Być może Kościołowi zawdzięczam najwięcej, ale nie uważam, że jest to jedyna droga do zbawienia. Szanuję księży i nie zgadzam się na szkalowanie ich posłannictwa, ale brzydzę się również ich apodyktycznością, zakłamaniem oraz... niestety pazernością. Ja trafiłem na dobrych kapłanów.
Ta dyskusja o Kościele i jego wpływach oraz pieniądzach, potwierdza tylko tezę, że myślenie traci na wartości, a psychologiczna „projekcja” zyskuje na wartości. Praktyka? Lapidarnie ujął to niegdyś ordynariusz gorzowski, a dziś przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski Józef Michalik: „Łakomczuch wytyka innym, że dużo jedzą. Złodziej zarzuca innym, że są pazerni i nieuczciwi”.
Ot, cała prawda o polskim antyklerykalizmie oraz rzekomej niechęci społeczeństwa do Kościoła. Bynajmniej, nie tylko o Palikocie czy Napieralskim, ale również ich lokalnych klonach: raczej mało komukolwiek znanym pośle Mroczku, synu uczciwej i porządnej sympatyczki Radia Maryja Bogusławie Wontorze, czy wreszcie bezpłciowym, ale chcącym zabłysnąć w mediach: Jakubie Derech-Krzyckim.
Ale uwaga, księża katoliccy nie są bez winy. Biskup Zygmunt Regmunt służy za maskotkę oficjalnych imprez, gorzowski kapelan „Solidarności” kreuje się na lokalnego Papieża, a mniej znani proboszczowie wożą się jak współcześni książęta. Tylko iż gorliwość nie ta, wiara słaba, a lud coraz bardziej rozumny. Już nie wystarczy malować mu fresków, bo Biblii nie rozumie, teraz trzeba mówić językiem zrozumiałym i autentycznym. No tak, ale szczerość i autentyczność nie jest dziś w cenie, lepiej postraszyć, pożalić się i nawiązać do PRL-u.
Ateiści w natarciu! Pomyślałby kto… Księża próbują sprowadzić wiarę do poziomu logicznych i konfesyjnych uzasadnień typu: Jezus powołał Kościół i jeśli chcesz wierzyć w Boga, to jedyną drogą jest przynależność do niego. Zresztą nie jest to teza nowa, bo w czasach współczesnych najdobitniej wyraził ją w deklaracji „Dominus Iesus”, ówczesny szef Kongregacji ds. Wiary (czytaj: sławnego Świętego Oficjum)kard. Joseph Ratzinegr: „Nieustanne przepowiadanie misyjne Kościoła jest dzisiaj zagrożone przez teorie relatywistyczne, które usiłują usprawiedliwić pluralizm religijny nie tylko de facto, lecz także de iure”. Upsss, inaczej mówiąc – droga do zbawienia jest tylko jedna. Śmieszne, bo wygląda to tak, jakby biskupi czy księża siedzieli non stop „na komórce” z Bogiem. A przecież może być i tak, jak w rozmowie z ks. Janem Twardowskim skonstatował to Stanisław Jerzy Lec: „Czy jestem wierzący ? Bóg jedyny raczy wiedzieć. A może Bóg mnie upatrzył na ateistę ?”
Więc po co te sceny o pieniądze ?
Jezus urodził się w stajni pełnej owczych gówien, mieszkał w chacie z gliny, nauczał bez szczególnych zapasów na przyszłość, a umarł jak najgorszy opryszek. Ale, ale… kto najbardziej interesował się kasą, gdy Maria Magdalena lała mu na nogi drogocenne oliwki ? Odpowiem: to był Judasz. Jak skończył, każdy z nas wie. To dla antyklerykałów. Teraz coś dla naszych lokalnych księży - Witolda Andrzejewskiego i jemu podobnych: pamiętacie przypowieść o celniku i faryzeuszu ? Kto miał więcej pokory…
I na koniec. Kiedy mojemu obecnemu „proboszczowi” zadałem pytanie: jak postąpiłby Jezus, odpowiedział: „Bez przesady, to były inne czasy”. Ot cała prawda o Kościele, który wcale nie jest jedyną drogą zbawienia. Każdy z nas ma inną. Brak kasy tylko uzdrowi wspólnotę…
Dlaczego tak sądzę ? Odpowiedź: „Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne”. Nieźle, prawda…
ROBERT BAGIŃSKI