Władza ma być jak najdalej od obywateli – tak na wszelki wypadek, aby za dużo się nie dowiedzieli. Choć koszty organizacji sesji Sejmiku Wojewódzkiego Lubuskiego poza jego siedzibą są mniejsze niż tygodniowe loty dyrektorów departamentów do Warszawy, to są samorządowcy, którzy uważają, że kontakt z obywatelami może radnym nie wyjść na dobre…
Trudno się dziwić, że kolejne wybory samorządowe cieszą się coraz mniejszą frekwencję, a mieszkańcy nie odróżniają Rady Gminy od Sejmiku Wojewódzkiego. „Sejmik Lubuski, choć oparty na wielkiej mobilności radnych, nie jest obwoźną grupą” – uważa były polityk Unii Demokratycznej, Unii Wolności, Platformy Obywatelskiej, a ostatnio szef klubu radnych PSL w Sejmiku Wojewódzkim Czesław Fiedorowicz. „Ustawodawca wskazał w ustawie powołującej do życia Województwo Lubuskie, Zieloną Górę jako siedzibę władz samorządowych” – podkreślił w dalszych słowach jeszcze bardziej dobitnie. Tezy te sformułował w piśmie do prezesa Zachodniego Ośrodka Polityki Regionalnej Michała Obiegło, który zwrócił się do przebywającego w bliskiej mu ideowo Chińskiej Republice Ludowej przewodniczącego Sejmiku Województwa Lubuskiego Tomasza Możejki, aby ten organizował sesje kierowanego przez siebie gremium również w Gorzowie Wlkp. „W czasie moich trzech poselskich kadencji Sejmu RP tylko raz zorganizowano obrady w Gnieźnie” – skonstatował eksposeł, choć argument wydaje się raczej mało rozsądny. Z podobną argumentacją nie zgadza się inicjator akcji M. Obiegło. „Organizacja wyjazdowych sesji Sejmiku Województwa Lubuskiego w Gorzowie Wlkp. przyniesie wiele korzyści wszystkim ich uczestnikom: radnym, urzędnikom oraz przede wszystkim mieszkańcom. Sami radni lepiej zrozumieją problemy regionu” – mówi Nad Wartą. Jego zdaniem koszty takich wyjazdowych sesji, nawet gdyby mieli w nich uczestniczyć dyrektorzy departamentów, są niewielkie, a korzyści dla regionu ogromne. „Mamy się integrować, a nie okopywać” – dodaje Obiegło. Jaki wniosek ? Gorzów liczy się tylko w kontekście szpitala, bo tu można eksperymentować. Propagowanie samorządności, obywatelskiej świadomości i wiedzy o regionie, to już domena tylko nielicznych ideowców, koniunkturalistów oraz beneficjentów ewentualnych sukcesów. Wszystko dlatego, że kasta polityków za nic ma społeczeństwo. Dziennikarze też się nie wychylają – bo ogłoszenia nie spadają z Nieba - tematu nie podchwycili, a wszystko dlatego, że podobno czekają na wypowiedź lubuskiego „Mandaryna”. Mandarynki zaś bywają kwaśne lub spleśniałe…