Dwa razy do roku – przy okazji absolutorium i uchwalania budżetu –
budzi się gorzowska dżungla polityczna, a żyjące w niej zwierzęta dają o sobie głośno
znać. Osły, barany, lisy, wilki, kozy i oczywiście określany mianem „szeryfa” pies - wpadają w polityczny trans, a co za tym dalej
idzie: pokazują na czym im tak naprawdę zależy. „Jesteś piękna, ale kryjesz w sobie bestię” – to tylko cytat z
reklamy, ale jak ulał pasuje do kreowanej przez partie troski o miasto, która
nijak się ma z ich postawą…
Podczas dzisiejszej dyskusji nad
przyszłorocznym budżetem, radni opozycji zachowali się jak patologiczny mąż i
ojciec: żeby wypić kolejną flaszkę – a więc zrobić sobie PR przed zbliżającymi
się wyborami - postanowili wywrócić
stół, przyłożyć w twarz matce, zbesztać sąsiadów, a na koniec rozbić dzieciom
skarbonkę. Tym razem rozbili miejski budżet, ale ludziom „na haju” argumenty
merytoryczne były obce. Zaczęło się od iście „fridmanowskiej” obniżki podatku od nieruchomości o całe 6 groszy za
metr kwadratowy, czego mieszkańcy w sakli roku nie odczują wcale – bo chodzi o
jakieś 3 złote – a budżet miasta będzie z tego tytułu uszczuplony o ponad 620
tysięcy. Inicjator wniosku argumenty miał jednak mocne. „Mamy wyższy podatek od Zielonej Góry, a ta polityka prowadzi do tego,
że Gorzów się wyludnia i mniej ludzi chce tutaj mieszkać” – mówił przewodniczący
PiS Sebastian Pieńkowski. „Panowie z PiS uważają, że jak mieszkańcy
będą mieli rocznie 3 złote więcej, to będą mieli więcej dzieci, bo dotychczas
Jędrzejczak im w tym przeszkadzał” – skomentował poprawkę prezydent Tadeusz Jędrzejczak, po czym zgłosił
swoją własną propozycję, którą – jak sądził dzień przed i o poranku – część
radnych wstępnie zaakceptowała. „Autopoprawka
prezydenta trochę zamieszała i wnioskujemy o przerwę w obradach do soboty, by
móc ją wnikliwie przeanalizować” – zareagował były kurator PiS-owskiej oświaty
oraz fachowiec od finansów, czyszczarek do butów religijnych publikacji i
młodych kobiet Roman Sondej.
Przychylił się do tego retor z miasta nad Wartą, tudzież przewodniczący Rady
Miasta Jerzy Sobolewski. „Nic się nie stanie, gdy dyskusję przełożymy”
– perorował polityk, pewnie coś tam rozumiejący, ale przede wszystkim artysta,
bo idealny to programu „Niby tacy sami a
jednak inni”, czy też „Zwyczajni
niezwyczajni”. I wszystko wyglądało beznadziejnie, a nawet żenująco, gdyby
nie to iż całość uratował zastępca Sobolewskiego, a na co dzień lider lewicy Jan Kaczanowski. Zaczął politycznie, a
więc jak lis: „Rzadko nie zgadzam się z
moim przyjacielem Jurkiem” , po czym słusznie zawył jak lewicowy samiec
alfa, ale głos rozległ się nawet tam, gdzie na co dzień go nie słuchają: „Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu! Nie
można tak nieodpowiedzialnie podchodzić do procedowania tak poważnego dokumentu
jakim jest budżet miasta. Bądźcie odpowiedzialni! Jesteśmy wybrani po to, aby
ten budżet uchwalić!”. Gdyby ktoś chciał zapytać, kto uratował na sesji budżet
– a dokładnie to, że został on dzisiaj w ogóle uchwalony – to był to J.
Kaczanowski z SLD. Przerwa została ogłoszona, nie do soboty – jak chciał J.
