Przejdź do głównej zawartości

Dokąd zmierza gorzowska "Solidarność" ?

Myśl o zaangażowaniu się w politykę przyświecała działaczom gorzowskiej „Solidarności” od dawna. Dotychczas – z wyjątkiem okresu Akcji Wyborczej Solidarność – traktowani byli z uśmiechem na twarzy,  ewentualnie jak kwiatek do kożucha - ale teraz może się to zmienić. W sobotę poszli w marszu z PiS i Radiem Maryja, by obudzić Polskę…
Porwich to sprawny organizator, który potrafił ułożyć się z postpezetperowskim
prezydentem Jędrzejczakiem, liberalnym marszałkiem i wojewodą Jabłońskim, a przy
tym zreformować od podstaw sposób funkcjonowania gorzowskiej "Solidarności".
Jest zdolny i ma talent, ale do rewolucji potrzeba kilku więcej, a ławka jest pusta...
Wszystko w sytuacji, gdy osób utożsamiających się z tym nurtem myślenia, jest w regionalnych strukturach znacznie mniej niż w innych częściach Polski. Z trudem rozmawiać z działaczami gorzowskiej „Solidarności” o ramówce Radia Maryja lub Telewizji „Trwam”. Jest zbyt nowoczesna, laicka i pragmatyczna, by odmawiać codzienną Koronkę do Miłosierdzia Bożego, a zamiast „Rozmów niedokończonych”, czołowi działacze wolą „Kropkę nad i” oraz TVN-owskie „Fakty”. Zmieniło się tylko jedno – kiedyś czytało się w związkowej siedzibie nie tylko „Gazetę Lubuską”, ale również pisma z innych światów: „Gazetę Wyborczą”, a nawet „Trybunę”. Dziś dominuje „Uważam Rze” i „Dziennik Gazeta Polska”. Nie zmienia to faktu, że gorzowska „Solidarność” zawsze była lepsza od zielonogórskiej, a jej kolejni liderzy – począwszy od Stanisława Żytkowskiego, przez Bronisława Żurawieckiego, a na dzisiejszym Jarosławie Porwichu kończąc – dużo bardziej wyraziści i sprawni intelektualnie, niż ich zielonogórski odpowiednik Maciej Jankowski. „Porwich zdaje sobie sprawę, że jego siła drzemie w politycznych kompromisach oraz bezkompromisowej walce o pracowników w zakładach pracy. Jest silny nie siłą związku, bo ta słabnie, ale skutecznością w załatwianiu zwykłych spraw. To mu wyjdzie na dobre” – mówi jeden z byłych działaczy antykomunistycznej opozycji, który zna J. Porwicha od lat 80-ych. Szefowi związku proponowano już w 2010 roku kandydowanie do samorządu z list Prawa i Sprawiedliwości, a nawet Platformy Obywatelskiej, ale ostatecznie się nie zdecydował. „Byłby jednym z wielu, a tak jest tym jednym z którym należy się liczyć” – mówi członek zarządu regonu. Mimo to, krajowi i regionalni działacze „Solidarności” mocniej niż wcześniej artykułują swoje opinie, a nieoficjalnie wyrażają gotowość wejścia do polityki. „My wam pomożemy, by ta władza odeszła” – grzmiał w sobotę w Warszawie szef krajowych struktur „S” Piotr Duda. Kilka dni wcześniej – mimo całkiem niezłych relacji z regionalnymi politykami PO – w podobnym tonie wyraził się w Radiu Zachód J. Porwich. „Rząd sobie kpi ze wszystkich i wszystkiego” – mówił. Do wyborów jeszcze daleko, ale już dziś można powiedzieć, że związkowa ława jest pusta: zasłużony i skuteczny wojewoda gorzowski Jerzy Ostrouch doradza dziś przedstawicielowi rządu, który J. Porwich krytykuje, Roman Rutkowski od kilku lat „zwalcza bezrobocie” jako wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy, choć związek krytykuje władze za jego wzrost, a sami wyborcy – wolą tych, którzy z „Solidarności” wyszli, ale są dziś w PiS: Elżbietę Rafalską, Elżbietę Płonkę czy Mirosława Rawę. Dla „Solidarności” – nawet gdyby naród się obudził - niestety nie ma miejsca w polityce pare excellence. A  szkoda - bo J. Porwich czy Andrzej Andrzejczak, zrobiliby więcej niż połowa składu Rady Miejskiej i Sejmiku Wojewódzkiego razem wziętych. Problem w tym, że i siła samego związku nie jest już taka jak przed laty. Ludzie nie zapisują się dziś do "Solidarności" ze względów ideowych i politycznych, ale pragmatycznych. Nie oczekują politycznego przywództwa, lecz organizacyjnej i prawnej pomocy. "W tym kontekście Jarek i jego ekpia są dobrzy, a nawet lepsi niż wszyscy poprzednicy" - mówi anonimowo radny PiS, który żartuje, że dziś problemem dla związku jest często zebranie chorążych do sztandarów, a co dopiero rozkolportowanie tysięcy plakatów czy ulotek. "Inne czasy, inni ludzie i inne potrzeby" - dodaje.

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta