Spory polityków gorzowskiego Prawa i Sprawiedliwości, to w gruncie rzeczy walka „na śmierć i życie”. Z przyczyn taktycznych chwilowo wyciszony, ale może powrócić ze wzmożoną siłą już za kilka tygodni. „Borowczycy” nie odpuszczą „Hawelańczykom”…
Pójdzie – jak na samym początku sporu – o kandydata na prezydenta Gorzowa. Jeśli Sąd Apelacyjny utrzyma w całości albo częściowo wyrok wydany na prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, to wtedy będą przedterminowe wybory, a dla Prawa i Sprawiedliwości oznacza to bratobójczą walkę pomiędzy sierotami po Kazimierzu Marcinkiewiczu, a aktywnymi ideowcami skupionymi obecnie wokół charyzmatycznego i sprawnego organizacyjnie Sebastiana Pieńkowskiego. Pierwsi urzędują tam, gdzie swoje biuro od 1997 roku miał były premier – przy ul. Hawelańskiej, a ci drudzy w budynku, gdzie mieści się m.in. NSZZ „Solidarność” – przy ul borowskiego. Stąd określenie: „Borowczycy” i „Hawelańczycy”. Geneza konfliktu sięga wyborów samorządowych w 2010 roku, gdy działacze skupieni wokół Pieńkowskiego zgłosili i upublicznili w mediach kandydaturę Augustyna Wiernickiego na prezydenta Gorzowa. Na reakcję „Hawelańczyków” nie trzeba było czekać długo. Były poseł i wiceminister Marek Surmacz wystosował wtedy oświadczenie w którym popierał Elżbietę Rafalską. – Wyborcy oczekują od nas kandydatury mocnej, która sprosta konkurencji – napisał do mediów. Posłankę wsparł wówczas również szef struktur wojewódzkich Marek Ast, ale raczej nie z sympatii, lecz chęci pozbycia się jej w parlamencie. Po tym konflikcie było już tylko gorzej. Pieńkowski, który zdobył mandat radnego i skupił wokół siebie ogromną rzeszę ludzi ideowych i aktywnych, stał się w gruncie rzeczy opozycją wewnątrz partii, której ton nadawali i nadają jeszcze tzw. osieroceni aparatczycy, budujący ją jeszcze z K. Marcinkiewiczem. Jego czas jeszcze nie nadszedł, ale buduje silne zaplecze, którego składowymi są nie tylko beneficjenci politycznych układów – jak w przypadku „Hawelańczyków” – ale ludzie ze środowisk kościelnych, patriotycznych oraz niepodległościowych. Potencjał ludzi skupionych w biurach b. premiera, to przede wszystkim doświadczenie na które składają się konkretne osoby: Mirosław Rawa (b. wicewojewoda i wiceprezydent, a dziś menadżer w dużej spółce), Elżbieta Rafalska (senator, poseł, wiceminister), Marek Surmacz (wiceminister, poseł, doradca Prezydenta) czy Elżbieta Płonka (senator, wicemarszałek województwa). Problem w tym, ze zdaniem „Borowczyków” ta ostatnia grupa „odleciała” i nie czuje rzeczywistości oraz codzienności. – Podam przykład: oni wywodzą się z „Solidarności” i jej zawdzięczają kariery, ale tam nie są już mile widziani, my „Solidarności” w sensie spółczesnym nie zawdzięczamy nic, ale uważamy tą organizację za ważną i cieszymy się jej poparciem – mówi przedstawiciel koła z ul. Borowskiego. Podaje tym samym, tłumacząc to jako „hita”, że najlepszym przykładem na różnice pomiędzy nimi jest przeszłość. – Nikt z nas, ale właśnie Marek Surmacz i Ela Rafalska byli w czasach PRL członkami satelity PZPR, czyli Stronnictwa Demokratycznego – mówi. Jedno jest pewne, najlepiej na wszystkim „wyszedł” ich patron Augustyn Wiernicki, który związał się z Jackiem Bachalskim. – Jak wystawią Surmacza, to po cichu będziemy wspierać nawet Bachalskiego, ale mamy też inne rozwiązania – mówi „Borowczyk”. Wiadomo, że A. Wiernicki wciąż jest w grze. Pierwszy występ Pieńkowskiego, Artura Radzińskiego i Pawła Leszczyńskiego już był. Żar konfliktu sierot po Marcinkiewiczu z „jastrzębiami” Pieńkowskiego już się tli…