Wojewoda Jabłoński ma tyleż samo przeciwników, co zwolenników. Pierwsi mają mu za złe, że jest lepszy od nich i od lat próbują przypiąć mu nieprawdziwe łaty, a drudzy szanują go za styl i kompetencje. Cała prawda o Marcinie Jabłońskim…
Mitów i półprawd na temat obecnego wojewody lubuskiego Marcina Jabłońskiego jest tyle, że można by obdarować nimi połowę klasy politycznej w regionie. Wszystko dlatego, że swoją wiedzą, kulturą osobistą oraz obyciem politycznym, przewyższa wszystkich, którzy kiedykolwiek pojawili się na firmamencie lubuskiej polityki. Lizusostwo i nieprawda ? Proszę pokazać w regionie drugiego polityka, który dwukrotnie był wicewojewodą, marszałkiem województwa, wojewodą, a przed lub w międzyczasie wiceburmistrzem i starostą ? Posłowie, wojewodowie, marszałkowie się zmieniają, a… Marcin Jabłoński wciąż jest.
Kiedy zostawał w 1998 roku wicewojewodą gorzowskim, polityczni przeciwnicy próbowali mu przypiąć łatkę gbura, zarozumialca i bezwzględnego tyrana, co miało się niby antycypować w jego pracy na stanowisku wiceburmistrza Słubic. Pracownicy Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie szybko się przekonali, że jest po prostu wymagający, ale z przysłowiowym „buractwem”, to nie ma on nic wspólnego. W tym samym czasie, gdy Jabłoński był wicewojewodą u Jerzego Ostroucha, imputowano mu, że jest konfliktowy i nadambitny, co miało się rzekomo objawiać w jego konfliktach z wojewodą Ostrouchem. Również i ten mit został obalony, co prawda po latach, gdy wojewoda Jabłoński mianował swojego byłego szefa doradcą, a urzędnikom zakomunikował, że słowa Ostroucha mają traktować tak, jakby wypowiadał je on sam. Jak nie daje się normalnie, to trzeba sięgnąć do klasyków komunizmu i nazizmu. Jedni twierdzili, że na przeciwnika działa „korek, worek lub rozporek”, a drudzy, że: „należy obrzucać błotem dużo i regularnie, to zawsze coś z tego zostanie”. Właściwie ma dużego pecha, bo „podchodzono go” wielokrotnie. Przed laty rzekomą „aferą mieszkaniową” w kontekście legalnego wykupienia mieszkania komunalnego w Słubicach, rok temu prymitywnymi przeciekami – niemal wprost z gabinetu marszałek Elżbiety Polak – o przywłaszczeniu sobie marszałkowskiej hondy oraz komputera, a ostatnio – posługując się urzędnikiem typu „pożyteczny idiota” – oskarżeniami o nie zwrócenie wartego 6 tysięcy laptopa. Wszystko oczywiście pikantnie przyprawione, tak aby wpisywało się w ogólnie rozpowszechniany stereotyp, a w gruncie rzeczy wyczerpująco korespondujące z psychologicznym pojęciem „projekcji”. Tak po chłopsku: złodziej wytyka innym, że kradną…
Więc co z tym Jabłońskim ? Właściwie nic, bo o tym, że znacznie odbiega od profilu lubuskiego polityka wie każdy. Wykształcony, obyty w świecie, mający doświadczenie administracyjne i polityczne. Nie ma wątpliwości, że mógłby być dla każdej partii atutem, ale również zagrożeniem. W skali kraju – jest atutem, ale w skali regionu – bezapelacyjnie zagrożeniem. Wielu jego kolegów uważa, że jak Jabłońskiego zaboli od ich ataków naga, to oni będą lepiej chodzić. Takie bardzo polskie, choć trudno powiedzieć, by było kobiece. A jednak…
Zbigniew Mroczyński