Przejdź do głównej zawartości

Gwiazdki moc - tak sobie pomyślałem...

Okres przedświąteczny, to dla chrześcijan spory wysiłek – muszą przemierzyć drogę dłuższą niż z Nazaretu do Betlejem: Tesco, Lidl, Biedronka, Dino, Kaufland i NovaPark. Często nie jest to droga do „Groty Narodzenia”, ale cierpiętnicza „Via Dolorosa”. Kto by się odważył powiedzieć, że cała ta atmosfera –choć podkreślam iż jest ważna i warto dla niej żyć- to jednak spora dawka hipokryzji i zakłamania, przypominająca pod marketami wiejski festyn – z tą wszakże różnicą, że zamiast wieńca dożynkowego, mamy żłóbek…

Tak sobie pomyślałem ...
… wszystko inne zdaje się być podobne. Inaczej mówiąc – przedświąteczny czas, to wiara w gadatliwość zwierząt, ale jest mnóstwo dowodów na to, że szykując się do Wigilii i Bożego Narodzenia, to ludzie zamieniają się w zwierzęta. 

              „Nie pchaj się kur…a, dobrze ? Kolejka jest z tyłu” – szarmancko zwrócił uwagę swojemu bliźniemu pan w „Tesco” przy Słowiańskiej, na co ten zareagował równie biblijnie, ale trochę pod nosem, jakby obawiając się jego duchowej mocy: „Starczy tego karpia i dla ciebie pedale”. Święta, to również spora ilość alkoholu, co jest przecież zrozumiałe, bo jest co świętować, a „Emmanuel” nie rodzi się codziennie. To już obrazek z „Kauflanda”. Gdy starsza pani rzuciła w kolejce hasło, że „na monopolu” jest tańsza „Gorzka Żołądkowa”, stojący obok jegomość w czapce a’la Lenin, ruszył tam w pościg niczym pies tropiący zwierzynę. Kolejki pilnował mu drugi, a gdy przybiegł, oznajmił wieść godną narodzenia Pana: „Wziąłem cztery, bo jak się w środę nawalimy, to w czwartek wszystko zamknięte”. 
            
            Na parkingu było równie dostojnie i przedświątecznie. „Możesz kur…a odjechać kawałek dalej !” – krzyknął do kogoś facet w czapce Mikołaja i z choinką pod pachą, próbując otworzyć bagażnik. 

           Tak więc, kiedy zwierzęta przygotowują się do corocznego gadania, ludzie schodzą na psy. Dosłownie i w przenośni: warczymy na siebie, walczymy o sklepowe łowisko, a nawet potrafimy donośnie zaszczekać i ugryźć. „Wycieraczki może ?” – zagaił parkingowy przy Górczyńskiej. Nie potrzebowałem. Wystarczyły ręce - przetarłem oczy ze zdumienia i doszło do mnie, że to wszystko bez sensu. 

          Jak na festynie: wybrać najlepszą golonkę, wykiwać gości w kolejce do „Toi Toi” i zmieścić w sobie jak najwięcej alkoholu. 

          Znający mnie wiedzą, że bunt mam we krwi – jak przystało na potomka wileńskiej szlachty. Tym razem postanowiłem rozprawić się z naszą – a więc i moją – hipokryzją. „Bagiński znów się mądrzy” – powiedzą zawistnicy, a ja racji odmówić im nie mogę, ale taki już jestem. Wiem, że jeśli pisze się coś ogólnie nieprzyjemnego dla innych, musi to być bolesne dla piszącego, zwłaszcza wtedy, gdy – jak ja, do świętych i niewiniątek nie należy. 

       Więc potrafię sobie wyobrazić siebie, tam w Betlejem i dzisiaj w Gorzowie. Doszukiwałbym się pewnie afery, a moje teksty opatrzone by były tytułami: „Gmina żydowska chroniła rozpustną Maryję”, „Józef złamał Prawo i bzyknął Maryję przed ślubem”, „Maryja z Nazaretu zwariowała i twierdzi, że jest dziewicą mimo ciąży”. 

             Taka moja natura, ale chyba nie tylko moja. To jak w tej bajce o skorpionie, który chciał przejść na drugą stronę rzeki na grzbiecie słonia. „Nie wezmę cię skorpionie, bo mnie ukąsisz” – odrzekł słoń. „Proszę, obiecuję, że tego nie zrobię, jeśli mnie przeniesiesz” – zapewniał skorpion. Słoń uległ, wziął go na plecy, a gdy byli na środku, skorpion z całą mocą wbił mu swój kolec jadowy, wypowiadając jedynie: „Taka moja natura”. 

                Więc taki jestem i mocno nad sobą pracuję, ale idzie mi jak wszystkim – zamiast rozmawiać w Wigilię ze zwierzętami, bywa iż schodzę na psy. Nie ja jeden, bo gdyby Jezus narodził się dzisiaj w mieście nad Wartą, to media nie ogłosiłyby tego cudem, ale okropną aferą. „Jędrzejczak oddał stajnię za bezcen i bez przetargu Józefowi z Arymatei” – ogłosiłaby „Gazeta Lubuska”. „Prezydent nie dba o rodziny. Kobieta urodziła na ulicy” – to już tytuł z „Gazety Wyborczej”. Głos zabrałaby zapewne jakiś polityk opozycji: „Niech szefowa ośrodka pomocy społecznej złoży wyjaśnienia”. 

