną, obowiązującą od lat wersję(…)Żaden publicysta, tym bardziej polityk, nie ośmieli się bąknąć, że za stanem wojennym też przemawiały jakieś racje” – pisze na portalu swojego przyjaciela oraz ideowego powiernika, niczym Marks do Engelsa, lub odwrotnie. Autor, sławiony niegdyś jako „pierwsze pióro partii”, podjął się apoteozy stanu wojennego i krytyki tych, którzy dekret o jego wprowadzeniu uznają za zły i szkodliwy dla Polski. „(…)Nie chce się dostrzec tej największej, pozostawionej na marginesie grupy, która twierdzi, że stan wojenny, zły, wstrętny, tragiczny, był jednak niezbędny” – peroruje dziennikarz i historyk, którego trudno nazwać zrozumiałym, a tym bardziej – rozsądnym, obiektywnym i rzetelnym. Dalej jest już tylko gorzej, a chwilami nawet strasznie. Jeśli bloga Nad Wartą czytają dzieci, to lepiej w tym momencie poprzestać. „Nikt już nie pamięta, jak jesienią 1981 r. wojsko urządzało różne mobilizacje, ćwiczenia, a działacze „Solidarności”, mimo wszystkich dwuznaczności w postawie wojskowych, wciąż ufni w neutralność armii, tak chętnie dawali się mobilizować: niech no tylko dadzą nam karabiny” – pisze „reżimowy Sokrates” z miasta nad Wartą. Postawa dziwna, ale wcale nie nowa. Podobny wątek podjął swego czasu – raczej z innego świata niż bohater tekstu - Zbigniew Herlin-Grudziński w swoich „Doświadczeniach syberyjskich”, gdy opisywał wizytę Bertranda Russela w Rosji w 1920 roku. Autor „Praktyki i teorii bolszewizmu” – nie mniej zasłużony dla reżimu niż red. Zysnarski – spotkał się wówczas z Maksymem Gorkim, który za wszelką cenę usiłował usprawiedliwić Józefa Stalina, tłumacząc – niemal słowo w słowo jak redaktor Zysnarski - iż ten wcale nie był taki okropny, bo mógł się pojawić ktoś znacznie gorszy, a dla stalinizmu nie było alternatywy. Wiem, wielkie nazwiska, a przecież „Zyzio” też potrafi. Oto próbka wprost z portalu towarzysza redaktora Jana Delijewskiego. „(…)Pewna sędzia, która doznała niegdyś zapewne traumy, gdy nie mogła obejrzeć „Teleranka”, zrównała autorów stanu wojennego z gangsterami(…).Wałęsa i Jaruzelski wpadają sobie w objęcia, a Glemp ich błogosławi(…)”– pisze w echogorzowa.pl pupil służb, których już nie ma. Trudno się z nim nie zgodzić – mogło być gorzej. Gorszego tekstu przed rocznicą wprowadzenia stanu wojennego być nie mogło. Mocno chciałbym wierzyć, że gdy sędziwy redaktor Zysnarski – oczywiście oby jak najpóźniej – zamknie swoje niewinne oczęta, podobnie patologiczne konstatacje interesowały będą jedynie psychiatrów, a mniej historyków. Z drugiej strony – czemu się dziwić. Na myśl przychodzi mi Stefan Kisielewski, który – wypisz wymaluj niemal wprost o Zysnarskim – powiedział: „Każdy pies hodowany pod szafą wyrasta na jamnika”. Gdyby bohater tekstu nie rozumiał, to służę cytatem niemal szkolnym: „Nie wie ptaszek na uwięzi, co to znaczy wolność”. Trąci wodą święconą, ale w tym wieku, to i ona nie szkodzi. „Jeśli chodzi o felietony, to już nie jest ten Zysnarski co kiedyś” – powiedział w „Fabrycznej 19 J. Delijewski. Co racja, to racja – choć obłęd wciąż ten sam…
ROBERT BAGIŃSKI
ROBERT BAGIŃSKI