Przejdź do głównej zawartości

Wiem, że siedzę na gorącym stołku...

Dyrektor szpitala powinien rozmawiać nawet z najtrudniejszym partnerem, a mieszkańcy nie powinni się obawiać, że szpital po prywatyzacji zostanie zdegradowany. Gorzowska nefrologia, to nie jest wina Zarządu Województwa, ale poprzedniczki dyrektora Twardowskiego. Polityk powinien mówić tak dużo jak to konieczne, ale jak najmniej – uważa w rozmowie z Nad Wartą członek Zarządu Województwa odpowiedzialny za służbę zdrowia ROMUALD KREŃ.
Figurant z furą i komórą, czy "notariusz" potwierdzający decyzje innych ?
NAD WARTĄ: Podobno lubi Pan nurkować…
Romuald Kreń: To moja największa pasja i nie ukrywam, że urlopowe marzenia zawsze związane są z żaglami lub nurkowaniem.
N.W.: …Ale nie żałuje Pan, że zanurkował tak głęboko w tym politycznym bagienku, bo to nie jest Hurghada i raf koralowych tu Pan nie znajdzie, ale na politycznej mieliźnie może utonąć….
R.K.: Moim życiowym credo jest umiar i rozwaga, a w obecnej działalności publicznej staram się być wierny tej maksymie. Przyznaję, funkcja, którą obecnie piastuję wymaga ode mnie podejmowania odpowiedzialnych, często bardzo poważnych, decyzji wiążących się z dużym ryzykiem politycznym. Nigdy bym jednak nie nazwał tego „bagienkiem”.
N.W.: Ale ma Pan świadomość, że to najbardziej gorący stołek w zarządzie województwa?
R.K.: Gorący stołek? Przyznaję, że wielu moich przyjaciół oraz znajomych tak twierdzi. Więc może coś w tym jest. Przypomnę, iż nie ograniczam się wyłącznie do obszaru służby zdrowia, bo podlegają mi również inne kluczowe sprawy z zakresu współpracy zagranicznej, informacji europejskiej, a także informatyzacji i cyfryzacji. Zażartuję, że te inne obszary dają pewien oddech i na pewno studzą nie „stołek”, a głowę.
N.W.: To skoro z Pana Marszałka taki kozak, to proszę odpowiedzieć, dlaczego protestuje zielonogórskiego Pogotowie Ratunkowe, a w gorzowskim szpitalu panuje regularna wojna na słowa, happeningi i manifestacje?
R.K.: Każdy wyraża swoje poglądy tak, jak chce i uważa - to zdobycz demokracji, o którą walczyliśmy. Mam świadomość tego, że każda zmiana niesie niepokój dla osób, których bezpośrednio ona dotyczy. Zmiany strukturalne, reorganizacje kadrowe często związane z ilościowym ograniczeniem  zawsze wywołują negatywne emocje. W dzisiejszej krytycznej, skomplikowanej sytuacji powinniśmy odłożyć na bok partykularne interesy…
N.W.: … mówi pan o związkach zawodowych. Pan też uważa, podobnie jak Dyr. Twardowski, że – cytuję dosłownie: „Kłopot każdego dyrektora gorzowskiego szpitala jest jeden i nazywa się: Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”?
R.K.: To ocena Pana Dyrektora Twardowskiego, a on jest tam na co dzień. Uważam jednak, że nie można lekceważyć zdania żadnego partnera, nawet jeśli debata z nim jest trudna. W tym pytaniu jest zbyt duże uproszenie. Największy kłopot każdego dyrektora to 260-milionowy ciężar długu tego szpitala.
N.W.: Pracował Pan w instytucjach finansowych i zarządzał ludźmi: myśli Pan, że w ten sposób – chodzi mi o wypowiedzi o „Solidarności”  i „terroryzmie” – można przeprowadzić restrukturyzację czegokolwiek, a tym bardziej szpitala?
R.K.: W mojej dotychczasowej pracy zawodowej zawsze ponosiłem odpowiedzialność za swoje decyzje. Dyrektor Twardowski otrzymał pełną autonomię, co wiąże się również z pełną odpowiedzialnością za wszelkie posunięcia oraz styl ich wdrażania.
N.W.: Dobra, to inaczej – i proszę nie wspominać o poprzednikach dyr. Twardowskiego –
co jest nie tak w gorzowskim szpitalu, że idzie jak po grudzie?