             Tyle polityki, która otępia nam wzrok, powoduje iż głusi jesteśmy na ludzkie odruchy, a słowa przyjaźni wypowiadamy tylko na miejskich opłatkach – oczywiście „bardzo szczerze”. Może więc warto w te święta zastanowić się nad sobą ? Ja zacznę od siebie, ale to samo polecam innym. Nie traktujmy świąt jak szminki na koszuli, po spotkaniu z kochanką: zmyć, zapomnieć i oby nikt już tego nie przypominał. 

                 Swoim znajomym zawsze powtarzam, ze warto się nie naginać, a jeśli coś nas wkurza lub przychodzi nam z trudem, to tego nie robić. Mam na myśli wszystkie te obrzędy, czary z Dzieciątkiem Jezus oraz wigilijną kolację, która –jeśli ma nie przynieść refleksji i zadumy- lepiej by się nie odbyła. Biegamy i troszczymy się o wiele, a potrzeba wcale nie dużo. „Całe życie chodziłam z nim do Filharmonii Gorzowskiej, i choć bardzo tego nie lubię, wiem iż jemu na tym zależało” – to ona. „Bardzo tego nie lubię, ale całe życie chodziłem z nią do Filharmonii Gorzowskiej, bo widziałem iż bardzo chciała tam iść” – to już on. A gdyby się zastanowili i porozmawiali, to poszliby na obiad i przeżyli to samo, co Apostołowie w Wieczerniku, a Józef i Maryja w stajni – obecność Czegoś, co jest grubo ponad nami. Wiele rzeczy robimy tylko dlatego, że sądzimy iż inni tego oczekują od nas. 

                   Czy warto biegać i zamartwiać się ? 

                Jak pisał w jednym ze swoich esejów John Maynard Keynes – nie warto, bo „w dłuższym okresie czasu i tak będziemy martwi”. Póki jednak żyjemy, a nawet mamy święta Bożego Narodzenia, wszystkim Czytelnikom Nad Wartą i sobie samemu – jeśli to jeszcze tylko możliwe – życzę lepszego roku, większej samorefleksji oraz samokrytyki. 

                Ja zaczynam jako pierwszy i od siebie, obiecuję. Czy to wszystko wyjdzie ? Nie wiem, ale skoro w Wigilię zwierzęta mówią, to zapytam psa. On będzie wiedział, bo my to tylko na siebie warczymy…

ROBERT BAGIŃSKI

Popularne posty z tego bloga

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Komarnicki chce być kanonizowany ! Ale najpierw celuje honorowego obywatela ...

Były komunistyczny aparatczyk w drodze po kolejne zaszczyty. Lokalni decydenci zastanawiają się,  czy nie będzie to pierwszy krok do żądania koronacji lub rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Bardziej wtajemniczeni obawiają się nawet, czy rezygnacja z urzędu biskupa diecezjalnego przez Stefana Regmunta, to nie jest pierwszy krok w drodze PZPR-owskiego aktywisty po zaszczyty kościelne...                      ...bo skoro Władysławowi Komarnickiemu nie wystarczają już zaszczyty świeckie, to jest obawa iż sięgnie po te, które dotychczas zagwarantowane były głównie dla duchownych. W tym wieku i tak „ już nie może ”, a żonę bez problemu mógłby umieści ć w klasztorze sióstr klauzurowych w Pniewach. Fakty są takie, że do przewodniczącego Rady Miasta Roberta Surowca wpłynęły cztery wnioski o nadanie W. Komarnickiemu tytułu „ Honorowego Obywatela Gorzowa Wielkpolskiego ” i gdyby nie rozsądek niekt...

Znamy Jerzego i Annę, a teraz jest także Helenka Synowiec

Dzieci z polityką nic wspólnego nie mają, ale gdy w rodzinie wybitnych prawników i znanych polityków pojawia się piękna córka, nie jest to temat obojętny nad Wartą dla nikogo. Mecenas Synowiec ma powody do radości, jego urocza żona i matka Anna jeszcze więcej, a mieszkańcy Gorzowa powinni mieć nadzieję, że za kilkanaście lat, także ich córka mocno dotknie Gorzów swoją obecnością... ...bo choć dzisiaj Helenka Synowiec jest jeszcze osobą nieznaną, to za kilka lat będzie bardzo obserwowaną. Jednych takie podejście irytuje, ale ponad wszelką watpliwość w Gorzowie nikt z nazwiskiem „Synowiec”, nie może być kimś przeciętnym. „ Przedstawiam Wam nowego członka mojej rodziny córeczkę Helenkę – gorzowiankę, która urodziła się 11.10.2016 r, o godz. 8:35 ” – ogłosiła na portalu społecznościowym Anna Synowiec . Ktoś powie, że to nie temat, ale to jest właśnie temat, gdyż nikt z bohaterów nie jest przeciętny: ani ojciec, ani matka, ani nawet córka.          ...