Polityczny dzięcioł, nawet jak przygarnie do żołądka więcej robali niż
zwykle, nigdy nie będzie orłem lub jastrzębiem. Słoń nawet pozbawiony
dobrodziejstw oazy i sawanny, a więc poza głównym nurtem pustyni, zawsze będzie
słoniem. Inaczej mówiąc – słaby lider nigdy nie urośnie do rangi męża stanu,
ale mężowie stanu pozostaną nimi nawet w przypadku politycznej marginalizacji. Przywództwo
Wontora, to uporczywa realizacja szaleństwa, by ograć lepszych od siebie i
udowodnić światu, że chłopak ze Słubic może sięgnąć Kosmosu…
Lubuski Sojusz Lewicy
Demokratycznej traci najlepszych działaczy, którzy od lat byli twarzą oraz
ikonami tego ugrupowania oraz województwa lubuskiego. Gdyby drużyna żużlowa z
Gorzowa lub Zielonej Góry, straciła za kadencji jednego prezesa tylu wybitnych
zawodników, co SLD zasłużonych działaczy, to Robert Dowhan i Władysław
Komarnicki wisieliby już na za nogi na miejskich rynkach. Tymczasem byli i
obecni prominenci partii przewodzonej przez Bogusława Wontora oficjalnie się względem niej dystansują, czego
dowodem jest powołanie w zielonogórskiej Radzie Miasta nowego klubu radnych.
Weszli do niego b. marszałek województwa Andrzej
Bocheński, ekslider i wiceminister spraw wewnętrznych Andrzej Brachmański oraz sekretarz Twojego Ruchu w regionie Filip Gryko. „Mamy w tym województwie słabe i porozbijane SLD, które pod wodzą najsłabszego
w historii posła kroczy wprost w przepaść” – mówi NW F. Gryko. Jakiś czas
temu nie mniej dosadnie w wywiadzie dla NW wypowiedział się b. wiceminister
Brachmański. „Wontorkracja ma się w SLD
dobrze. Jeśli chodzi o manipulację ludźmi, to mówimy o prawdziwym mistrzu
świata i wampirze energetycznym. Potrafi wyssać z otoczenia całą energię i
pozbawić je własnego zdania. Jeśli chodzi o manipulację, to autorzy
podręczników o tych technikach, mogą się od Wontora uczyć” – mówił dla NW
były lider SLD w województwie lubuskim. Sporo w tym racji, bo przewodniczący B.
Wontor jest dla innych polityków bezcennym przykładem tego, jak bardzo władza
deprawuje i wypłukuje z wartości i zdroworozsądkowych instynktów. Dwóch rzeczy Wontor
nie przewidział, chociaż jako szef sejmowego zespołu ds. kosmosu z futurologią
powinien być za pan brat. Pierwsza, to pojawienie się na lewej stronie sceny
politycznej charyzmatycznego Jacka
Bachalskiego. Przewodząc Twojemu Ruchowi odbierze nie tylko Platformie
Obywatelskie, którą w regionie zakładał i której był wieloletnim szefem, ale
również SLD z którego uciekają ci, dla których Wontor jest anachronicznym „dinozaurem”. Drugie nieszczęście, to „Lepsze Lubuskie”, a nie od dziś wiadomo,
że to co jest dobre dla województwa i lewicy, raczej nigdy nie jest dobre dla
Wontora. I odwrotnie – umarzane długi ZSMP, dziwne kombinacje z
nieruchomościami tej organizacji, mieszanie przy TVP Gorzów oraz sama postawa
lidera SLD w sprawach regionu, wielokrotnie już rozminęły się z interesem
publicznym. Powstanie „Lepsze Lubuskie”
i aktywność w tej organizacji Wadima
Tyszkiewicz, Janusza Kubickiego,
Jacka Wójcickiego, Bartłomieja Bartczaka, a przede
wszystkim Tadeusza Jędrzejczaka, to
najgorsze co mogło mu się w politycznej działalności wydarzyć i dobrego
samopoczucia nie poprawi nawet start w wyborach na burmistrza Sulęcina Dariusza Ejcharta, „starostowskie” aspiracje Janusza Krzyśkowa ze Słońska oraz – tu będzie
najciekawiej i najbardziej medialnie przed przyszłorocznymi wyborami –
wójtowskie zacięcie sołtysa Franciszka
Jamnuka z Ownic. Przywództwo Wontora, to uporczywa realizacja szaleństwa,
by ograć lepszych od siebie i udowodnić światu, że chłopak ze Słubic może
sięgnąć Kosmosu: w przenośni i dosłownie. Tak więc polityczny kicz i
komsomolska aktywność, miesza się u niego ze sprytem barowego wykidajły. Efekty
są zatrważające – dwóch byłych przewodniczących partii na aucie: A. Brachmański
i Jan Kochanowski, pierwszy i
zasłużony marszałek województwa A. Bocheński również, a wielu innych działaczy
negocjuje swoje odejścia, co wcześniej uczynili już m.in. Krzysztof Sikora, „Jeszcze
chwilę i wszystko będzie jasne” – mówi F. Gryko. Tak więc lemarkizm Jeana Baptiste de Lemarcka ma swoją
antycypację w osobie przewodniczącego SLD Bogusława Wontora: narząd nieużywany
uwstecznia się lub całkowicie zanika. Jak wiadomo, polityka jest zajęciem
głównie umysłowym, a gdy nie używa się w niej ważnego narządu -bynajmniej nie
chodzi o to, w czym dobry jest współpracownik Wontora z Ownic- to łatwo o
dekonspirację, a nawet kompromitację. Odejście ważnych działaczy jest tego
dopełnieniem, a to dopiero początek…