Nie udało się SLD-owcom wyszarpać kolejnej dobrze płatnej posady dla swojego przedstawiciela. Eksposeł i pieszczoch gorzowskiej lewicy poległ w głosowaniu i nie otrzyma podwyżki oraz biletu do częstszych wizyt w mediach. Największą radość mają jednak jego ambitni przeciwnicy wewnątrz partii...
Dla wytrawnych graczy na lewicy sprawa była oczywista od samego początku – brak porozumienia i poparcia dla kandydatury Jakuba Derech–Krzyckiego jako wiceprzewodniczącego Rady Miasta, to efekt wewnętrznych walk w ramach SLD oraz ambicji Jana Kaczanowskiego, który już zasiada w Prezydium Rady Miasta. „Obaj knuli ile wlezie i Kuba na tym przegrał, bo Jasiu nie jest głupi i nie dopuści, by SLD miało dwóch wiceprzewodniczących, gdzie on będzie tym drugim” – mówi nieoficjalnie bardzo ważny polityk gorzowskiej lewicy. „To nie ma żadnego znaczenia, skoro w wyborach startują komitety wyborcze, a nie partie, a umowa jest taka iż każdy klub posiada swojego przedstawiciela w prezydium. Przecież my nie wybieraliśmy superradnego, ale człowieka do roboty” – mówi Nad Wartą szef gorzowskiego SLD Marcin Kurczyna. Nie jest jednak tajemnicą, że nie tylko na lewicy Derech-Krzycki zaczął być utożsamiany jako wasal posła Bogusława Wontora i właśnie to mu zaszkodziło najbardziej. „Wynik głosowania znany był od dwóch dni, a Jasiu pije dziś szampana. On wiedział, że Kuba z taką funkcją wyrósłby na lidera” – mówi polityk lewicy. Ostatecznie kandydatura Derech-Krzyckiego otrzymała 10 na 25 głosów, a wśród popierających ją znaleźli się również politycy Platformy Obywatelskiej. „To głosy Ćwiklińskiej i Synowca” – mówi nieoficjalnie jeden z radnych PO. Wątpliwości rozwiewa wywołana do tablicy Grażyna Ćwiklińska. „Zagłosowałam za, bo uważam iż to dobra kandydatura, a sam radny Derech-Krzycki jest doświadczonym i kompetentnym samorządowcem. Osobiście jestem zaskoczona decyzją moich kolegów z PO, którzy głosowali przeciw” – powiedziała blogowi Ćwiklińska. Innego zdania są liderzy jej partii w mieście, którzy stoją na stanowisku iż to zbędne zajmowanie się wewnętrznymi sprawami rady, a eksposła SLD lepiej marginalizować niż dawać możliwość promowania swojej osoby. Szef klubu radnych PO Robert Surowiec w rozmowie z Nad Wartą stawia sprawę jasno: „Ja mówiłem od początku, że taka niszowa partyjka jak SLD nie powinna mieć w mieście aż dwóch wiceprzewodniczących. Poza tym, stoimy na stanowisku, że im rada mniej zajmuje się sobą i wewnętrznymi funkcjami, tym lepiej” . Przeciwnikom Derech-Krzyckiego wewnątrz SLD zależało też na pokazaniu mu miejsca w szeregu, bo – mimo raczej małych szans p- zaczął przebąkiwać o ewentualnym kandydowaniu na fotel prezydenta Gorzowa, gdy opuści go Tadeusz Jędrzejczak. „Teraz wie, że jak będzie się sadził do wyborów, to nie ma na co liczyć w strukturach” – opowiada polityk lewicy, który we wszystkich wypowiedziach nie kryje, że najbliższy spór wewnątrz SLD będzie się odbywał nie na linii Kurczyna i „reszta świata”, ale Derech-Krzycki kontra J. Kaczanowski. „Pozostaje pytanie czy Nadzieja dla Gorzowa będzie miała swojego wiceprzewodniczącego” – głośno zastanawia się, jak widać mocno zainteresowany tym, przewodniczący M. Kurczyna.