Przejdź do głównej zawartości

Wójcicki dał Radzińskiemu klapsa w dupę...

Ta kłótnia w rodzinie pokazuje, że miasto ze słabym prezydentem, stało się domeną konkurujących ze sobą politycznych koterii i deszczniańskich „gangów”. Nie ogranicza ich władza prezydenta Wójcickiego, ani zwykła przyzwoitość, bo o wszystkim decyduje wola albo kaprys „capo di tutti capo”.Nasze gorzowskie sprawy już od dawna lewitują pomiędzy kanionami niekompetencji, a szczytami półprawd i kłamstewek. Gdy niekompetencja zostaje publicznie obnażona, następuje erupcja cynizmu, a prawda wyje z bólu. Kruche okazują się być więzi prezydenckiego „teamu” w czasie, gdy powinien on stanowić absolutnie jedną i mocno zaciśnietą pięść.


Charakterystyczne, że „klapsa” nie dostał dzisiaj obecny sekretarz Łukasz Marcinkiewicz, ale wiceprezydent Artur Radziński, a co za tym dalej idzie – zasadnym jest pytanie: czy w przyszłosci dostanie także zasłużonego „kopa” z Urzędu Miasta.

Wychodzi na to, że nie ma obecnie w Gorzowie ważniejszych problemów, niż medialne słowotoki wiceprezydenta Radzińskiego, który raczył był kilka dni temu oskarżyć swojego poprzednika Łukasza Marcinkiewicza o nieprawidłowości i zaniedbania. „Spółki przejąłem w sytuacji takiej, gdy mój poprzednik, jak zauważyłem w dokumentach, właściwie nie prowadził nadzoru nad spółkami i dlatego musiałem zmienić procedury oraz wprowadzić ściśle określone zasady” - mówił Wiceprezydent Radziński, po czym do ogródka Marcinkiewicza wrzucił jeszcze sprawy związane z karami za nieterminowe remonty dróg: „Proszę pamiętać, że ja pracuję w urzędzie dopiero trzy miesiące. Ja tych umów nie przygotowywałem. Te umowy przygotowywał mój poprzednik i on za to odpowiada, a nie ja”.

Stanowisko zajął dzisiaj na antenie Radia Zachód prezydent Jacek Wójcicki i choć treści w nim tyle co kot napłakał, przekaz był niezwykle lapidarny.

To była bardzo niefortunna wypowiedź, dotyczyła ona zapisów w umowach dotyczących kar i nadzoru nad spółkami. On nie ma dokładnej wiedzy, dlatego, że nadzór nad spółkami prowadzę również ja. Pan Artur Radziński jest dopiero trzy miesiące, to trzeba mu wybaczyć, bo poznanie tak dużego obszaru jest bardzo trudne i nie zrobił tego zapewne świadomie” – skonstatował prezydent, który ma teraz ciężki orzech do zgryzienia i oby nie połamał sobie na nim politycznych implantów, choć nawet jeśli się ostaną – prędzej czy później – zostaną wybite przez politycznych partnerów.

Trzeba kogoś mocno szanować lub czegoś się bać, by zrobić z siebie publicznie  idiotę w imię wyciszenia sprawy. „Niskie kary, to nie był błąd Łukasza Marcinkiewicza. Ja też się biję w pierś, bo nie przeczytałem każdego zapisu umowy, ale tak jest, że nie zawsze 70 stron umowy jestem w stanie przeczytać, może przeczytam 65 i każdy ma prawo do takich błędów” – skonstatował w Radiu Zachód Wójcicki, nie dodając jednak iż dzięki swojemu politycznemu doradcy Marcinowi Kurczynie, ma również „profesjonalny” zespół prawników.

Nadmiernym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że prezydent Wójcicki stanął w obronie ekswiceprezydenta Marcinkiewicza, ale jest sporo racji w doniesieniach, że nie przepada za Arturem Radzińskim. Najbliższa prawdy jest teza, że z każdym kolejnym dniem, zdaje sobie sprawę iż wchodząc pod rękę na parkiet z PiS-em i Platformą Obywatelską, zgodził się na taniec w rytm muzyki, granej przez orkiestrę opłaconą w kancelarii ambitnego prawnika.

Musząc opowiedzieć się po stronie Marcinkiewicza lub Radzińskiego stanął przed trudnym wyborem. Mógł lawirować i temat rozmyć – w czym jest przecież profesjonalistą – ale zdecydował się dać Radzińskiemu subtelnego klapsa, idąc na spięcie z jego politycznymi mocodawcami.

Jak to się wszystko skończy ?

O współpracy Marcinkiewicza i Radzińskiego mowy nie ma, bo obaj są jak awers i rewers tej samej miejskiej monety – każda patrzy w inną polityczna stronę. Dzisiejszy rzut wskazał na sekretarza Marcinkiewicza – kojarzonego z PO, ale Prawo i Sprawiedliwość ma aż nadto argumentów, by prezydent Wójcicki musiał za jakiś czas rzut monetą powtórzyć i to do skutku, aż na wierzchu będzie Radziński. Dzisiaj dostał klapsa w tyłek, ale błędem byłoby myślenie, że go to zabolało. 

          Cios wróci jak bumerang, ale w postaci politycznego bejsbola...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...