Ćwierć wieku w polityce, gospodarce i życiu publicznym, to spory kawał
czasu. Znaczenie osób, wydarzeń i miejsc w ostatnim 25-leciu mierzy się
najczęściej siłą wpływów, rozgłosem oraz aktywnością trwającą częstokroć do
dzisiaj. Tymczasem, nie mniej istotne są trzy inne kryteria: miejsce w lokalnej
historii, wywoływane emocje oraz wyjątkowość na miarę czasów – które w pełni
implikują stare chińskie przysłowie: „Obyś
żył w ciekawych czasach”…
… Czasy były rzeczywiście
ciekawe, a wszyscy, którym dane było w nich żyć, być aktywnymi lub
spostrzegawczymi, będą mieli co opowiadać wnukom. Plebiscytów z okazji 25-lecia
wolności powstało już bardzo wiele, „bohaterów”
do orderu jest jeszcze więcej, ale poza dyskusją jest to, że był to okres nie
tylko wielkich sukcesów, ale też wielkich upadków. Wspaniałych karier i
spektakularnych ich końców. Wielkich inwestycji, ale też wielkich afer i
skandali. Warto to ująć i przypomnieć, bo prawdą jest, że „Internet pamięta”, ale trudno się też nie zgodzić z opinią, że jest
jeszcze „szczeniakiem”. Co ciekawe –
przy ogromnej inflacji polityków i politycznych wydarzeń mamy, mamy deficyt
tych na miarę ćwierćwiecza. Posłowie, wojewodowie, prezydenci, działacze,
przedsiębiorcy i publicyści przychodzą oraz odchodzą, ale z trudem - wśród tych
współczesnych – szukać mężów stanu, myślicieli lub prowokatorów, chociażby do
tego, by się z nimi nie zgadzać. Panuje plastyk, bezmyślność, koniunkturalizm,
interesowność i wszechobecny PR...
25 LAT WOLNOŚCI POLITYCZNEJ I POLITYKÓW
W polityce jest jak w ekonomii – zły pieniądz zazwyczaj wypiera ten
dobry. Patrząc na gorzowską politykę przez pryzmat 25 lat, śmiało można
zaryzykować tezę, że lepsze już było, a wszystko co będzie – jeśli w
najbliższych latach nie wydarzy się coś niezbędnego - w kolejnym ćwierćwieczu nie zapisze się w
ogóle.
Dzisiaj dominuje „polityczny silikon”, ale historię ostatnich 25 lat wolności pisali,
na szczęście – z sukcesami lub bez nich – politycy wyraziści, bywało iż
kompetentni, ale na pewno godni wymienienia. Ciekawostką jest fakt, że z
wyjątkiem senator Heleny Hatki czy
ekswiceministra i wojewody Marcina
Jabłońskiego, ze świeczką szukać wśród obecnych działaczy i polityków
takich, którzy zasługują na to, by wymienić ich w jednym ciągu z tymi, którzy
znaleźli się poniżej. Kiedyś w polityce chodziło „o coś” – nawet jak nie wszystkim się to podobało, odkąd nurt „myślenia” zaczęli nadawać dorobkiewicze
z Platformy Obywatelskiej, chodzi tylko o to, aby być. Ranking na 35 lecie
odzyskania wolności może się więc nie zmienić.
1. MARCINKIEWICZ Kazimierz
„Premier z Gorzowa”, to nie tylko jeden z
wielu spełnionych polityków – jak chcieliby go postrzegać ci, którzy
działalnością publiczną zaczęli się zajmować po 2001 roku - ale przede
wszystkim twórca szkoły myślenia, która wydała wielu wybitnych działaczy. Można
z nim polemizować, podniecać się obyczajowym skandalem, ale poza dyskusją
pozostaje fakt, że jest przede wszystkim instytucją, a jego nazwisko wymieniane
będzie w Gorzowie nie tylko przy okazji ćwierćwiecza, ale nawet całego wieku.
