Błyskotliwie
inteligentny, ale niepozorny i milczący na co dzień radny, jest najważniejszym
człowiekiem gorzowskiego samorządu, o którym nie ma pojęcia opinia publiczna. Nie
pełni eksponowanych funkcji i nie często pojawia się w mediach - a politycznych
starć unikał nawet jako szef lokalnych struktur lewicy - ale zasięg jego władzy
i wpływów w mieście jest nieprawdopodobny. W skrajnej postaci miałoby to
oznaczać, że w gorzowskim Ratuszu oraz podległych mu spółkach, nie dochodzi do
żadnych istotniejszych zmian, bez zgody zdolnego prawnika z Mieszka I-go...
![]() |
FOT.: TELETOP/Radio Plus |
...choć on sam ma ambicje głównie
biznesowe, to nie jest tajemnicą iż oryginalny układ prezydenta Jacka Wójcickiego z Prawem i
Sprawiedliwością oraz Platformą Obywatelską, a wcześniej rozbicie klubu Ludzie
dla Miasta, to pomysły Marcina Kurczyny. O jego sile świadczy fakt, że niemal nikt nie chce się wypowiadać pod nazwiskiem.
„O
Kurczynie mówi się kadrowy Wójcickiego” – zagadnął w marcu br. w „Fabryczna 19” redaktor Roman Błaszczak, na co przewodniczący
radnych Gorzów Plus zdawkowo odpowiedział: „To
ciekawe, a kto tak mówi? Nie wiem skąd się biorą takie informacje. Ja nie mam żadnych
ambicji politycznych, aby być posłem, który będzie jeździł po Warszawie i tam
się pokazywał”. Odpowiedź prawdziwa - poza dyskusją - ale nie do końca, bo
dzięki takiej właśnie postawie typu: „mnie
tu nie ma”, mecenas Kurczyna staje się w Ratuszu coraz bardziej potężny.
Jeśli dzisiaj zechce, to ważnym
urzędnikiem zostanie nawet koń z Bolemina, a rola prezydenta Wójcickiego będzie
się ograniczać do zimowego dokarmiania wróbli na magistrackich parapetach.
„Podobno
uczestniczył nawet w negocjacjach w zakresie platformerskich kandydatów na
wiceprezydenta” – mówi ważny radny opozycji, dając do zrozumienia iż
prezydent Wójcicki był jedynie „notariuszem”,
bo do powiedzenia miał tyle co kot napłakał. Można by tej wersji nie wierzyć,
gdyby nie mały szczegół, czy wręcz dowód niewiarygodności radnego Kurczyny, z
czasów sprzed powołania „wielkiej
koalicji” w Radzie Miasta.
„Skoro
macie największy klub radnych, to należy wam się przewodniczący” – pytał kilka
miesięcy temu red. Błaszczak, a Kurczyna fałszywie komplementował ówczesnego
przewodniczącego Roberta Surowca: „Robert Surowiec bardzo dobrze spełnia swoją
funkcję jako osoby prowadzącej obrady. Robert się sprawdza w roli
przewodniczącego i nie będziemy tu nic robili”. I wszystko byłoby dobrze,
gdyby nie fakt, że gdy zbierano podpisy pod wniosek o odwołanie Surowca i ściągając
do gabinetu prezyednta Gorzowa radnych Grzegorza
Musiałowicza oraz Zbigniewa Syskę
z klubu Ludzie dla Miasta – co ważne bez wiedzy i upoważnienia szefowej klubu
Ludzie dla Miasta Marty Bejnar–Bejnarowicz
– w tymże gabinecie w roli „stróża układu”
siedział M. Kurczyna.
Podobnych sytuacji w Urzędzie Miasta
było więcej, a najlepiej opisują je słowa radnego Ludzi dla Miasta Michała Szmytkowskiego, który kilka dni
temu skonstatował: „Gdy się okazało iż
prezydent ukrywa dochody, wyrzuca ludzi z pracy tylko po to, by pojawiła się w
urzędzie prywatna kancelaria prawna lub jakaś inna <szara eminencja>,
postanowił wypowiedzieć nam wojnę”.
Skądinąd, interesujące jest określenie
jednego z gorzowskich samorządowców, który zdegradowaną niedawno Agatę Dusińską okreslił mianem „sekretarki układu”, co jego zdaniem ma
oznaczać, że cokolwiek by nie zepsuła w Urzędzie Miasta – a ma swoim koncie
całkiem sporą listę dokonań w tym względzie – jest nie do ruszenia.
„Przecież
od Jacka dostała sporego kopa i miała już nie pracować w urzędzie, ale
wystarczyła szybka interwencja Marcina i skończyło się na przesunięciu” –mówi
w rozmowie z NW pracownik urzędu. „Mi się
wydaje, że Jacek z Marcinem traktują cały ten <Gorzów Plus> jak klub biznesowy
w którym to Kurczyna jest głównym udziałowcem” – dodaje samorządowiec LdM.
Dowodów
na powyższą tezę jest aż nadto dużo i mają genezę na długo przed objęciem przez Wójcickiego posady prezydenta Gorzowa. Niespełna pięć miesięcy po wyborach
samorządowych, Kurczyna przestał być szefem gorzowskiego SLD, ale według wielu
opinii, na pozbyciu się ciężaru bycia liderem mało już znaczącej i tracącej
wpływy w mieście lewicy, nie stracił, tylko zyskał. Wcześniej, wykorzystał
funkcję do rozprowadzenia ludzi lewicy przeciwko Tadeuszowi Jędrzejczakowi - markując przy tym poparcie dla niego - a
po cichu układał się z deszczniańskimi przedsiębiorcami i samym Wójcickim, co
do kształtu przyszłych rządów.
Do
jednego z pozapolitycznych stronników „układu
Kurczyny i Wójcickiego” udało się dotrzeć i nie pozostawia on żadnych
wątpliwości, że ambitny prawnik i wyciszony samorządowiec, to polityk z krwi i
kości, ale zbyt niepewny swojej pozycji, by grać oficjalnie.
„Ci
aktywni i szczerze zaangażowani ludzie od pani Aliny i Marty naprawdę wierzyli,
że są twórcami, strategami i wykonawcami kampanii Wójcickiego, a przecież z ich
pieniędzmi byli tylko ważnymi, dobra – bardzo waznymi, elementami” – mówi człowiek,
który brał udział w deszczniańskich układankach, lecz nie doszukuje się w
strategii Kurczyny i Wójcickiego złych intencji, ale pragmatyzmu. „Miasto potrzebowało dobrych zmian, Jacek był
i jest bardzo zdolny, ale potrzebował mentora trochę poważniejszego niż
uśmiechnięte dzieci od sadzenia kwiatków” – dodaje rozmówca NW, podkreślajac
wysokie walory zawodowego i samorządowego doświadczenia radnego Kurczyny.
To ostatnie jest łatwe do
potwierdzenia, bo w okolicznych gminach w roli radcy prawnego jest on niemal
hegemonem – obsługuje wszystko i wszędzie, a nie mogąc samemu obsługiwać Urzędu
Miasta w Gorzowie, miał podobno udział w zadbaniu o to, aby miasto mogło być
obsługiwane przez najlepszych. Nie wiedomo czy się udało, choć mecenas Zygmunt Horodyski, radcy Tomasz Wojcieszyński i Dariusz Sass czy radczyni Ewa Śpiewak, są zapewne radcy Kurczynie
mało znani, podobnie jak nie uczestniczył w akcie podpisywania wniosku o
odwołanie Surowca przez radnych Musialowicza i Syskę.
Według wszystkich rozmówców Nad Wartą,
Kurczyna ma jedną niezwykłą cechę, która w kontekście jego potężnego wpływu na
prezydenta Wójcickiego jest nie bez znaczenia. „Można na niego szukać wszystkiego, ale poza dyskusją jest uczciwy i
nawet jeśli pilnuje Jacka, który nie wszystko sam ogarnia, to sam jest uczciwy
do szpiku kości” – mówi jeden z przedsiębiorców, znający dobrze zarówno
prezydenta jak i szefa klubu Gorzów Plus.
Mimo tego, poza dyskusją jest „szarą
eminencją” w Urzędzie Miasta i takie też pytanie Nad Wartą mu zadało, ale nie
zdecydował się na nie odpowiedzieć.
Dotychczas Kurczyna był zakładnikiem myśli,
marzeń i westchnień byłego przewodniczącego Rady Miasta Jana Kaczanowskiego - przez wielu uszczypliwie określanego mianem „garba Kurczyny” - ale zbyt częste „podcieranie się” przez Kaczanowskiego
autorytetem wpływowego radnego w duchu: „Kolega Kurczyna”...to i tamto, nie służy wschodzącej
gwieździe gorzowskiej polityki. Nie zmienia to faktu, że zaskoczył, bo choć nie
ma w sobie „genu
przywództwa”, to
nadrabia kompetencją, osobistą uczciwością i cynizmem, gdzie takt oraz pozorowane
niezaangażowanie, dobrze maskują ciemniejsze strony jego intencji.
Prezydent Wójcicki nigdy nie odetnie „politycznej pępowiny” od swoich biznesowych mocodawców – czego potwierdzeniem
jest utrzymanie w urzędzie „sekretarki
układu” – bo akumulator
do jego politycznego „chodzika” ma Kurczyna. Nie można zapominać, że Wójcicki jest
oskarżony w poważnym procesie karnym z czasów bycia wójtem Deszczna, a
prawnikiem gminy był wówczas nie kto inny, jak radca Kurczyna.
Nie jest tajemnicą, że wielokrotnie w
relacjach z radnymi różnych opcji odgrywał rolę mediatora lub emisariusza –
choć w rzeczywistości był decydentem – który potrafił zadawać pytania typu: „Czego chcecie ?” lub „O co Wam chodzi ?”, sugerując iż jedno jego słowo, może
zmienić wszystko.
W PiS-ie nie jest szczególnie lubiany,
patrzy sie na niego przez pryzmat „garba”
Kaczanowskiego, ale też prywatnych interesów, gdzie dla wielu działaczy partii
Sebastiana Pieńkowskiego nie jest oczywiste, czy radny Kurczyna bardziej ceni
interes publiczny, czy prywatny. Pewne jest jedno – lepiej rozmawiać z Kurczyną
niż Wójcickim, bo będzie szybciej i łatwiej, a poza tym prezydent
przeszarzował, podnosząc rekę na „sekretarkę układu”, a takich rzeczy się nie wybacza...