R.K.: Nie wracając do zaszłości, krótko przypomnę, iż wielokrotnie zdiagnozowana była „choroba” tego szpitala. Wypisano nawet recepty leków na całe zło. Tylko nikt nie odważył się zaaplikować kuracji dla chorego pacjenta i zrealizować do końca recepty. Choremu odrobinę się poprawiło i wówczas kolejne dyrekcje zaprzestawały wprowadzania dalszych zaleceń naprawczych. Jedynie ciągle dyskutowano, konsultowano, omawiano i nadal diagnozowano. Idzie jak „po grudzie”, bo problem jest delikatny i społecznie wrażliwy. Warto też przypomnieć, że od 2008 r. do 2010 r. nadzór nad ochroną zdrowia miała ówczesna wicemarszałek Elżbieta Polak i to był jedyny okres, kiedy szpital w Gorzowie generował zyski oraz zaczął się bilansować na działalności bieżącej.
N.W.:  A po co było to spektakularne zwolnienie szpitalnej ikony Piotra Gajewskiego? Teraz pluje na was na lewo i prawo…
R.K.: Nie ingeruję w politykę kadrową dyrektora Twardowskiego. To po jego stronie znajduje się obowiązek utrzymania sprawnego funkcjonowania szpitala. Dotychczas nie dotarły do mnie informacje
o problemach z wykonywaniem procedur medycznych z powodu braku odpowiedniej kadry lekarskiej czy personelu pielęgniarskiego. W tym miejscu warto przypomnieć kiedy niedawno zwalniano ordynatora Laryngologii w tym szpitalu - czy tamto odejście nie było spektakularne?
N.W.:  Mam więc krótkie pytanie: czy Wojewoda mógłby kłamać?
R.K.: Nie znam kontekstu sytuacji rodzącej to pytanie. Odpowiem więc tak – uważam, iż Wojewoda jest przedstawicielem rządu w terenie i jako doświadczony odpowiedzialny polityk zawsze kieruje się sprawdzonymi informacjami przy podejmowaniu decyzji związanych ze sprawowanym urzędem publicznym.
N.W.: A czy mijam się z prawdą twierdząc, że pododdział nefrologii powołał Zarząd Województwa i Sejmik Województwa?
R.K.: Wniosek w tej sprawie wpłynął do Urzędu Marszałkowskiego 13 marca 2012 r. P.o. dyrektora szpitala wnioskowała o rozszerzenie działalności oddziału dziecięcego o pododdział nefrologii dziecięcej, co pozwoliłoby szpitalowi ubiegać się o kontrakt w Narodowym Funduszu Zdrowia. W momencie złożenia wniosku, obowiązujący statut szpitala wymagał właśnie wyrażenia zgody Zarządu Województwa. Gdyby wówczas Zarząd Województwa nie wyraził zgody na uruchomienie pododdziału nefrologicznego, działałby w ten sposób na szkodę szpitala. Dyrektor placówki – po uzyskaniu takiej zgody – powinien podjąć kolejne działania, tj. wystąpić do sanepidu o opinię oraz do Urzędu Wojewódzkiego o wpis do rejestru wojewody. Dopiero po spełnieniu wszystkich tych wymogów, Dyrekcja szpitala zwraca się do Narodowego Funduszu Zdrowia o zakontraktowanie przedmiotowych świadczeń. Poprzednia dyrekcja jednak nie podjęła skutecznie działań doprowadzających do zakontraktowania nefrologii, a szpital ponosił koszty z tytułu zatrudnienia lekarzy nefrologów
N.W.: To dlaczego Dyr. Twardowski zawiadomił w tej sprawie prokuraturę? Kto wie, może
i Pana wezwą…
R.K.: Nie mam nic do ukrycia, a o ile prawidłowo interpretuję działania p. dyrektora Twardowskiego, jego zawiadomienie przedmiotowo dotyczyło niewspółmiernego zatrudnienia personelu przy braku zapewnienia finansowania działalności pododdziału nefrologii ze strony NFZ. Przyniosło to negatywne skutki przy i tak już dramatycznej sytuacji ekonomicznej placówki.
N.W.: Zmiana tematu – żeby nie wyglądało, że dzięki pani rzecznik tylko sobie słodzimy. Poseł Bożenna Bukiewicz mocno ingeruje w sprawy organizacyjne i personale w lubuskiej służbie zdrowia?
R.K.: Z panią poseł Bukiewicz wywodzimy się z jednego ugrupowania politycznego i nasze zdania w kwestiach związanych z kształtem i kierunkiem restrukturyzacji służby zdrowia są zbieżne z polityką rządu i są oparte na merytorycznych przesłankach.
N.W.: „Oparte na merytorycznych przesłankach” - to dlaczego politycy twierdzą, że to ona jest autorką pomysłu przejęcia 105 Szpitala Wojskowego w Żarach, bo to jej okręg wyborczy?