2. JĘDRZEJCZAK Tadeusz
Nie mniej
kontrowersyjna postać jak Kazimierz Marcinkiewicz – co zresztą jest naturalne
dla ludzi wybitnych - ale z pewnym miejscem w panteonie najbardziej zasłużonych
dla Gorzowa. Przeszedł drogę od sekretarza PZPR do najdłużej urzędującego w
historii miasta prezydenta. Już dzisiaj mógłby sparafrazować za biblijnym
klasykiem: w dobrych zawodach wystąpiłem, wiary w siebie ustrzegłem, a „wieńcem chwały” są moje dokonania. Nie
zmieniłyby tego nawet przegrane wybory…
3. PUSZ Zbigniew
Polityk zapomniany,
ale niesłusznie, bo wśród współczesnych odpowiedników, można go porównywać w
zakresie doświadczenia i kompetencji tylko z Marcinem Jabłońskim. Z tą wszakże różnicą, że były wicewojewoda
(1991), wojewoda i senator (1992-1995), a także szef wielu ważnych instytucji
ma realne dokonania w okresie, gdy nie było to takie proste. Był radnym
pierwszego Sejmiku Województwa Lubuskiego, a do 1997 roku szefem oddziału Phare
CBC, które odpowiadało za finansowanie ze środków Unii Europejskiej wielu
ważnych przedsięwzięć na długo zanim Polska była członkiem UE.
4. ŻURAWIECKI Bronisław
Tęsknota za
prawdziwymi przywódcami związkowymi i politycznymi jest uzasadniona, odkąd
przestał być szefem gorzowskiej „Solidarności”, a zastąpili go działacze z
każdym rokiem gorsi: Roman Rutkowski,
a potem Jarosław Porwich. Był
instytucją z którą liczyli się nie tylko zwolennicy, ale nawet przeciwnicy.
Można by za Wisławą Szymborską
powtórzyć: „Nic dwa razy się nie zdarza i
nie zdarzy”. A szkoda …
5. MAJCHROWSKI Jan
Pierwszy wojewoda
lubuski, ale tym samym ostatni, który miał coś do powiedzenia: politykom,
mieszkańcom oraz tym wszystkim, którzy rozumieli lub zrozumieć chcieli.
Klasyczna konfrontacja idealisty z prowincjonalnymi cwaniakami. Poległ, bo
walczył ze wszystkimi, a były to czasy, gdy wszyscy chcieli się dorobić – taki
ostatni dzwonek na to, by ukraść pierwszy milion. Obecnie – jeden z najlepiej
ocenianych przez studentów wykładowców Wydziału Prawa Uniwersytetu
Warszawskiego, autor książek oraz komentator polityczny w ogólnopolskich
mediach. Nie powiedział za cervantesowskim Don
Kichotem: „Ja tu jeszcze wrócę”,
ale przecież w polityce nigdy, nie mówi się „nigdy”…
6. WOŹNIAK Henryk Maciej
Powołanie go
na stanowisko po Lechu Marku Gorywodzie,
a wcześniej Nikodemie Wolskim, było
skokiem cywilizacyjnym: pedantyczny i dbający o komunikację społeczną polityk
Unii Demokratycznej zastąpił mało wyrazistego samorządowca Chrześcijańskiej
Demokracji – Stronnictwa Pracy. Bez niego Gorzów byłby inny – dosłownie i w
przenośni. Najlepiej ilustrują to fotografie otoczenia Katedry, które – głównie
za jego sprawą i dzięki owemu „pedantyzmowi”
– zaczęło przypominać prawdziwe centrum i quasi „Stary Rynek”. Do dzisiaj są tacy, którzy na pytanie o gorzowskiego
polityka, wymienić potrafią tylko jednego - H.M. Woźniaka. Parafrazując
historyków o Kazimierzu Wielkim, nie będzie przesadą konstatacja, że zastał
centrum zrujnowane, a pozostawił odrestaurowane.
7. RUDNICKI Maciej
„Cudowne dziecko
prawicy”, choć z tą ZChN-owską nic wspólnego nie miał. Dokonań dla miasta i
regionu raczej nie ma, ale trudno zaprzeczyć tezie, że jest jednym z tych,
którzy – jako beneficjenci odzyskanej w 1989 roku wolności – wykorzystał ten
czas najlepiej i potwierdził tym samym, że było warto, a nawet – że jak się
chce, to można. Do 30 roku życia sekretarz miasta, radca prawny, ekspert
Trybunału Konstytucyjnego i poseł na Sejm, a już po trzydziestce: wiceminister
ochrony środowiska i członek rad nadzorczych ważnych instytucji finansowych. Po
czterdziestce – profesor Wydziału Prawa na Katolickim Uniwersytecie Katolickim.
8. KOCHANOWSKI Jan
„Bez fajerwerków”, ale trudno go pominąć,
bo jako szef Sejmiku Samorządowego Województwa Gorzowskiego (1993-1997), a
następnie poseł trzech kadencji i szef lubuskiej lewicy, zapisał się w historii
miasta oraz regionu jako osoba rozumiejąca i szanująca samorząd terytorialny.
