Przejdź do głównej zawartości

Moda na księżowski fiolet ...

Kościół jest instytucją ważną i zasłużoną, a zatem błędem byłoby spychanie go jedynie do zakrystii. Wydaje się jednak, że politykom bardzo trudno oddzielić obszary sacrum i profanum, a pytani o to – jak jeden mąż - błagają, by nie wymieniać ich nazwiska. Fioletowe szaty wciąż są na topie i mają całkiem spore wpływy...
Kiedyś wartością był mundur, ale dzisiaj - to nawet mundurowi wymiękają
na widok obwieszonego fioletami i srebnymi łańcuchami duchownego ...
Zasada jest dosyć prosta – skoro jest otwarcie czegokolwiek, czy chociażby wkopanie kamienia węgielnego lub inauguracja czegoś, to obok starosty, wojewody czy marszałka, musi się pojawić biskup ordynariusz, jego sufragan lub chociażby jakiś prałat w fioletowych szatach. Bywa i tak, że jak nie może lub nie chce przyjechać wojewoda lub marszałek, a nawet ich zastępcy, to ratunkiem na podtrzymanie prestiżu imprezy jest właśnie biskup lub inny utytułowany duchowny. „Wojewody to ludzie nie rozpoznają, ale jak przyjedzie taki biskup lub kanonik w czerwonych szatach, to ludzie od razu wiedzą, że impreza ma rangę taką, jak trzeba” – mówi jeden z wójtów z Powiatu Sulęcińskiego. Nie trzeba uzasadniać dlaczego, ale nie chce podawać nazwiska. Problem polega na tym, że obecność utytułowanych duchownych na świeckich imprezach jest wręcz plagą i nie jest to wina ich samych, ale polityków. „Mam swoje poglądy, ale nie będę walczył z wiatrakami. To gospodarz zaprasza i nie mam wpływu na to, czy będę siedział kołu burmistrza czy biskupa”  – mówi jeden z byłych posłów. To jednak jeszcze nie problem, bo chyba gorzej pod tym względem było pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku obecnego wieku. Biskupi nie tylko cenzurowali lokalne media, ustawiali miejsca na listach wyborczych, ale wręcz obalali wojewodów. Przekonał się o tym zasłużony i niezwykle sprawny b. wojewoda gorzowski Jerzy Ostrouch, który odpadł w pretendowaniu o funkcję wojewody lubuskiego, głównie ze względu na agresywną propagandę ówczesnego bp. Edwarda Dajczaka. Ten wysyłał przeciwko niemu listy nawet do premiera Jerzego Buzka i szefa AWS Mariana Krzaklewskiego. Lata płyną, ale nie zmienia się wiele, a w samym Gorzowie karty wciąż rozdaje pewien zasłużony prałat. Nie jest tajemnicą, że bycie zaakceptowanym lub chociażby tolerowanym przez gorzowskie środowisko kościelne, bezwzględnie wymaga „pielgrzymki” na jego plebanię. Co ciekawe – robią to szefowie organizacji, radni, posłowie i senatorowie, a nawet ci spośród polityków, którzy mają inną konfesję. Bizancjum przybiera nawet śmieszne formy. „Potrafił nawet zadzwonić po mszy do ważnego polityka z wątpliwościami, czy dobrze zrobił, że udzielił mu podczas Mszy św. za ojczyznę Komunii świętej” – opowiada jeden z działaczy. Propagowana przez środowiska lewicowe i Ruch Poparcia Palikota walka z Kościołem nie jest dobra i zasługuje na krytykę. Nie można jednak zgodzić się na to, by wszystkie święta – nawet te cywilne: policji, wojska polskiego czy straży pożarnej, zdominowane było przez biskupie fiolety. To nie jest walka z Kościołem, lecz troska o wiarygodne oblicze tej… instytucji.

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta