Przejdź do głównej zawartości

Nadwarciański alfabet polityczny

Chcąc zmieniać miasto, region i państwo – najpierw trzeba zacząć zmieniać pojęcia. Alfabet – nawet jeśli jest niekompletny – potwierdza tezę, że jest świat rzeczywisty i świat wykreowany przez media. Gdyby były to media dobre lub złe – to trudno mieć cokolwiek przeciw. Najgorsze iż te media są nijakie, przekupne i wciąż zmienne. Alfabet jest jeden…

AFERA
Jedno jest pewne – złodziej wytyka innym, że kradną, a łakomczuch wciąż widzi tych, którzy przesadzają z jedzeniem. W mieście nad Wartą, to już niemal instytucja, że aferą jest wszystko – tylko nie to, co dotyczy opozycji. Monopol na określanie tego, co bezwzględnie jest, a co jeszcze nie jest aferą, ma tylko „Gazeta Lubuska” i Marek Surmacz. Logika selekcji aferalnych materiałów jest jak w filmie Juliusza Machulskiego „Kariera Nikosia Dyzmy”. „To jakiś wieniec trzeba by było kupić?” – rzekł asystent bohatera filmu. „Po co, żeby ukradli ?” – odpowiedział Dyzma. W mieście aferalna projekcja – a więc przypisywanie innym swoich zachowań i poglądów, to absolutny standard. Wszyscy kreują się na niewinnych, ale sytuacja jest jak w dowcipie – choć bardzo prawdopodobna w Gorzowie - gdy działacz zauważył atrakcyjną kobietę. „Cześć. Mam na imię Jarek, skończyłem 40 lat, zajmuję się polityką i jestem uczciwym człowiekiem” – zagaił śliniący się polityk. „Cześć skarbie. Mam na imię Sara, stuknęło mi 35 lat, zajmuję się prostytucją i nadal jestem dziewicą” – odpowiedziała adorowana. Aferą jest więc nieoznakowanie jakiejś drogi lub wygranie negocjacji w których miasto kupiło taniej ziemię – za co miałyby niby odpowiadać władze miasta – ale nie jest już nią nagranie eksradnego Prawa i Sprawiedliwości Arkadiusza Marcinkiewicza, który nagabywał włodarza miasta do ustawiania przetargu. Nie inaczej z „czynszem” M. Surmacza, który okazał się pomyłką …
BUDŻET OBYWATELSKI
Oficjalnie oddanie części kompetencji obywatelom, by mieli wpływ na realizowanie miejskich inwestycji. Pomysłodawcą był lider Tylko Gorzów Jacek Bachalski, ale inicjatywę szybko ukradli leniwi i słabo rozgarnięci radni Platformy Obywatelskiej. „Naród Państwa Środka jest bardzo dobry w naśladowaniu innych. Nie jest twórczy, ale potrafi podrabiać pomysły innych, wzorując się na stylistyce bardziej twórczych nacji” – perorował Bachalski, nie kryjąc przy tym złości. Niepotrzebnie, złodzieje szybko się skompromitowali – nie tylko jako inicjatorzy budżetu obywatelskiego, ale przede wszystkim jako ci, którzy nie potrafili korzystać z uprawnień posiadanych jako radni. „Nie zagłosujemy za budżetem jeśli nie będzie pieniędzy na drogi” – grzmiał w listopadzie ub.r. szef platformerskich radnych Robert Surowiec, a media udawały, że posiada on resztki wiarygodności. Tygodnie mijały, prace nad budżetem zostały zamknięte, a wniosku Surowca nie było. Pojawił się w ostatniej chwili – zgłoszony niemal na papierze toaletowym przez „żołnierza” Marcina Gucię. Radni chcą oddać swoje uprawnienia, bo sami nie potrafią. Powstaje pytanie: jeśli ktoś bardzo chce ponieść porażkę i odnosi w tym sukces, to co mu się tak naprawdę udało …
CZYSTA WODA
Nazwa fundacji  powołanej i kierowanej przez radną Grażynę Wojciechowską. Diabeł boi się wody święconej, ale raczej nie tej czystej, chociaż wątpliwości są poważne. Dlaczego ? Bo jej przywódczyni jest oddana miastu, bardzo hałaśliwa i zaangażowana, ale jednak bez jaj. Nadzieją jest to, że jeśli fundacja posłuży Wojciechowskiej do tego, by powołać swój komitet i zostać prezydentem Gorzowa, to będzie to władza zgody narodowej: wszyscy są bowiem zgodni, że gdzie diabeł nie może, tam pośle babę. Jest się czego bać ? Jeśli już, to powinien prezydent Tadeusz Jędrzejczak, bo jak pisał Fryderyk Nietzsche: „ W miłości i zemście kobieta potrafi być większym barbarzyńcą niż mężczyzna”. Tu zaś była i miłość i jest nienawiść, a „Czysta woda” kojarzyć się może tylko z podtopieniami. Jędrzejczak jest optymistą i uważa, że żyjemy w najlepszych z możliwych dla Gorzowa czasów. Wojciechowska to urodzona pesymistka i zdaje się wyrażać obawy, że tak może być w rzeczywistości. Więc po co lać wodę ? Gdzieś w Gorzowie na którejś z dzielnic, jest trzecia nad ranem, a do drzwi dzwoni była wiceprzewodnicząca z koleżankami. „Otwierać ! Mamy nakaz uszczęśliwienia na siłę !”. Jak szefowa Fundacji „Czysta woda” chce uszczęśliwić obecnego prezydenta ? Utopi go w czystej wodzie - choć najlepiej, by najpierw sama się w niej wykąpała, bo niech kamieniem rzuci pierwszy ten, który sam jest bez grzechu ...
DIETA
Dla wielu cel sam w sobie, a przekonanie o konieczności trwania i pielęgnowania odpowiedniej wysokość samorządowej diety, jest jak potrzeba fizjologiczna załatwiana w spodnie – sprawia przyjemność tylko sikającemu. Dieta,  to jedyna sprawa, która łączy niemal wszystkich radnych, bez wyjątku i podziału na opcje polityczne – no może z wyjątkiem Jerzego Synowca, Jerzego Wierchowicza i Marcina Kurczyny. Złośliwi twierdzą, że diety są tak wysokie, by umożliwić mieszkańcom zwracanie się do rajców: „Nasi drodzy radni !”, ale rzeczywistość jest bardziej brutalna: dieta to stały i zaprogramowany w rodzinnych budżetach przychód bez którego wielu musiałoby się rozwieść lub zamienić domy na mieszkania. „Paryż jest wart mszy” – powiedział Henryk IV wyrzekając się swojej wiary i przekonań. Jaka jest cena, jaką działacze różnej maści gotowi są zapłacić, by przez kolejne 4 lata pobierać 1600 złotych diety ? Okazuje się, że w gorzowskiej polityce pozory cnót są ważniejsze niż same cnoty i zmiana komitetu, zagłosowanie wbrew swoim przekonaniom lub dobru miasta, a potem karkołomne uzasadnianie tego patetycznymi argumentami – by tylko dostać się na kolejną listę wyborczą i przez kolejne lata pobierać dietę, to taki kulturowy wyznacznik. „Z przodu honor. Z tyłu goła dupa” – powiedziałby Nikoś Dyzma.
ECHO GORZOWA
Poprawny i bardzo przyzwoity portal informacyjno-publicystyczny z obszarem dla tych, którzy wcale nie muszą mieć takiego samego zdania jak twórca. Kiedyś mówiono, że red. Jan Delijewski Łamie kręgosłupy”, ale dzisiaj nie ulega wątpliwości, że jego własny kręgosłup jest twardszy niż tych, którzy go krytykowali: Jarosława Porwicha czy Zbigniewa Bodnara. „Dlaczego istnieje coś, a nie istnieje nic” – pytał Gottfried Leibniz, a Delijewski z niczego uczynił wielkie coś, choć po jego odejściu z Radia Zachód mówiono iż „jest niczym”. „Zniszczono nam tygodnik <Ziemia Gorzowska> który finansowałam z własnych pieniędzy” – utyskuje co jakiś czas radna Grażyna Wojciechowska, ale red. Delijewski – obok szefa TELETOP-u Romualda Liszki – to jeden z niewielu, którzy – jak w „American dream” wzięli sprawy w swoje ręce i zrobili dobre medium, a przy tym nie czekają na dotacje i przychylność rządzących, lecz szczodrość tych, którzy zgadzają się z tym, że mają coś do powiedzenia i przekazania, misję oraz umiejętności – a nie jedynie polityczną zachciankę.
FILHARMONIA
Chluba miasta i miejsce w którym dotychczasowi ludzie kultury z zadymionych klubów czują się nieswojo – po pierwsze trzeba płacić, po drugie jakoś wyglądać, a wreszcie po trzecie – warto wiedzieć kto i co gra. Tymczasem „kulturalni dziennikarze” do dzisiaj nie mogą się przestawić, że filharmonia to nie jest „Park Róż” i nie wnosi się tam chleba, wrzucając później do klozetu - w parku do stawu, a wszystko po to, by nakarmić WC kaczkę. Taki urok miasta kształtowanego przez „Lamus”-a i „Letnią”. Niektórzy chcieli tam zrobić pieczarkarnię – bo na co dzień zajmują się wypiekaniem własnych interesów, jeszcze inni mylą ją z „muszlą koncertową”, ale wszystkich przebił w „Rzeczpospolitej” mec. Jerzy Synowiec, określając ów inwestycję jako niepotrzebną, bo: „Mieszkańcy Gorzowa są pierwszym pokoleniem ludzi na sedesie”. Można by go zapytać o czym myśli siedząc na tym urządzeniu, ale odpowiedź jest znana: „Komora do losowania jest pusta, następuje zwolnienie blokady”. W przedmiocie Filharmonii Gorzowskiej blokada puściła wszystkim, bo poziom krytyki – czegoś czym w innym mieście chwalono by się od Tatr po Bałtyk – jest wręcz nieprawdopodobny. Chamstwo w krytyce tej inwestycji jest więc spore, ale nie od dziś wiadomo, że spośród trzech biblijnych synów Noego największą karierę zrobił właśnie Cham …
HATKA SENATOR
Największe objawienie i niespodzianka jednocześnie, ale ostatniego zdania jeszcze nie powiedziała. Stanie się to dopiero wtedy, gdy komitet partyjny Heleny Hatki otrzyma pełnomocnictwa do rejestrowania list wyborczych, a następnie ukonstytuuje je w ten sposób, że na pierwszych miejscach nie znajdzie się nikt spośród obecnych liderów gorzowskiej PO – oprócz Haliny Kunickiej – ale osoby całkiem nowe, nie wyłączając z tego dyrektora szpitala Piotra Dębickiego. „Lepiej z mądrym stracić, niż z głupim zyskać” – mówi stare polskie przysłowie, ale senator z Lipek Wielkich – i słusznie – do głupoty się nie przyznaje. Pomocnym więc może być cytat Stefana Kisielewskiego: „Głupi, który twierdzi iż jest głupcem, przestaje być głupcem. Wniosek z tego taki, że głupcy rekrutują się spośród tych, którzy twierdzą iż głupcami nie są”. Czy senator jest beznadziejnym politykiem, który mówi co wie, ale nie wie co mówi ? Nie do końca – to jak w dowcipie o blondynkach. „Widzisz las?” – mówi jedna. „Nie, nie widzę, bo drzewa mi zasłaniają” – odpowiedziała druga. Megalomania też może sporo zasłonić, ale trend w biznesie – a tym właśnie od zawsze była dla senator Hatki polityka - jest dzisiaj taki, że lider powinien być nie tylko zapatrzonym w siebie narcyzem, ale również nieprzewidywalnym psychopatą. To za prof. Emily Grijalvą z Univeristy of Illinois…
INWESTYCJE
Każda w której opozycja nie będzie w stanie zrealizować obietnic złożonych swoim biznesowym mocodawcom  - czytaj „zrobić lewizny” - jest w Gorzowie do niczego. Słowo „inwestycja” wywołuje mrowienie w nogach – ale bardziej w portfelu - nie tylko u polityków Platformy Obywatelskiej, ale także Prawa i Sprawiedliwości – każdy z nich coś komuś obiecał i dzięki temu może liczyć na darmowe plakaty oraz ulotki, a nawet „małe coś niecoś”. Przykład pierwszy z brzegu to głosowanie Rady Miasta w sprawie planu zagospodarowania przestrzennego w rejonie ulicy Strzeleckiej. Szeptający radnym do ucha przedsiębiorcy postawili na swoim, a miasto kolejny raz straciło. Czym się różni UFO od troski radnych o użyteczne dla Gorzowa inwestycje ? W regionie są podobno ludzie, którzy widzieli UFO …