R.K.: Pomysł przejęcia 105 Szpitala Wojskowego w Żarach jest inicjatywą Ministerstwa Obrony Narodowej, a  przejęcie „105” zdecydowanie polepszy poziom opieki zdrowotnej i dostępność wysokospecjalistycznych procedur medycznych dla wszystkich Lubuszan. Pani Poseł Bukiewicz, podobnie jak Zarząd Województwa Lubuskiego, popiera tę inicjatywę…
N.W.: …to niech mi Pan wyjaśni – komu i na co ten szpital, który jest dodatkowym obciążeniem dla budżetu województwa, skoro za płotem mają szpital powiatowy?
R.K.: Negocjując z MON-em warunki przejęcia tak znacznego majątku oraz wyspecjalizowanej kadry Zarząd akcentował głównie względy ekonomiczne. Właściciel zapewniał, że szpital jest w dobrej kondycji finansowej, a my uznaliśmy iż nie będzie balastem dla województwa.
N.W.:  I tak mnie dziwi, że budżet województwa się sypie, a zarząd przejmuje ten szpital. Mówi się, że będzie łatwiej jak sprywatyzujecie i pozbędziecie się gorzowskiej placówki…
R.K.: Tegoroczny budżet województwa jest trudny. Jednak w żadnym wypadku nie powiedziałbym,
że się sypie. Na bieżąco prowadzimy jego monitoring, a o prywatyzacji placówki w Gorzowie nie ma mowy. Kolejny raz powtarzam,  że Szpital w Gorzowie ma status placówki wojewódzkiej i taką pozostanie.
N.W.: To teraz o Panu Marszałku. Na ile jest Pan samodzielnym Członkiem Zarządu, który może w nim kreować swoje wizje lubuskiej służby zdrowia, a na ile tylko notariuszem podjętych już decyzji?
R.K.: Zarząd Województwa Lubuskiego jest organem kolegialnym. Każdy Członek Zarządu ma równy głos. Nasze dyskusje niejednokrotnie są twarde, ale zawsze merytoryczne i dążymy w ten sposób do kompromisu.
N.W.: To proszę o konkrety – ile razy sprzeciwił się Pan lub mocno dyskutował z Marszałek Polak lub poseł Bukiewicz na temat służby zdrowia?
R.K.: Nie prowadzę statystyki w tej dziedzinie. Sprawy związane ze służbą zdrowia są kluczowe dla naszych mieszkańców, dlatego tymi problemami zainteresowani są wszyscy lubuscy parlamentarzyści, a zarząd jest otwarty na wszelkie konstruktywne podpowiedzi oraz propozycje rozwiązań. Jeżeli ktoś z nas ma odmienne zdanie to je przedstawia.
N.W.: A podoba się Panu styl komunikacji z lekarzami, pracownikami i związkami w szpitalu?
R.K.: Jak wspomniałem wcześniej - dyrektor Twardowski realizuje konkretny plan. W zakresie komunikacji interpersonalnej każdy menager podobnie jak i polityk w zależności od cech charakteru, temperamentu, życiowego doświadczenia, indywidualnie wybiera styl i formę komunikowania się z otoczeniem.
N.W.:  Ile Pan jeszcze wytrwa na stanowisku?
R.K.: Chciałbym co najmniej do końca obecnej kadencji. Jestem realistą i mam świadomość, że na każdej sesji jestem „do dyspozycji” Sejmiku Województwa i radni mają zawsze prawo oceny poszczególnych członków zarządu.
N.W.: Ale Dłużej niż Dyrektor Twardowski?
R.K.: Dyrektor Twardowski jest menadżerem i warunki jego odejścia określa umowa, a ja podlegam innym przepisom.
N.W.: Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych ludzi. Dyrektorem gorzowskiego szpitala został były wiceminister, ale dlaczego do najbardziej zadłużonego szpitala w regionie na strategiczne stanowisko głównego księgowego nie przeprowadza się konkursu, ale wybiera podrzędną urzędniczkę bankową?
R.K.: Polityka kadrowa jest domeną menadżera zarządzającego placówką i to on dobiera swoich współpracowników. Oceniajmy ludzi po czynach, a nie obiegowych, nie do końca sprawdzonych informacjach.
N.W.: Trudno z pana coś wyciągnąć – albo się pan boi, albo tak ma od początku…
R.K.: Rozmowę zaczęliśmy od moich życiowych pasji, to może zakończmy ją też jedną z nich. Jak sięgam pamięcią od zawsze lubiłem dużo czytać. Spuentuję więc naszą rozmowę modrością, którą wyniosłem z przeczytanych książek:  „Polityk powinien  mówić tak dużo jak to konieczne i tak mało jak to możliwe”.
N.W.: Teraz rozumiem i ciekaw jestem czy tak samo małomówny będzie pan po swoim odejściu…

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta