Przejdź do głównej zawartości

Partie to dziwne mafie i bandy

 Kto by pomyślał, że ten świadek i bohater historii XX wieku, będzie miał swój ważny czas także na początku XXI wieku, a przeciwnikiem tego co dla społeczeństwa wywalczył, będzie jego były współpracownik, dzisiaj lider nacjonalistycznego Prawa i Sprawiedliwości. Wizyta w mieście wielkości Gorzowa - byłego prezydenta, laureata Nagrody Nobla oraz legendy „Solidarności” rozpoznawalnej na całym świecie, to wydarzenie całkiem spore, bez względu na to kto był organizatorem tego wydarzenia.



Zanim były prezydent Lech Wałęsa przekroczył progi gorzowskiej biblioteki, uczestnicy mogli się przekonać, że tworząca się w Polsce PiS-owska dyktatura będzie miała z kim przegrać, bo doświadczenie organizacyjnej sprawności gorzowskiego Komitetu Obrony Demokracji – na tle tutejszych partii politycznych – było wręcz niespotykane. Kilka osób w „punkcie obsługi”, wcześniejsze obdzwonienie wszystkich uczestników w celu wyeliminowania „oszołomstwa”, służby porządkowe oraz cała organizacja, to wszystko pokazuje, że może KOD nie ma jeszcze impetu politycznego, ale już dzisiaj jest najsprawniejszą organizacją polityczną w sensie organizacyjnym. Żadna inna partia polityczna – bez publicznych pieniędzy – nie byłaby w stanie organizować tego typu przedsięwzięć.

 O ile więc w partiach politycznych, na tego typu spotkaniach, każdy chce być „generałem” lub chociaż „pułkownikiem” , to podczas gorzowskiego wydarzenia wszyscy działacze KOD-u wydawali się być zaangażowanymi i oddanymi „szeregowcami”, „sierżantami” i „plutonowymi”: każdy wiedział za co odpowiada, wszystko było perfekcyjnie dopracowane, a nikt z organizatorów nie pchał się „na plakat”, ustępując miejsca w pierwszym szeregu gościom i byłym bohaterom podziemnej „Solidarności”.

Gdzie będziesz Leszek siedział” – zapytał szefa gorzowskiego KOD-u jeden z działaczy. „Nie, ja tu nie będę siedział, muszę dopilnować wszystkiego na zewnatrz” – odpowiedział ubrany w żółtą kamizelkę z napisem „KOD” Leszek Pielina, co w Platformie Obywatelskiej, Nowoczesnej, PiS-ie czy jakiejkolwiek innej partii byłoby nie do pomyślenia, bo tam szef ma błyszczeć i lansować się, a w KOD-ie szef postanowił być odpowiedzialnym za wszystko i za wszystkich.

Nie dziwi więc, że Lech Wałęsa mógł się w takich warunkach czuć się komfortowo.

Albo KOD doprowadzi do porozumienia wszystkich partii, albo będzie musiał się przekształcić w jakąś strukturę. Gdybyśmy dzisiaj wygrali, to nie mielibyśmy nawet komu tej władzy oddać, bo obecne partie to dziwne mafie i bandy. Dlatego jeżdżę i rozmawiam” – mówił do blisko 300 osób zgromadzonych w środowy wieczór były prezydent Lech Wałęsa, po czym dodał rzecz dla znających polityczną kuchnię oczywistą, ale dla szczerych i bezinteresownych działaczy KOD, może zbyt brutalną: „Trzeba pamiętać, że demokracja to nie jest romantyzm, ale brzydka sprawa, bo tu jest rywalizacja i konkurowanie o różne pozycje, czy stanowiska. Wszystko musi się jednak odbywać w pewnych ramach i jak ktoś zachowa się źle, to powinien zostać wyeliminowany”.

                To słowa ważne, by nikt nie był w przyszłości zawiedziony. Bo, gdy w gorzowskim KOD-ie coraz więcej niezwykłych i bezinteresownych osób, co ciekawe – kobiet, to w cieniu tych wszystkich wydarzeń odbywają się polityczne negocjacje z partiami, którym wiarygodność KOD-u jest potrzebna, ale jedynie do tego, by znaleźć się na listach i wygrać wybory. „Z książętami z partii trudno się dogadać. Jak się nie dogadamy, to trzeba będzie zbudować tak dużą i sprawną strukturę, że nie będą mieli wyjścia i sami przyjdą” – mówił Lech Wałęsa.

                Krajowi liderzy Komitetu Obrony Demokracji czynią gesty wobec opozycyjnych partii, ale w terenie czuć obawę przed tym, żeby nie skończyło się jak zawsze – w imię wyższych celów dogadają się liderzy partii, KOD to pobłogosławi, a romantycznym patriotom zostanie wieszanie plakatów i agitowanie za tymi samymi, którzy swoim zachowaniem doprowadzili do rządów Prawa i Sprawiedliwości.

                W tym kontekście można zaryzykować tezę, że struktura motywacji i szczerych intencji działaczy Komitetu Obrony Demokracji przypomina piramidę: na samym dole najliczniejsza grupa osób szczerych, bezinteresownych, zaangażowanych oraz poświecających swój czas i pieniądze, a im bardziej w górę, coraz więcej koniunkturalizmu i chęci wykorzystania „pięciu minut” dla siebie. Nadzieja w tym, że takie struktury jak gorzowski czy zielonogórski KOD będą odporne na różnej maści karierowiczów i w godzinie „0”, będą potrafiły powiedzieć „nie” byłym posłom z SLD, wieczym dygnitarzom z PO, czy liczącym na szybką karierę młodym wilkom z Nowoczesnej. „Tam jest wielu ludzi ubrudzonych polityką, a w KOD jest bardzo dużo osób ciekawych i mądrych” – mówił już na konferencji prasowej były prezydent.

Według byłego prezydenta ma być inaczej, a klasa polityczna przewietrzona z „polityków ubrudzonych”. Zniknąć ma podział na my – wyborcy, i oni – politycy. Idea piękna, ale czy wspólny wróg jakim jest dyktatura Jarosława Kaczyńskiego oraz perspektywa przejęcia władzy, zmieni te relacje ? Jeśli KOD ma być w przyszlości alternatywą, a jest sporo czasu na to by się tak stało, to nie można dopuścić do tego, by „dobre wino” obywatelskiej aktywności, zostało wymieszane z „politycznym jabolem” ze zgranych politykierów. „Pytam co robiłeś w życiu ? On całe życie był posłem” – kpił z tych ostatnich L. Wałęsa.

                Źle się dzieje w Gorzowie, bo wizyta byłego prezydenta i laureata Nagrody Nobla, to jednak wydarzenie. Niestety nie dla prezydenta Gorzowa Jacka Wójcickiego, który cieszył z podniecenia rubaszną mordkę, gdy po bulwarze przechadzała się długonoga blondynka Magdalena Ogórek, ale nie znalazł czasu, aby podobnie i godnie przywitać w mieście nad Wartą prawdziwego bohatera.
      
                Kiedy wiec gorzowski mentalny "wsiok", pełniący funkcję prezydenta, miał wszystko gdzieś, podczas wizyty prezydenta Wałęsy w Zielonej Górze, za wizytę podziękowali mu: marszałek województwa Elżbieta Polak oraz prezydent Janusz Kubicki. Różnica klas spora, a mentalna "wieś" sama z głowy nie wyparuje...




Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...