Na temat tzw. „problemów osobistych” prezydenta Gorzowa, a także ich konsekwencji dla miasta, napisano już niemal wszystko, ale jakby zabrakło samokrytyki: dziennikarzom, komentatorom i wreszcie… zwykłym mieszkańców, a tak bardzo patetycznie i formalnie rzecz ujmując: wyborcom…
Niestety, prezydent Tadeusz Jędrzejczak nie będzie mógł Markiem Twainem powtórzyć, że pogłoski o jego śmierci były mocno przesadzone. Jego polityczna śmierć staje się faktem i ma coś z tej naturalnej, która dotyka ludzi wypchniętych poza margines spraw doczesnych. Umiera się w zgiełku miasta, wokół rodziny i współpracowników, ale jednak bardzo samotnie. Chciałoby się, aby ktoś podał rękę, ale otoczenie nie bardzo wie co zrobić, bo przecież od dawna na tą śmierć czekało. A przecież nie zawsze tak było…
Poświąteczna refleksja nakazuje głośno i lapidarnie skonstatować, że gorzowianie – ci zwykli, bardziej lub mniej wpływowi, a nawet dziennikarze - zachowali się jak niesforne dziecko z zapałkami, które zaprószyło ogień, ten się rozprzestrzenił, więc jedyne co pozostało, to wiać dokąd się uda,
a przy okazji krzyczeć: „Pali się !”. Próbuje się wmówić mieszkańcom Gorzowa, że Jędrzejczak to uzurpator, co władzę przejął siłą, albo – bardziej delikatnie – „kukułcze jajo”, podrzucone przez przeciwników, najlepiej tych z Zielonej Góry. A przecież w ostatnich wyborach zagłosowało na niego blisko 60 procent mieszkańców i nie było wśród nich takich, którzy nie słyszeliby o trwającym procesie i obciążających Jędrzejczaka zarzutach. Więc w czym problem, bo raczej nie w tym, że obecny prezydent – nawet jak nie pójdzie do więzienia – to raczej na pewno straci stanowisko ? Dawni przyjaciele – ci z Platformy Obywatelskiej czy bez partyjnej legitymacji - udają, że nigdy nic nie mówili, nie obściskiwali się z nim i nie snuli dalekosiężnych planów, a nawet… samorządowej koalicji. Tymczasem spójrzmy na sprawę obiektywnie, bo nieprawomocnie skazanemu Jędrzejczakowi nie zarzucono prywaty, ale działanie na szkodę miasta, przy jednoczesnym – co wszyscy musimy przyznać – niesamowitym rozwoju tego ośrodka. Warto więc powiedzieć to, co politycy wiedzą, ale czego z partykularnych powodów nigdy nie zwerbalizują: gorzowska afera budowlana ma się tak do prawdziwego skandalu korupcyjnego, jak Filharmonia Gorzowska do mediolańskiej sceny „La Scala”. Spektakularny i światowy jest tylko wyrok, ale nie dlatego, że taka była skala przewin prezydenta, ale tak duży był nacisk ogólnopolskich mediów - „podkręcany” zresztą przez gorzowskich polityków, którzy skutecznie dbali w ten sposób o dobry wizerunek miasta.
a przy okazji krzyczeć: „Pali się !”. Próbuje się wmówić mieszkańcom Gorzowa, że Jędrzejczak to uzurpator, co władzę przejął siłą, albo – bardziej delikatnie – „kukułcze jajo”, podrzucone przez przeciwników, najlepiej tych z Zielonej Góry. A przecież w ostatnich wyborach zagłosowało na niego blisko 60 procent mieszkańców i nie było wśród nich takich, którzy nie słyszeliby o trwającym procesie i obciążających Jędrzejczaka zarzutach. Więc w czym problem, bo raczej nie w tym, że obecny prezydent – nawet jak nie pójdzie do więzienia – to raczej na pewno straci stanowisko ? Dawni przyjaciele – ci z Platformy Obywatelskiej czy bez partyjnej legitymacji - udają, że nigdy nic nie mówili, nie obściskiwali się z nim i nie snuli dalekosiężnych planów, a nawet… samorządowej koalicji. Tymczasem spójrzmy na sprawę obiektywnie, bo nieprawomocnie skazanemu Jędrzejczakowi nie zarzucono prywaty, ale działanie na szkodę miasta, przy jednoczesnym – co wszyscy musimy przyznać – niesamowitym rozwoju tego ośrodka. Warto więc powiedzieć to, co politycy wiedzą, ale czego z partykularnych powodów nigdy nie zwerbalizują: gorzowska afera budowlana ma się tak do prawdziwego skandalu korupcyjnego, jak Filharmonia Gorzowska do mediolańskiej sceny „La Scala”. Spektakularny i światowy jest tylko wyrok, ale nie dlatego, że taka była skala przewin prezydenta, ale tak duży był nacisk ogólnopolskich mediów - „podkręcany” zresztą przez gorzowskich polityków, którzy skutecznie dbali w ten sposób o dobry wizerunek miasta.
Ujmując sprawę inaczej, trzeba stwierdzić, że antyprezydenckie monologi Marka Surmacza zaczynają działają jak najlepsze środki nasenne, a przebudzenie się Roberta Surowca w kwestii kultury w mieście – czego wyrazem był tekst w 66-400.pl - to radość staruszka po zażyciu „viagry”. Długo nic, aż wreszcie się udało… Bo jak inaczej określić ich tyrady na temat gospodarczej, inwestycyjnej i kulturalnej „zapaści” miasta w obliczu jego niekwestionowanego rozwoju, czego symbolem – a nie pomnikiem – jest „Słowianka”, nowa biblioteka, filharmonia, amfiteatr czy budowa TPV Technology, która wielu mieszkańcom dała pracę. Postawa gorzowskich polityków, ale też dziennikarzy, bezsensownie krytykujących Jędrzejczaka, choć przez kilka lat z wyjątkiem „Gazety Wyborczej” siedzieli cicho, a mająca świadczyć iż są najmądrzejsi, najwspanialsi i tacy moralni, to w gruncie rzeczy przejaw zaściankowego zakompleksienia, gdzie „nie ma zmiłuj się”, ale jest etyka plemienna: bij nie swojego!
Najbardziej irytuje fakt, że na kilka tygodni przed ostatecznym rozstrzygnięciem – zapewne na niekorzyść prezydenta – próbuje się z niego robić „złego Luda” i podważać niemal piętnastoletni dorobek. Wszystkie te komentarze i opinie, a także wiele innych, są możliwe i za wszystkimi – oraz przeciw nim – istnieją argumenty. W ten sposób można udowodnić dosłownie wszystko…
Rekapitulując: ja nigdzie nie kandyduję, nie mam politycznych interesów ani aspiracji, ale może dzięki temu widzę więcej, jaśniej i łatwiej wznieść mi się poza bieżące interesy. Wierzę, że ten nasz gorzowski świat nie jest czarno-biały, ale kolorowy i warto oddać każdemu to, co jest mu należne, nawet wtedy, gdy ciężko przechodzi to przez usta. Po prostu, ciszej nad tą trumną…
ROBERT BAGIŃSKI
Artykuł został opublikowany w dzisiejszym wydaniu dziennika aglomeracji gorzowskiej "66-400.pl" pod redakcyjnym tytułem: "Ciszej nad tą trumną"