Nie zamierzam się zmieniać. Taki jestem. Taki mój urok. Dostaję
wiadomości od ludzi, którzy czują się wielcy i wybrani, bo pełnią takie czy
inne funkcje lub mają na tego lub tamtego wpływ. To jest śmieszne, bo już
mistrz Dostojewski słusznie zauważył, że uznający się za wielkich dokonują
często bohaterskich czynów, a nawet dowodów uczciwości, tylko dlatego, że nie
potrafią dokonać świństwa.
Ktoś zadał mi dzisiaj w internetowej
poczcie pytanie, dlaczego pisząc o ćwierćwieczu wolnej Polski, a co za tym
dalej idzie – samemu określając osoby i wydarzenia ważne z punktu widzenia
ostatnich 25 lat, nie poddałem tego pod głosowanie lub chociażby opinię tych,
którzy mogliby ów hierarchię zmienić lub nanieść na listę stosowne poprawki. Uznaję
to za okazję do wyrażenia swojej własnej doktryny oraz sposobność do kolejnej
prowokacji.
Nie sądzę, aby większość była
wyrazicielem tego, co wartościowe i dobre, zwłaszcza iż pamięć większości nie
sięga dalej niż pierwsza strona pocztowej skrzynki, system powiadamiania portalu
społecznościowego oraz pojemność archiwum wiadomości tekstowych SMS. Inaczej
mówiąc, gdzie wszyscy myślą podobnie i w obawie o społeczne postrzeganie
siebie, bojąc się naruszenia powszechnie obowiązujących konwenansów oraz
medialnej linii, tam nie myśli nikt, a skoro nie myśli – to wara mu od
oceniania czegokolwiek, a szczególnie okresu, którego nie zna i nie czuje.
„Większość rozsądnych ludzi myśli inaczej” – powie ktoś, kto będzie
chciał mi przyłożyć lub przyprzeć mnie do muru. Pewnie tak i nie zamierzam z
tym stwierdzeniem polemizować, ale tylko dlatego, że są sprawy w których wolę
być w mniejszości i nie konformizować się na siłe, tylko po to, by komuś się to
podobało. Nie oczekuję łaskawej konstatacji: „ Popatrzcie, jak Robert zmienił się mocno na plus”. Nie zabiegam o
to, choć zdaję sobie sprawę, że zjawisko myślenia grupowego, gdzie
dziennikarze, politycy i tzw. ludzie bywający, przyjmują jeden wzorzec
myślenia, jest wręcz powszechny, a w takim „grajdołku”
jak Gorzów, wręcz pożądany.
To tragiczne w skutkach zjawisko
widać na konferencjach prasowych – na które nie chodzę co najmniej od roku,
podczas radiowo-telewizyjnych audycji oraz spotkań, na których wypada być „cool”. Donkiszoteria ? Zależy jak to
rozumieć, bo gdyby rozczytać się w moim ukochanym Cervantesie dokładniej, to
wyjdzie na to, że „droga jest zawsze
lepsza od zajazdu”. Dziwne, ale owa „większość”
woli zajazd niż ciągłą drogę.
Dostaję wiadomości od ludzi, którzy
czują się wielcy i wybrani, bo pełnią takie czy inne funkcje lub mają na tego
lub tamtego wpływ. To jest śmieszne, bo już mistrz Dostojewski słusznie
zauważył, że uznający się za wielkich dokonują często bohaterskich czynów, a
nawet dowodów uczciwości, tylko dlatego, że nie potrafią dokonać świństwa. Ja
potrafiłem i choć nie zawsze było mi z tym dobrze, a najczęściej rzadko kiedy,
to mam jeden komfort: żyję w prawdzie o sobie.
A inni ? Kulturowe próby
nurkowania w mentalnym szambie, to niestety pływacki standard na miarę „Słowianki”
i jeden z podstawowych składników gorzowskiej demokracji: liczy się tylko ten,
kto bardziej knajacko podporządkuje się – w polityce czy dziennikarstwie –
głównemu nurtowi „myślenia”. Wiem, zastosowana przeze mnie konwencja językowa
może wkurzać, ale prawdą jest iż tylko nieznacznie odbiega od przepełnionych
patosem „trosk”, „zaniepokojeń”, „zaskoczeń” i „rozczarowań”, które tu i ówdzie
ogłaszają ci sami, którzy rozczarowali mnie osobiście – za co piórem oberwą –
ale też wielu innych i to wielokrotnie.
Bardzo często przełykam gorzką
pigułkę internetowych obelg i kłamstw, musiałem przeżywać „łamipłotów” i zwykłych bandytów, ale wiem jedno: nie rozumiem
mechanizmów, które powodują, że do gorzowskich środowisk opiniotwórczych –
polityki, kultury i mediów, trafiają często ludzie o poziomie
ćwierćinteligentów. To oni uznają, że drogą do sukcesu jest konsekwentne
unikanie myślenia, a autorytetami od wystawiania moralnych cenzurek są ci,
których nikt jeszcze na niczym nie złapał. Autorytetami stają się ci, dla
których myślenie nie ma przyszłości, a jeśli już, to należy je postrzegać w
kategoriach masochizmu.
Koniec. Kropka. Nie zamierzam się
zmieniać. Taki jestem. Taki mój urok. Po prostu się wkurzyłem i w kilka minut postanowiłem to napisać - każdy odbierze to tak, jak zechce ...
ROBERT BAGIŃSKI