Jedno spotkanie jako studium i potwierdzenie tego, że gorzowskiej
Platformy Obywatelskiej nie ma, a jeśli jest – to zachowuje się jak stary facet
z prostatą: bardzo chce, ale wcale jej to nie wychodzi: na co dzień i pod
kołdrą. Zwyczaje w partii rządzącej są dziwne i nieprawdopodobne, bo wojewoda
okazuje się - „asystentem”, a
marszałek - „wicepremierem”, ale
gołym okiem widać, że nowe koło PO w Gorzowie jest bardzo bliskie sercu władzy…
I trudno się dziwić, skoro w
polityce przyjaźń to fikcja, a towarzysze oraz wrogowie są codziennością. Uczestników
gorzowskiego spotkania z premierem Donaldem
Tuskiem można podzielić na cztery grupy, a każda z nich bardzo precyzyjnie
odzwierciedla pozycję społeczną poszczególnych osób lub po prostu ich cechy
charakteru. Po pierwsze, byli to zaproszeni przez marszałek Elżbietę Polak – a więc prezydent
miasta, szefowie ważnych placówek kulturalnych i zdrowotnych oraz ludzie
aktywni. Druga grupa, to tzw. „wproszeni
formalnie” - a więc politycy ważni z formalnego punktu widzenia, którzy na
samą myśl o pobycie premiera i braku zaproszenia dostali we wtorkowy wieczór „politycznej sraczki” i zaczęli dzwonić m.in.
do wojewody Jerzego Ostroucha oraz polityków
z Warszawy. Tą drogą „wprosiła się” poseł
na Sejm Krystyna Sibińska, która
zabrała ze sobą szefa Rady Miasta Jerzego
Sobolewskiego. Inni mieli trudniej, a dostanie się na spotkanie wymagało od
nich mądrości sowy i sprytu lisa, ale też się udało: to przede wszystkim
wproszeni „na wabia”. Czekający na
bulwarowym murku, dołączyli do premierowskiego orszaku, wymieniając z nim życzliwości
jak z kumplem z piaskownicy, a następnie wchodząc z całym orszakiem do sali. Tu
liderem i mistrzem okazał się ekssenator Henryk
Maciej Woźniak. „Wyglądało to śmiesznie
i jednak źle świadczy o Platformie Obywatelskiej, że jej prominentny polityk w
marynareczce siedzi z boku i czai się jak nastolatka na celebrytę, a przecież
Woźniak zna Tuska od lat” – mówi jeden z uczestników biorących udział w
spotkaniu. Najwidoczniej było warto, bo innym wprosić się nie udało, choć
krążyli po bulwarze jak mewa nad wodą: Radosław
Wróblewski, Maciej Nawrocki, Leszek Rybka, a nawet wicewojewoda Jan Świrepo z PSL. Największym
przegranym jest jednak Robert Surowiec,
który wypadł z głównego obiegu już całkowicie i nie ma się czemu dziwić, skoro
jest jednym z największych architektów kontrproduktywności gorzowskiej PO.
Najciekawiej było jednak w środku, bo choć dziennikarze zostali wyproszeni, to
uczestnicy nie kryją zadowolenia i zaskoczenia jednocześnie. Zaskoczenie ? „Wojewoda nie istniał i to źle świadczy o
premierze, który tak skandalicznie traktuje swojego przedstawiciela, a dobrze o
Eli Polak, która okazała się skuteczna” – mówi uczestnik, a wszyscy głośno
się zastanawiają czy taki wojewoda jest w stanie w ogóle pełnić swoją funkcję, skoro
jest zwykłym „popychadłem” i „kamerdynerem”. „Udało nam się oddłużyć szpital i przekształcić go w spółkę, co okazał się
ogromnym sukcesem, mimo wrogości wobec tego projektu” – mówiła marszałek,
ale premier Tusk – jak sam zaznaczył – „woli
posłuchać innych niż posłów i polityków swojej partii”. I tu było ciekawie,
bo o inwestycjach i problemach mówił prezydent Tadeusz Jędrzejczak oraz jego urzędnicy, a niektórym z gorzowskich
działaczy PO musiało być najzwyczajniej głupio. „Filharmonię Gorzowską odwiedziło już ponad 150 tysięcy osób, a jako
instytucja realizujemy wiele ważnych programów” – skonstatowała dyrektor FG
Małgorzata Pera, co premiera pozytywnie
zaskoczyło oraz zadowoliło, a wszystko w obecności Jerzego Synowca oraz przewodniczącej gorzowskiej PO In spe Heleny Hatki. Podobno nie ma głupich
pytań, ale tylko głupie odpowiedzi, ale jak wszędzie – są wyjątki, które chluby
miastu nie przynoszą i liczyć należy na to, że ktoś jednak premierowi
powiedział po spotkaniu, że przewodniczący Jerzy Sobolewski nie jest typowym
mieszkańcem Gorzowa, ale tylko działaczem Platformy Obywatelskiej. „Mam do pana premiera pytanie, czy jest pan już
zdrowy i nadal gra w piłkę ?” – wypalił Sobolewski, a premier grzecznie –
bo przecież nie wiedział iż indaguje go to „podopieczny
z Platformy Obywatelskiej”– odpowiedział, że owszem „jest zdrowy i gra w piłkę, ale ma na to znacznie mniej czasu niż kiedyś”.
Momentami było nawet wesoło, gdy premier opowiadał iż zwolennikiem szybkiego
wprowadzenia w Polsce europejskiej waluty byli ekspremier Tadeusz Mazowiecki oraz eksprezydent Aleksander Kwaśniewski. „Obaj
już nie żyją” – skomentował jeden z uczestników,
na co inny zaprotestował: „Jak to,
przecież Kwaśniewski żyje?”. Odpowiedź z Sali nadeszła szybko: „Politycznie już nie żyje”. Reasumując –
miasto miało czym się pochwalić, ale już partia premiera Tuska nie za bardzo. Ważne jest coś innego. Premier Leszek Miller w Gorzowie bywał kilka razy, a nawet mocno wsparł finansowanie "Słowianki" i zachodniej obwodnicy miasta. Gorzów odwiedził podczas swojego urzędowania premier Jarosław Kaczyński z PiS. Niestety - "premier z Gorzowa" Kazimierz Marcinkiewicz nie spotkał się z włądzami miasta ani razu, a jego jedyna oficjalna wizyta w mieście, to bal maturalny córki.