Kiedy mizerna jaskółka staje do „ćwierkania”
z orłami, udając mądrą sowę, nie trudno o to, by została przygnieciona –
bynajmniej nie siłą ptasich łap – ale siłą doświadczenia oraz wiedzy ptaków o
wiele bardziej drapieżnych i rozgarniętych. Gdyby sytuację przyrównać do ringu,
to kandydatka Kongresu Nowej Prawicy została znokautowana w pierwszych
kilkudziesięciu sekundach…
…w sumie na własne życzenie, bo
nikt rozsądny nie idzie publicznie dyskutować o rzeczach na których kompletnie
się nie zna, a jeśli już, to stara się wypowiedzieć w minimalnie inteligentny sposób.
Niestety – w trakcie debaty z kandydatami do Parlamentu Europejskiego prof. Bogusławem Liberadzkim z SLD i Jackiem Bachalskim z Twojego Ruchu, aktywistka
Kongresu Nowej Prawicy Marta Bejnar
Bejnarowicz dostała „lewego
sierpowego” już po pierwszym pytaniu. „Rozpoczynamy
od rzeczy najważniejszej: czy należy zmienić zasady funkcjonowania Parlamentu Europejskiego,
czy powinno zostać tak jak jest obecnie ?” – zagaił red. Krzysztof Baług z Radia Zachód. Odpowiedź musiała go
mocno zaskoczyć, bo kandydatka partii Janusza
Korwin-Mikke na europosłankę okazała się nie tylko znacznie mniej
błyskotliwa od niego, ale przede wszystkim, zachowała się jak muzyk bez
znajomości nut oraz malarz bez predyspozycji do trzymania pędzla. „W obecnej formie PE nie do końca spełnia
oczekiwania nas jako Polaków i młodych ludzi. Dla nas PE jest atrakcyjny w
modelu w którym jest w stanie wprowadzić prawo, którego nie są w stanie
wprowadzić elity polskie. Chodzi nam o to, żeby tworzyć miejsca pracy i rynki
dla młodych ludzi” – powiedziała kandydatka na polityka, jakby zapominając
o programie własnej partii, który legislacyjne plenipotencje Parlamentu
Europejskiego chciałby raczej ukrócić, aniżeli je powiększać. Dziwi więc iż „najlepiej przygotowana” do roli
europosła kandydatka wypaliła - w duchu „mowa trawa” - wypaliła: „Gdyby PE miał możliwość wprowadzania projektów
ustaw, które byłyby korzystne dla młodych ludzi i przedsiębiorców, a więc
dźwigni tej gospodarki, to w takiej formie byłby on przez nas do zaakceptowania,
nawet wychodząc z pułapu eurosceptycznego”. Ciekawe, zważywszy na fakt, że
lider KNP chciałby z tej instytucji – jak sam powiedział – „zrobić burdel”. Dziennikarz chciał jej pomóc, ale nie było to
proste. „Co jeszcze, jakaś jedna istotna
zmiana ?” – dopytywał. „Odnośnie PE ?
Myślę, że to jest podstawowa sprawa i nie ma co się rozdrabniać” –
odpowiedziała. Publiczną lekcję z zakresu wiedzy o społeczeństwie, notabene do
odrobienia na podstawie podręczników do gimnazjum, postanowili dać jej
kontrkandydaci. „Parlament europejski
wprowadza dyrektywy i rozporządzenia, które są obowiązujące dla wszystkich
państw członkowskich. Parlament Europejski działa przez grupy polityczne, a nie
porozumienia państw i to jest w porządku. Parlament powołuje komisję europejską
i jej przewodniczącego, a jego plan działania układany jest z dwuletnim
wyprzedzeniem. Nie widzę większych mankamentów co do zasady funkcjonowania
parlamentu. Kierunek jest jeden – mniejsze koszty i jeszcze większa efektywność”
– wyłożył jej europoseł SLD prof. Liberadzki. Świeże i ciekawe spojrzenie na
swoją ewentualną rolę w europejskim ciele uchwałodawczym wyłożył były poseł i
senator Jacek Bachalski, stawiając sobie za cel, aby Unia Europejska osiągnęła
poziom demokracji mniej więcej takiego samego, jak w państwach narodowych. „Kapitalnym pomysłem byłoby lepsze
kontrolowanie Komisji Europejskiej. Ważną sprawą jest również spowodowanie, by
w Unii Europejskiej istniała łatwość przeprowadzenia inicjatywy obywatelskiej.
Ja sobie to wyobrażam tak, żeby nie tylko elity polityczne miały prawo do
kreowania rzeczywistości europejskiej, ale także obywatele w referendach
krajowych” – mówił Bachalski. Gołym okiem widać, że polityka europejska nie
jest dla „żółtodziobów” z dobrymi intencjami, ale ekstraligi – kryterium które
politycy SLD i TR spełniają w stu procentach, a aktywistka KNP nie spełnia
nawet w promilu…