JABŁOŃSKI MARCIN
Mojżesz północnych działaczy Platformy Obywatelskich, który miał ich wyprowadzić z niewoli Bożenny Bukiewicz, ale nie dał rady wejść nawet na górę Synaj. „Strzeż mnie Boże od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam” – przykładem słuszności tej maksymy jest były wojewoda, a dzisiaj prezes giełdowej spółki Marcin Jabłoński. Pewny był zwycięstwa, a odniósł sromotną porażkę po której dawni zwolennicy szybko stanęli na nogi. Z wykształcenia germanista, lecz wielu twierdzi iż tak naprawdę jest „tapicerem” – zawsze chodziło mu o stołki i fotele. Teraz, gdy odszedł ze stanowiska, wojewoda Jerzy Ostrouch musi robić za „krawca”  – łatać to, co poprzednikowi udało się rozszarpać. „Gościu, siedź pod mym liściem, a odpoczni sobie ! Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie” – głosił czas jakiś temu wieszcz Jan Kochanowski w fraszce „Na lipę”. Co prawda, to prawda …
KOSTRZYŃSKA
Wszystkie drogi są dobre, ale pod warunkiem iż nie buduje ich obecny prezydent Gorzowa. Jeśli wniosek lub koncepcję zgłaszają radni PO – to koniecznie ma być z pełnym wypasem. Kiedy droga ma być budowana pod skrupulatną kontrolą unijnych urzędników – gdzie nie da się nic wykręcić, to lepiej to zrobić w wersji minimum. Miała być dwupasmówka, a może się skończyć – to za radnym Marcinem Gucią - na „guciówce”. Tego ostatniego oskarżano o to, że przemówienia nagrywa mu szef Rady Miasta. „To nieprawda, że moje przemówienia dostaję od liderów nagrane na płytach … na płytach …na płytach … na płytach …na płytach …na płytach” – miał oświadczyć podczas jednego politycznych z gremiów.
LEWICA
Wszyscy się zastanawiają czy w ogóle istnieje, chociaż sąsiedzi SLD z ul. Mostowej w licznych donosach potwierdzają, że tak  - i ma się całkiem dobrze: lewicowe młodziki wciąż walą głową w ściany, żeby nie zastygł im beton. Starzy wciąż mają się dobrze i nie tracą rezonu. „Dziękuję mojemu przyjacielowi prezydentowi Tadeuszowi Jędrzejczakowi, który bardzo nam pomógł w sprawie działkowców” – powiedział kilka miesięcy temu w bibliotece lider lewicy Jan Kaczanowski. Na reakcję nie musiał czekać długo. „Nie dziękuję mojemu przyjacielowi Janowi, bo w życiu nie pomógł mi dosłownie w niczym” – odparował szybko i błyskotliwie Tadeusz Jędrzejczak. Czyli z lewicą w Gorzowie jest jak z Yeti – podobno istnieje, ale nikt jej nie widział.
NIEZALEŻNOŚC DZIENNIKARZY
Zdarza się. Podobno kilka razy i w kilku redakcjach ją widziano. Gorzowscy dziennikarze wystąpili nawet w specjalnym filmie, a tam namiętnie rozprawiali o swojej odwadze i niezależności w głoszeniu poglądów. Całość okazała się hitem i miała wiele wspólnego z kinem niemym: gadatliwość. Dzisiaj zależni dziennikarze liczą na przyjaźń i przychylność polityków w przyszłości. Tymczasem przyjaźń w polityce jest zawsze ździebko gdzie indziej, niż myślimy i niż nam się wydaje. Ktoś pamięta fraszkę Ignacego Krasickiego: „Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Nikt nie pamięta – to inna: „Nie wie ptaszek na uwięzi, co to znaczy wolność”.
