Miasto to dzisiaj produkt, który trzeba sprzedać tak samo jak
mieszkanie, samochód lub zagraniczne wczasy. Kiepska lokalizacja, trefny design
lub słaba oferta all inclusive – mogą to wszystko zniweczyć, a klienci będą
tego unikać jak mało czego. Przestrzeń publiczna Gorzowa jest co roku
regularnie rozszerzana, ale mimo to, miasto świeci nocami pustkami, a młodzi
wolą jechać na gotowe do większych ośrodków…
To opinia nie tylko szefów
lokali, instytucji kultury oraz akademickich wykładowców. Zjawisko jest
widoczne i trudno do nie zauważenia. Tak samo trudno nie zgodzić się z byłym
posłem i senatorem, a obecnie liderem Stowarzyszenia „Tylko Gorzów” Jackiem Bachalskim , że miasto w ogóle nie
przypomina regionalnej metropolii, a nawet jest w nim mniej życia niż w wielu
stolicach powiatów. „W naszym mieście
przeraża mnie wieczorna pustka, bo jest tak cicho i pusto. Czasami czuję się,
jakbym żył w mieście sanatoryjnym. Tam, jak wiadomo, młodzieży i dzieci raczej
nie ma” – uważa lider „Tylko Gorzów”, który swoje zmartwienia i troski
przelał na papier i postanowił się nimi podzielić z czytelnikami swojego
tygodnika. Jednocześnie opowiada o swoich ostatnich spotkaniach w gimnazjach i
liceach, gdzie pytał młodych ludzi, co będą robić i czy wrócą po studiach do
Gorzowa. „Otrzymałem odpowiedzi po
których poczułem się trochę jak idiota: a co ja tutaj będę robił?” –
relacjonuje swoje spotkania z młodymi J. Bachalski, który odwykł już chyba od
tego typu konwersacji, choć diagnozę postawił niezwykle trafną. „Sam opuściłem swoje rodzinne miasto po
studiach na prawie 20 lat. Wróciłem i przeżywam do Gorzowa drugą miłość. Widzę
w tym mieście potencjał na rozwój i mam wiarę, że nie jestem sam. Wiem jednak,
że bez młodzieży nie zmienimy tego miasta” – konstatuje polityk, który
postuluje, by miasto było bardziej otwarte na swoich młodych mieszkańców, bo
tylko w ten sposób można zapobiec jego peryferyzacji. Niestety, oprócz
postulatu przekazywania młodym funkcji w administracji i życiu publicznym, nie
wskazał innych konkretnych działań, które mogą temu zapobiec. „Miasto to dość plastyczna struktura, która
jest zdolna do ściągania w swoje macki nowych mieszkańców, a jednocześnie
wykorzystywania tych, którzy mieszkają tu od dawna” – dodał bardzo ogólnie.
Na plus trzeba Bachalskiemu oddać, że od lat robi w tej dziedzinie bardzo
wiele. Był założycielem fundacji wspierającej młodych i zdolnych mieszkańców,
jako poseł i senator otaczał się głównie młodymi, a wielu dzisiejszych radnych,
urzędników i posłów, którzy mogliby robić kariery poza Gorzowem, to osoby,
które on do polityki wprowadzał. Ostatnio zainicjował cykl debat na temat
miasta, a także funkcjonowanie
Uniwersytetu Młodego Wieku. Problem w tym, że czasy trochę się zmieniły, a samo
zaklinanie rzeczywistości niczego nie zmieni. Sam zresztą sytuację doskonale
rozumie. „Boli mnie, gdy młodzi wolą
jechać na gotowe do innego miasta, niż tworzyć coś w swoim Gorzowie” – stwierdził.
A może tak radni mają coś do powiedzenia, bo dyskusje nad obsadą vacatu po Grażynie Wojciechowskiej trwały
miesiącami, a dyskusji – takiej niepolitycznej – o mieście i jego słabych oraz
mocnych stronach, jak nie było, tak nie ma. Sam prezydent Tadeusz Jędrzejczak wszystkiego nie wymyśli, a świąteczny teatrzyk
VIP-ów, to jeszcze nie argument dla młodych, by pozostali w mieście…