Sobolewski i jego dawni koledzy z dzisiejszego PiS-u – ale na godzinę. Czas jednak
mijał, a radnych partii od brzozy, trotylu i zamachów na sali nie było. „Państwo
radni poszli na debatę na temat poprawki prezydenta, której kopii nie zabrali,
bo zostały tutaj na sali” - skomentował sprawę prezydent Gorzowa. Chwilę
później dobrze podkarmieni amerykańskimi fast
foodami działacze PiS byli już na sali. „Zgłaszamy(…)Proponujemy(…)Uważamy(…)Chcemy(…)” – tak mniej więcej w
skrócie wyglądała propozycja, którą po długiej naradzie przedstawił R. Sondej
oczekując obcięcia środków na Filharmonię Gorzowską oraz wiele innych
przedsięwzięć, aby przekazać je na inicjatywy a’la „Kino Kopernik” – na których
dorobił się tylko jeden z jego kolegów, bo miasto wcale. Prezydent słuchał,
politycy od lewa do prawa wiedzieli, że to „pic
na wodę i fotomontaż”, a więc nie chodzi o nic sensownego, ale uprzykrzenie
życia miastu, urzędnikom oraz zwykłą kampanię wyborczą. W końcu T. Jędrzejczak
wypalił z grubej rury: „To jest element
polityki, wyborów i element elementów. Zgadzam się, ze miasto potrzebuje
filharmonii, stadionu, teatru, amfiteatru i wielu innych rzeczy. Jeśli tego nie
zaoferujemy, to w tym mieście nie będzie co robić, a ludzie będą uciekać. Czasy
się zmieniają i musimy oferować coraz więcej usług, ale te propozycje składają
się na to, że należy zamknąć filharmonię i zrobić tam pieczarkarnie, jak chciał
jeden z radnych PO. Jeśli mamy być stolicą województwa, to musimy spełniać
oczekiwania mieszkańców. Mam wrażenie, że chcecie w mieście tylko dróg, żeby mieszkańcy
tylko nimi jeździli i nic więcej”. Las rządzi się jednak swoimi prawami, a w
życiu ludzi, gdy alkoholik chce się napić – choć nie ma za co – to przewróci do
góry nogami nawet skarbonkę ukochanej córki: czytaj miasta. Tak też się stało,
a populistycznym postulatom –wbrew klubowym uzgodnieniom- ulegli nawet zawstydzeni
po napisanym w toalecie wniosku budżetowym radni Platformy Obywatelskiej. „Powiedzcie ludziom, że wasze wnioski, to de
facto uszczuplenie budżetu obywatelskiego” – apelował były poseł i wiceszef
lubuskiego SLD Jakub Derech-Krzycki.
Sala milczała, bo las mimo wszystko lubi racjonalność, a fałsz wyczuwa przy
pierwszym strumieniu. Co głupie przydomowe zwierzę odpowie temu błyskotliwemu ?
Osły z PiS i barany z PO wyją do Księżyca – podobnie jak wilki, lisy i
niedźwiedzie, ale fałszywie, bo ich miejscem jest zagroda. Przykłady z sesji
budżetowej ? „Wszyscy kochamy Gorzów, ale
ważne są priorytety” – skonstatował j. Sobolewski z PO. „Prezydent stoi pod zarzutami podżegania”
– mówił do ludzi rzygających jego stwierdzeniami Marek Surmacz. „Pani Skarbnik
ma rację i na pewno chce dobrze” – to już Robert Surowiec, który z sesji na sesję traci kolejnych radnych:
dzisiaj odszedł od niego do PiS Marek
Kosecki. Efekt zwierzęcych godów, a dokładniej bratania się prawdziwej
politycznej zwierzyny z przydomowymi burkami, kozami i baranami jest żenujący.
Budżet został przyjęty, ale zabrano ponad milion złotych Filharmonii
Gorzowskiej oraz zdecydowano się na przekazanie 600 tysięcy złotych na „Uniwersytet im. Koziołka Matołka” –
czyli PWSzZ tyt. wkładu własnego do Laboratorium Środowiskowego, a poza tym
lekkim gestem przydomowa zwierzyna przekazała 300 tys. Złotych na opracowanie
koncepcji wykorzystania stadionu „Warty”. Pewnie ludzie PO lub PiS mają
jakiegoś hojnego sponsora z uprawnieniami. Już wkrótce polowanie, a broń do ręki dostaną wyborcy - będą wiedzieć kto wył fałszywie...
P.S. Na prośbę jednego z radnych wyrzucone zostało zdanie o "alkoholowych imprezach na tupolewie". To prawda, ta dyscyplina była domeną lewicy oraz b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
P.S. Na prośbę jednego z radnych wyrzucone zostało zdanie o "alkoholowych imprezach na tupolewie". To prawda, ta dyscyplina była domeną lewicy oraz b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.