OPOZYCJA
Po wielu latach rządzenia jest jej w mieście całkiem sporo i najczęściej rekrutuje się spośród tych, którzy nie dostali w magistracie stanowiska lub nie udało się im zrobić żadnego biznesu. Inaczej mówiąc – klasyczny gorzowski opozycjonista to ten, który stracił już wszelką nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie rządził. Jak wybrać pięciu najgłupszych opozycjonistów Gorzowa? Tu nie trzeba się wysilać – można to zrobić drogą losowania, ale to i tak nie zmieni faktu, że opozycja będzie mówić językiem idiotów i ćwierćinteligentów, bo inaczej jej własny elektorat nic by nie zrozumiał. Argumenty są od lat takie same: miasto się nie rozwija, są dziury w drogach, prezydent stawia sobie pomniki i powinien siedzieć w więzieniu. Rzeczywistość pokazuje coś innego: ludzie mają pracę, opozycja jest przeciwna budowie nowoczesnej Kostrzyńskiej, filharmonię i „Słowiankę” odwiedzają w sumie setki tysięcy, a prezydent ze skazanego nie jest już nawet oskarżonym. I tylko Marek Surmacz i Robert Surowiec wciąż grzeją ławy opozycji…
PREZYDENT
Złożony charakter, ale trudno odmówić mu talentu i geniuszu, którego inni nie chcą lub nie potrafią zrozumieć, niczym przybysza z innej galaktyki. Kłania się koncepcja „Ziem bliźniaczych” Hilarego Putnama, gdzie to samo pokazywane przez Tadeusza Jędrzejczaka, zaczyna mieć inne znaczenie za sprawą interpretacji i narracji jego przeciwników – dla niego samego: leni, nieuków i wrogów miasta. Tymczasem oczekiwania oponentów „najbardziej osamotnionego człowieka w mieście” – jak sam o sobie powiedział - bywają dziwne. Najczęściej przypominają dyskusję wilka z owcą na temat tego, co należy zjeść na śniadanie, choć akurat owca ma tu niewiele do powiedzenia i jeszcze mniej do zaproponowania. Prezydent też nie jest bez winy i nawet jak jest dobrze, to prędzej czy później powie coś za dużo lub po prostu nie przyzna się do tej lub innej wpadki. Dokładnie jak w bajce o skorpionie proszącym żabę, by ta przeniosła go na swoich plecach na drugi brzeg rzeki. „Ukąsisz mnie” – odpowiedziała żaba. „Nie zrobię tego, zobaczysz” – zapewniał skorpion. Niestety, na środku rzeki skorpion zrobił swoje, a na obronę miał tylko jedno zdanie: „Przepraszam, taką mam naturę”. Inna sprawa, że prezydent nie ma z kim rozmawiać, a mądry z głupim rozmawiać nie powinien – zwłaszcza przed wyborami – bo jest ryzyko iż ktoś postronny go nie odróżni od głupca…
RADA MIASTA
Prezydent Tadeusz Jędrzejczak bardzo jej nie lubi, zresztą z wzajemnością, a ponieważ nie oczekuje ze strony radnych czegokolwiek dobrego, antycypuje myśliwską zasadę z okresu, gdy wartość ludzkiego życia była mniejsza: jak nie wiesz czy w krzakach siedzi dzik czy człowiek, to na wszelki wypadek strzelaj. Sama Rada Miasta nie jest lepsza i najbardziej lapidarnie opisuje ją konstatacja Johanna Wolfganga Goethego: „Boże, jak wielki jest Twój ogród zoologiczny”. Włodarzowi miasta trudno się dziwić, skoro konstruktywność i przydatność pracy radnych dla miasta, jest mnie więcej taka, jak stosunek seksualny homoseksualisty z dziurą w sztachecie dla wzrostu populacji. Niektórzy twierdzą, że na linii prezydent – klub radnych Platformy Obywatelskiej panuje chłód i zima. To prawda, skoro większość mają bałwany…
TRAMWAJE
Pojazd o który walczyli wszyscy radni – bo mogli znów być „przeciw” – ale żaden z nich nim nie jeździ. Najważniejsze, ze my mamy, a Zielona Góra nie ma.



WOJEWODA OSTROUCH

Jego „powierzchowny” poprzednik zdobił lansem i autokreacją urząd wojewody, a w przypadku Jerzego Ostroucha jest odwrotnie – to urząd zdobi jego kompetencje, przemyślenia oraz ewidentny brak zdolności komunikacyjnych. Trudno odmówić mu wiedzy, merytorycznego przygotowania oraz koncyliacyjnych zdolności na linii Gorzów – Zielona Góra, ale i tak ogólne wrażenie przypomina zachwyt nad tanią konserwą z ryby: bez głowy, bez oleju i bez ikry. Można nawet powiedzieć, że stosunek obserwatorów i znawców meandrów regionalnej polityki do wojewody Ostroucha jest jak do żony po kilkudziesięciu latach pożycia: trochę się ją kocha, trochę się jej boi, a trochę chciałoby się inaczej. Niewątpliwie wojewoda Ostrouch zasługuje na uwagę ze względu na bezprecedensowy fakt powrotu na stanowisko, ale wszystko wygląda jakby na siłę, bez przekonania i z oddechem kolegów z „Solidarności” na plecach …

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...