Przejdź do głównej zawartości

Zarżnąć kluby, a sportowe talenty wysłać jak najdalej !


Władze miasta mają pomysł na gorzowski sport: dorżnąć już istniejące kluby, a rodzące się talenty wysłać jak najdalej od miasta - przynajmniej do Poznania lub Szczecina. To konkluzja z dzisiejszej debaty, którą zorganizowało Stowarzyszenie "Tylko Gorzów"...

Sam pomysł jak najbardziej trafiony, a i czas niezwykle dobry, bo kiedy dyskutować o sporcie, jak nie wtedy, gdy wszyscy nim żyją. "Ci panowie znaleźli sobie sposób na życie, pobierając za swoją działalność wcale nie male pieniądze" - mówił w zaprezentowanym materiale o działaczach jednego z klubów prezydent Tadeusz Jędrzejczak. Tym samym chwalił Piast Karnin, który w tabeli jest wyżej niż gorzowski "Stilon". Taka wypowiedź, co naturalne, nie mogła się spodobać samym działaczom. "Prezydent się grubo zagalopował, a my dokładamy do tych klubów z własnych pieniędzy, co nie jest mile widziane przez nasze rodziny. Niech ruszy się zza biurka i przyjedzie do nas" - mówił wiceprezes "Stilonu" Jacek Ziemecki. "Prezydent obrzydliwie kłamie, bo to kłamstwo iż za działalność w klubach bierzemy pieniądze" - dodał wiceprezes gorzowskich siatkarzy Zenon Michałowski. Tak mocne słowa nie podziałały na miejskich urzedników, bo chwilę potem w rolę obrońcy swojego szefa włączył się dyrektor wydziału sportu Tomasz Kucharski, konstatując iż miasto łoży na te kluby, które w sposób najbardziej efektywny promują miasto w kraju oraz poza granicami Polski. Gdy obecny na sali lider "Tylko Gorzów" Jacek Bachalski zadał pytanie, czy miasto w jakiś sposób bada te parametry oraz ich oddziaływanie na wizerunek miasta, dyrektora Kucharskiego niemal zamurowało. "Będziemy to robić. To znaczy będzie to robić Biuro Promocji Miasta" - brnął były olimpijczyk i wierny przyboczny prezydenta Jędrzejczaka. Przysłowiowy gwóźdż do swojej trumny wbił jednak dopiero wtedy, gdy powiedział iż miasta nie stać na finansowanie wszystkich klubów, a jeśli jakaś dyscyplina wyłowi sporowy talent, to... "Niech go wyśle do ościennego klubu w Poznaniu lub Szczecinie". Ta wypowiedź pozostała właściwie bez większego echa, bo jedyną reakcją na wypowiedź Kucharczyka mógł być tylko pomruk współczucia, politowania i zażenowania. "Warto pamiętać, że klub można zlikwidować właściwie przez jeden rok, ale żeby go odbudować, będzie potrzeba pięciu kolejnych lat i jeśli dziś na utrzymanie potrzeba kilkaset tysięcy, to na odbudowanie będą potrzebne miliony" - mówił b. poseł SLD, a dziś działacz "Tylko Gorzów" Jan Kochanowski. Warto dodać, że debata nie miała charakteru roszczeniowego, ale niemal wszyscy działacze dopominali się przede wszystkim o precyzyjne kryteria przyznawania środków na działalność sportową, aby nikt nie miał o nic wątpliwości."Dziś jest Jędrzejczak i kocha żużel, ale jutro lub za rok przyjdzie przyjdzie prezydent Kowalski i będzie kochał baseball lub rugby. Dlatego potrzebne są jasne kryteria przyznawania pieniędzy" - mówił obecny na sali sportowiec. Odpowiedziała mu - zresztą mało kompetentnie - wiceprezydent Alina Nowak. "Opieramy się ściśle na strategii promocji marki Gorzów i nie ma znaczenia, kto będzie w mieście rządził" - perorowała. Na pytanie z sali, skąd w strategi te, a nie inne dyscypliny stwierdziła: "Kilka lat temu robiliśmy badania na reprezentatywnej grupie osób i tak nam wyszło. Jeśli pana w tej grupie nie było, to bardzo mi przykro". Błyskotliwie, jak na naukowca Uniwersytetu Zielonogórskiego, zareagował dr Michał Bajdziński. "To nie tak, bo jeśli zapytamy mieszkańców Gorzowa, co chcą oglądać, to odpowiedzą w większości, że żużel. Jeśli jednak zadamy pytanie, jaką dyscyplinę chcą uprawiać, to żużla raczej nie wskażą. I jeszcze inaczej - jeśli zadamy chłopcom pytanie, jaką dyscyplinę chcą uprawiać, to niemal każdy będzie chciał być Błaszczykowskim" - mówił dr Bajdziński. A najciekawsze, że działacze nie chcieli pieniędzy, ale klarowności ich rozdziału. Najwidoczniej z tym w mieście jest najtrudniej. "Działacze pewnych rzeczy nie rozumieją i stracili ducha sportowego" - stwierdził w emitowanym materiale przewodniczący Rady Miasta Jerzy Sobolewski.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...