Jest też symbolem tego, co w polityce ostatnich 25 lat stało się dosyć
naturalne: nie ważne, że masz rację i wiedzę, musisz jeszcze umieć to „sprzedać innym”. Polityk Kochanowski nie
potrafił, a polityczny walec z konkurentami za kierownicą, nie tylko zepchnął
go na margines polityki, ale mocno zwalcował zasługi.
9. SURMACZ Marek
Jeszcze w końcówce lat 90-ych
mówiono o nim jako „gasnącej gwieździe”,
ale czas pokazał, że ta gwiazda dopiero rozbłysła: został posłem, wiceministrem
spraw wewnętrznych i administracji, a następnie doradcą Prezydenta Polski.
Polityk postrzegany jako „oszołom”, „pieniacz” i „zawadiaka”, jest dzisiaj w Radzie Miasta merytorycznym numer jeden.
Mocno góruje wiedzą i obyciem nad
innymi. Czas leci, po 25 latach są już wnuki, które – parafrazując telewizyjną reklamę – śmiało
mogą mówić: „Dziadek cały czas
walczy ze złem”. Ale przecież nie z pilotem na kanapie, ale w realu. Opisać
ćwierć wieku gorzowskiej polityki bez Surmacza, to jakby pisać o polskim
Kościele z pominięciem Papieża Polaka. Osobowość, którą wspominać się będzie
jeszcze na 35-lecie wolności …
25 LAT WOLNOŚCI KSZTAŁTOWANE
PRZEZ DZIENNIKARZY
Dziennikarstwo może być różne: lokalne, branżowe, niezależne, zależne,
zaangażowane, ale w sumie najważniejsze jest to, aby było dobre i wyjątkowe,
potrafiące opisać świat według klucza, który dla dziennikarza lub publicysty
jest ważny – nawet jeśli czytelnik lub słuchacz się z tym nie zgadza.
Liczy się wyjątkowość oraz to
„coś”, co sprawia iż ludzie chcą czytać, słuchać i oglądać. Gorzowskie
dziennikarstwo a’la carte – może z wyjątkiem Hanny Kaup, Dariusza
Barańskiego, Romana Błaszczaka,
Adama Oziewicza i Jana
Delijwewskiego - zamiast być wyjątkowym, jest obecnie po prostu
przewidywalnym, a chwilami nawet prostackim. Owe „coś”, to towar deficytowy, a poszczególne portale, gazety oraz
redakcje są miejscami, gdzie „biała flaga”
zagościła na dobre, podobnie zresztą jak inna powszechnie obowiązująca
czynność: „kopiuj i wklej” – nie
myśl. Nie zawsze w ciągu 25 lat wolności tak było, a niektórzy – gdy brali
pióro, mikrofon lub kamerę – chcieli coś przekazać i czynili to w sposób
absolutnie wyjątkowy.
1. ZYSNARSKI Jerzy
„Machiavelli pióra”, który - niczym Leonardo a Vinci z farby i wody
- potrafił stworzyć wybitny, choć najczęściej stronniczy i złośliwy, obraz
polityki, polityka oraz bieżących wydarzeń. Wielu słusznie zarzucało mu brak
obiektywizmu, ale nikt nie odważył się zarzucić legendarnemu „Gambrimusowi” braku pisarskiego
warsztatu, kunsztu, wiedzy i ciętej riposty. Jedno jest pewne – bez tego
wszystkiego, jego narracji oraz publicystycznej złośliwości, lata 90-te byłyby
inne i wcale nie lepsze.
2. BODNAR Zbigniew
Wirtuoz radia i chodząca
encyklopedia polityki – zresztą po studiach politologicznych. Kiedy Internet
nie znajdował się nawet w sferze wyobrażeń, głównym źródłem regionalnych
informacji była postkomunistyczna „Gazeta Lubuska”, a serwis informacyjny
telewizji „Teleskop” nadawany był z Poznania, informacje z regionu kojarzone
były z red. Bodnarem z Radia „Zachód”, a on sam z informacjami lokalnymi. Tak
zostało do dzisiaj i to nie tylko dlatego, że posiada sporą wiedzę, duże
archiwum materiałów audio oraz potrafi zrobić użytek z każdego dźwięku, ale
przede wszystkim z tego powodu, że miał i ma własne poglądy. Ironia historii
polega na tym, że człowiek walczący o wolność i niezależność mediów, dzisiaj jest
przez swoich przełożonych odsunięty „na
boczny tor” z powodu rzekomego zaangażowania politycznego. Dziwne, bo Joseph Pulitzer też był nie tylko
dziennikarzem i twórcą, ale również działaczem społeczno-politycznym, a mimo
tego każdy marzy o nagrodzie jego imienia. Widocznie przez 25 lat wolności, nie
wszyscy do niej dorośli…
3. PYTLAK Grażyna
Lokalne wcielenie Oriany Fallaci i jedna z ostatnich
kobiet antykomunistycznej opozycji, która walczyła nie tylko piórem. W wolnej
Polsce doskonale wiedziała i pilnie się tego trzymała, że wywiad z politykiem
miał coś wytłumaczyć, artykuł prasowy powinien być jednocześnie błyskotliwą
analizą, a felieton dosadnie to i owo objaśniać. Skrzywdzona przez Zjednoczenie
Chrześcijańsko – Narodowe redaktorka miesięcznika „Aspekty”, skąd odwołano ją
by zrobić miejsce dla ówczesnego ekswiceministra edukacji narodowej Kazimierza Marcinkiewicza. Kontynuowała
pracę w pierwszej prywatnej i niezależnej od władzy rozgłośni Radio „GO”. Po
śmierci Teresy Klimek oraz Stefani Hejmanowskiej, jeden z
ostatnich symboli niezłomności, bezinteresownego zaangażowania oraz oddania
sprawom publicznym.
4. HOŁYŃSKI Krzysztof
Ikona dziennikarstwa, którą
kształtowali czytelnicy sprzed 1989 roku, wtedy też zyskał największe uznanie
jako komentator, później docenili go słuchacze i telewidzowie. Absolutny numer jeden
wśród gorzowskich dziennikarzy sportowych, a w okresie już wolnej Polski, także
społecznych i politycznych. Wywiad u Hołyńskiego był jak rozmowa u Larry’ego Kinga, choć on sam polityką
zdawał się interesować mało, a umawiając swoje wywiady - potrafił o nich
zapomnieć, wystawiając do wiatru a to Jana Rokitę, a to znów Mariana
Krzaklewskiego. Bezapelacyjnie chodzącą historią gorzowskiego sportu. Fan żużla
oraz idol żużlowych fanów tej miary, że do dzisiaj – klasą, wiedzą , rozgłosem
i uwielbieniem – nie dorównał mu nikt.
5. BRYKNER Artur
Stronniczość oraz idąca za nią
bezkompromisowość nie są niczym złym, bo oznaczają posiadanie własnego zdania.
Tragicznie zmarły dziennikarz miał nie tylko własne zdanie, ale również bardzo istotne
zadanie – odważne tropienie politycznych i urzędniczych nieprawidłowości, a
następnie – nie bacząc na zewnętrzne konwenanse i polityczne konstelacje –
upublicznianie tego. Dla gorzowskiego dziennikarstwa lat 90-ych był tym, kim Bob Woodward lub Carl Belstein dla mediów w USA: bezwzględnym tropicielem afer.
25 LAT WOLNOŚCI GOSPODARCZEJ
Ostatnie 25 lat w regionalnej gospodarce było ogromnym sukcesem i nie
chodzi tu tylko o połączenie Gorzowa ze Szczecinem i Zieloną Górą, nowymi
drogami szybkiego ruchu. Nie chodzi też o rosnącą liczbę menadżerów, ale fakt
iż miasto i region w miarę płynnie przeszły przez okres, który nie dla
wszystkich ośrodków był „czasem
błogosławionym”
W miejsce upadłych państwowych
molochów: od Gorzowa po Kostrzyn i
Słubice, powstały firmy z kapitałem zagranicznym. Osobisty sukces odniosło
wielu lokalnych przedsiębiorców. Pracę znaleźli zarówno ci spośród pracowników,
którzy mają wysokie kwalifikacje i wiedzę, ale także ci spośród uczestników
rynku pracy, którzy szukają zajęcia jakiegokolwiek . Tak więc, prze ćwierć
wieku w regionalnej gospodarce swoje miejsce znaleźli biznesowi geniusze,
potrafiący czekać na swój czas „długodystansowcy”,
ale także „utracjusze”, którzy mogąc
wiele i mając jeszcze większe możliwości – znów znaleźli się tam, gdzie
zaczynali. Na szczęście – w przeciwieństwie do polityków – godnych wymienienia
z okazji 25 lat wolności przedsiębiorców jest tak dużo, że nie ma na to w blogu
Nad Wartą miejsca. Warto więc skoncentrować się na symbolach, bo każdy z wymienionych
symbolizuje coś innego, inne środowisko, proweniencję oraz diametralnie różny
sposób dochodzenia do sukcesu: przejmując państwowy majątek, ryzykując
bankructwem na morzu ogarniętym sztormem gospodarczej niepewności czy oddając
swoje doświadczenia innym.
1. SOKOŁOWSKI Kazimierz i BICKI Tomasz
Zaczynali zaraz po upadku komunizmu, niemal jak Bill Gates – bez wielkich środków i w
otoczeniu wrogo nastawionym do siebie dawnych aparatczyków oraz SB-eków. Z tego
właśnie względu, niewiele brakowało, a pierwsza w Gorzowie myjnia „Szaniec”,
zakończyłaby karierę jak założony przez Romana Kluskę OPTIMUS S.A. Dawni towarzysze
prokuratorskie zarzuty chcieli im postawić nawet za to, że od pierwszego dnia
istnienia firmy znajduje się na jej terenie maszt z flagą państwową. Bez
wątpienia byli w Gorzowie pierwszymi spośród dawnych opozycjonistów, którzy
odważyli się wziąć sprawy w swoje ręce i postawić na biznes.
2. KOMARNICKI Władysław
Nawet przeciwnicy uwłaszczania
się członków PRL-owskiego aparatu partyjnego na majątku państwowych firm
przyznają, że Komarnicki zawdzięcza sukces przede wszystkim sobie: swojemu
uporowi, otwartości na nowe, wiedzy oraz umiejętności pozyskiwania do
współdziałania w firmie lepszych od siebie. Najwięksi krytycy oraz polityczni
oponenci muszą z pokorą przyznać, że nie był wymieniany w żadnej z gorzowskich
afer gospodarczych od 1989 roku aż do dzisiaj. „Jestem w czepku urodzony” –
mówi o sobie,
3. KOROLEWICZ Jerzy
Określenie go mianem gorzowskiej emanacji ekspremiera Jana Krzysztofa Bieleckiego nie będzie
obraźliwe. Obaj panowie – już w wolnej Polsce – zamiast wtopić się w szarą,
hałaśliwą i kontrproduktywną masę polityczną, postanowili działać w segmencie
gospodarczym. Kiedy kolejni politycy rozdzierają pomiędzy siebie posady w
Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej - choć w przeszłości nie
zawsze wspierali jej powstanie - a ona sama daje miejsca pracy tysiącom
mieszkańców regionu, jakby na drugi plan zeszła rola jaką odegrał J.
Korolewicz: były wicewojewoda gorzowski i pełnomocnik ds. powołania tej
instytucji. Dzisiaj jest prezesem Zachodniej Izby Przemysłowo-Handlowej, ale
drugiego takiego sukcesu – jakim było doprowadzenie przez niego do powstania
K-SSSE – nie odniesie już nigdy, bo zrobił dla regionu coś wyjątkowego, co
powtórzyć byłoby trudno.
4. MICHAŁOWSKI Zenon
Dzięki swojej pracowitości, uczciwości
oraz omijaniu jakichkolwiek podejrzanych układów, wierząc iż nic nie spadnie z
nieba i nie będzie podarowane, ale trzeba na to ciężko zapracować, osiągnął
znacznie więcej niż wskazywałby na to posiadany przez niego w 1989 roku potencjał:
finansowy, organizacyjny oraz personalny. Działalność gospodarczą założył tuż
przed upadkiem komunizmu, ale w pierwszych latach wolnej Polski - jako
właściciel firmy budowlanej - był marginalizowany i traktowany przy dużych
przetargach jak intruz. Nie tylko ze względu na „solidarnościową proweniencję” oraz działalność w opozycji
antykomunistycznej, ale także ze względu na zasadę: „Nie płacę łapówek. Wolę nie wygrać przetargu”. Dzisiaj - bez tzw. politycznego
uwłaszczania się – jest większościowym udziałowcem i prezesem firmy „Meprozet –
Stare Kurowo”.
5. KAŁAMAGA Zdzisław
Przykład dla innych niemal
kompleksowy: jak postępować, by odnieść w wolnej Polsce sukces i jak nie
postępować, gdy się go już odniesie. Niewielu mogłoby dzisiaj uwierzyć, że Z.
Kałamaga jest najlepszym przykładem gorzowskiego „american dream” w Polsce po 1989 roku. Nic nie zostało mu dane, a
rozpoczynając od sklepiku z warzywami na
osiedlu Piaski, doszedł miejsca w którym posiadał największą ilość
firmowych salonów „Mars”, był
właścicielem pierwszej dużej galerii handlowej „Panorama”, a w końcowej fazie właścicielem pierwszego
profesjonalnego centrum logistycznego w mieście. W 2005 roku tygodnik „Wprost” umieścił go – jako pierwszego
gorzowianina w historii – na 61 miejscu listy najbogatszych Polaków.
Przeinwestował, zabrakło wiedzy, a forma i megalomania wzięły górę nad
rozsądkiem, biznesową pokorą, rzetelną analizą finansową oraz umiejętnością
współpracy z innymi. „Biedna ćmo, nie
mogę ci pomóc, mogę tylko zgasić światło” – czytamy w wierszu Ryszarda Krynickiego. Światła zgasły, a
wywalczona wolność przynosi nie tylko sukcesy, ale także okazje do powstania.
Chociaż - pieniądz lubi ciszę…
6. RAJMUND D. Przedsiębiorca ze Świecka
Tragiczna historia pokazująca wypatrzenia
wolnej Polski, której ofiarą padł gorzowski przedsiębiorca. Prowadził restaurację
na przejściu granicznym w Świecku i na polecenie SLD-owskiego wojewody Zbigniewa Falińskiego, został z tego
miejsca wyrzucony. Biznes został przejęty przez konkubenta córki wojewody, a
sprawa wyszła na światło dzienne po upublicznieniu jej na konferencji prasowej
przez piszącego te słowa. „Cieszę się, że
dostąpiłem zaszczytu zainteresowania się mną przez pana Bagińskiego. Podam go
do sądu i nie pozwolę szargać swojego imienia. Nie mam pojęcia kto prowadził
punkt gastronomiczny na Świecku na miejscu przedsiębiorcy, z którym Zarząd
Drogowym Przejść Granicznych rozwiązał umowę”
– mówił w „Gazecie Wyborczej”. Do sądu autora nie podał – tylko w trybie
wyborczym - do Sejmu się nie dostał, przedsiębiorca sprawę w sądzie wygrał, a
decyzja wojewody kosztowała Skarb Państwa 8 milionów złotych.
7. SYNOWIEC Jerzy
Nie ma w Gorzowie drugiego,
który o raczkującym biznesie lat 90-ych, a także tym dojrzałym - z okresu po
2000 roku, wie więcej niż mec. Synowiec. Przede wszystkim jest on synonimem
prawniczego sukcesu, który był i do dzisiaj jest przedmiotem marzeń wszystkich
lokalnych absolwentów prawa. Był czas, że w przypadkach najcięższej wagi, samo
stwierdzenie: „Wziąłem Synowca”, było
jednoznaczne z uniewinnieniem lub korzystnym wyrokiem skazującym. Czasy się
zmieniły, a ćwierćwiecze urodziło nowe gwiazdy – nie mniej błyskotliwe i nie
mniej skuteczne. Zdolny, ale coraz bardziej „bezrobotny” adwokat, zaangażował się w politykę. Czy dobrze ? „Bezczynni adwokaci mają skłonności do
zostawania politykami, toteż utrzymywanie adwokatów w ciągłym zatrudnieniu ma
pewne społeczne znaczenie” – powiedział Abraham Silberschatz z uniwersytetu z Yale. „Złota kancelaria” – jest dziś synonimem drogich usług, a to wcale w
biznesie nie pomaga.
8. SYCHLA Grzegorz
„Kamikadze” - to mało powiedziane, ale historia powołanej przez niego
do życia Agencji Ochrony Mienia i Osób „Skorpion” najlepiej ilustruje, że wolna
Polska w pierwszych latach funkcjonowania była dziwna i nie wszystkim stwarzała
równy start w biznesie. Były segmenty i obszary gospodarki, które – niczym kłębowisko
żmij – zarezerwowane było głównie dla dawnych funkcjonariuszy Służby
Bezpieczeństwa, a próba wtargnięcia tam, groziła poważnymi konsekwencjami.
Sychla – jako założyciel pierwszej agencji ochrony bez funkcjonariuszy SB –
zapłacił za swoją odwagę w wolnej Polsce znacznie bardziej, niż za antykomunistyczną
opozycyjność. W końcu lat 90-ych wyemigrował do USA.