Obserwując gorzowskich działaczy żużlowych, można odnieść wrażenie, że aktywność w klubach sportowych, to sam splendor, zaszczyty, a nawet wpływy polityczno-gospodarcze. Nic bardziej mylnego...
Bizancjum zbudowane wokół byłego prezesa Stali Gorzów Władysława Komarnickiego mogłoby wskazywać, że bycie szefem lub członkiem sportowego klubu, to tytlko zyski i zaszczyty. Niestety doświadczenia innych działaczy sportowych, którzy w swoją aktywność włożyli nie mniej - jeśli nie więcej - pracy, czasu, a nawet swoich pieniędzy, nie potwierdzają tej tezy. "Komarnicki chwali się sukcesami klubu, chociaż nie dołożył do niego nawet złotówki(...). Gdyby mniej mówił o sobie i swoich zasługach, mniej wypierał pierś po ordery i zaszczyty, to byłby bardziej szanowany" - ocenił go kiedyś w echogorzowa.pl radny, adwokat oraz społecznik Jerzy Synowiec, który sam w przeszłości działał w gorzowskim klubie żużlowym, lecz nigdy nie kreował się na najważniejszego. Wręcz przeciwni, w jednym z ostatnich numerów dziennika 66-400.pl apelował, by przy ocenie klubu nie zapominać o jego cichych bohaterach m.in. wybitnym dziennikarzu oraz komentatorowi Krzysztofie Hołyńskim. O tym, że nie jest łatwo być aktywnym działaczem sportowym, mając inne zajęcia zawodowe, wie doskonale prezes MEPROZET-u Zenon Michałowski, który od wielu lat finansowo oraz organizacyjnie wspiera gorzowskich siatkarzy. Mimo finansowego zaangażowania, raczej nie może pochwalić się wsparciem władz miasta oraz lokalnych polityków. "To co miasto zrobiło dla naszego klubu, to skandal i nie wiem czy w Gorzowie będzie siatkówka. Zawodnicy wykazali się ogromną odpowiedzialnością, ale prezydent i radni wręcz zerową" - uważa Zenon Michałowski, wiceprezes GTBS. Gołym okiem więc widać, że działalność w klubach, to po prostu ciężka praca. Wie o tym również szef "Solidarności" Jarosław Porwich, który przez wiele lat był kierownikiem miejskich "szczypiornistów", a oni sami awansowali w tym okresie do do ekstraligii. Mimo to "frukty" spijał w tym czasie ówczesny prezes Związku Piłki Ręcznej...poseł Jan Kochanowski, który nijak się dzisiaj poczuwa do odpowiedzialności za mizerię wśród gorzowskich sportowców, ale za kilka dni wraz z Jackiem Bachalskim będzie o nich dyskutował podczas kolejnej debaty. Zawodnicy ważnych i medialnych drużyn mogą się chociaż poskarżyć i - nawet jak nie idzie - to kreować się na zaangażowanych w sport. Inaczej z działaczami mniejszych klubów, a w dodatku z dziennikarzami. Przykładem jest były dziennikarz Radia Plus, a dziś Telewizji Odra Krzysztof Bąk. Mimo bogatej aktywności dziennikarskiej znajduje czas na to, aby kierować czwartoligowym klubem "Lubuszanin" z Drezydenka, a w dodatku odnosi na tym polu ogromne sukcesy, bo prowadzona przez niego drużyna jest absolutnym liderem gorzowskiej "okręgówki". Czyli można, a sam prezes Bąk zaznacza iż "dla klubu idą dobre czasy". Ten dziennikarz i publicysta, to nie jedyny przedstawiciel mediów zaangazowany w sport. Sukcesy, tym razem na polu bardziej elitarnego sportu do - jakiego należy petanque (bule), posiada reporter Radia ESKA Wojciech Hańczuk, który zaangażowany jest w działalność gorzowskich miłośników tej dyscypliny, a zna go z tej strony połowa dzieci i młodziezy w mieście. Inaczej mówiąc - chwała cichym działaczom klubów mniej "medialnym" i prośba o mniejszą kreację ze strony tych, którzy karmią się milionami z budżetowej kasy. No, chyba iż nie chodzi o sport...