Nasi lokalni dziennikarze od wszystkich wymagają wiele, ale od siebie niczego. Są nierzetelni i mało dociekliwi. Niektórzy nawet udają felietonistów. Niestety, przerost formy uderza ze wszystkich stron...
Pospolite ruszenie
polityczne, medialne i społeczne wywołane artykułem redaktora Wojciecha Wyszogrodzkiego
na temat zachowania Wiceprzewodniczącej Rady Miasta Gorzowa Grażyny
Wojciechowskiej skłoniło mnie do oceny kondycji lubuskich mass „mediów”. Z góry
pragnę zaznaczyć, że nie staję w obronie wspomnianej radnej. Uważam, że
zaprezentowana postawa Wice przewodniczącej jest naganna. Osoba sprawująca taką
funkcję powinna zachowywać większą wstrzemięźliwość i odznaczać się większym
opanowaniem niż w rzeczywistości. Cieszę się, że jej sprawa została
nagłośniona, jednakże…
Jednakże, czy wina leży jedynie po stronie
Pani Wojciechowskiej? Tajemnicą poliszynela jest, że redaktor Wyszogrodzki,
który na łamach bezpłatnego tygodnika „Teraz Gorzów” na niebieskim tle, pod
wdzięcznym pseudonimem Adalberto (nazywając się felietonistą, chociaż wydaje mi
się, że jest to poważne nadużycie i godzi w felietonistów), tydzień w tydzień
daje upust swoim emocjom, publikując „pamflety” na osoby publiczne, szczególnie
opisując tych, do których ma osobiste uprzedzenia. Oczywiście zabawa formą i
słowem jest absolutnie dopuszczalna.. Ale nie powinna przekraczać granic
dobrego wychowania, a przede wszystkim dziennikarskiej odpowiedzialności i
rzetelności.
W
moim mniemaniu, „pamfletom” redaktora Wyszogrodzkiego brakuje tych cech. A
wszystko to dzieje się pod auspicjami Gazety Lubuskiej. W tym wypadku oburzenie
redaktora Adalberto, jak i całej Gazety Lubuskiej, wydaje mi się co najmniej
śmieszna. Powód? Dla mnie poziom zachowania i słownictwo radnej Wojciechowskiej
jest równe poziomowi jej adwersarza i jego mocodawców. Dlaczego więc to oburzenie?
Z Biblii wywodzi się powiedzenie, by ten, który jest bez winny pierwszy rzucił
kamieniem. Gazeta Lubuska czyli jej Teraz Gorzów, pierwsza rzuciła kamieniem,
jednak swoją winę zakamuflowała nadmiernie wykorzystując możliwość, jakie daje
jej przymiot tzw. IV władzy. A tak nie
powinno być. Bo wykorzystując przyznaną im władzę często się w niej pogrążają
stając na równi z wszelkimi postawami, które jednocześnie piętnują. I to jest
czysta hipokryzja obnażająca działalność wielu lubuskich mediów. Władza, jaka
została im przyznana powinna skupiać się na kształtowaniu społeczeństwa
obywatelskiego, świadomego i odpowiedzialnego za to, co dzieje się tu i teraz.
Niestety w naszej małej ojczyźnie nie jest to praktykowane.
Miałem kiedyś przyjemność rozmowy z
jednym z redaktorów Gazety Lubuskiej. Nasz rozmowa była bardzo interesująca,
konstruktywna i światopoglądowa. Na moje pytanie „Dlaczego nie publikujecie w
Gazecie rzeczy istotnych, poszerzających horyzonty, kształtujących świadomość
przeciętnego obywatela?” odparł mi, że Gazeta robiła badania i bardziej
sprzedaje się news o tym, że na ulicy X samochód przejechał kota. Smutne.
Smutne, że media pretendujące do miana wielkich w rzeczywistości sprowadzają
się do poziomu regionalnego Faktu czy Super Expressu. Różnica polega jednak na
tym, że te gazety z góry określają specyfikę i charakterystykę swojego
działania. Nasze media jednak starają przypiąć sobie łatkę poważnych w
sytuacji, gdy ich działanie wcale takiego nie przypomina.
Osobiście boli mnie fakt braku
rzetelności i dociekliwości naszych redaktorów. Wiele artykułów politycznych
pisanych jest na zamówienie, bo ktoś komuś szepnie coś do ucha, sprzeda newsa.
Wyrwane z kontekstu. Bez zagłębienia się w meritum sprawy – po najniższej linii
oporu.
Sympatie
polityczne na naszej regionalnej arenie, albo bardziej personalne są widoczne
mocniej niż w podziale Gazeta Wyborcza vs. Nasz Dziennik. Dziennikarze nie są w
stanie piętnować zachowań znaczących polityków z obawy przed konsekwencjami.
Wiedzą, że dostęp do newsa będzie odcięty. Więc gdzie ta niezależność mediów? W
przeprowadzanych wywiadach, publikacjach kurtuazja i usłużność dziennikarska
wypycha na daleki plan to, co powinno być prawdziwą dziennikarską wartością. Bo
przecież dla naszych dziennikarzy najważniejsze jest, by poszło w eter, by
podniosło poziom sprzedaży, oglądalności, słuchalności. Przerost formy nad
treścią uderza z każdej strony.
Idealnym przykładem opisanego wyżej mechanizmu
jest sprawa interpelacji radnego Marcina Guci. Na którejś z sesji Rady Miasta
złożył dwie interpelacje: jedna dotyczyła odpracowania za zadłużenie w
spółdzielniach, druga ustanowienia bułki z pieczarkami symbolem Gorzowa. W
mojej ocenie wartość dodaną dla mieszkańców Gorzowa miała pierwsza z nich.
Mogłaby rozwiązać wiele problemów, głównie budżetowych, ale również nauczyć
odpowiedzialności mieszkańców. Nasze szanowne media jednak skupiły się na bułce
z pieczarkami. Temat był „wałkowany” tygodniami. Zastanawiam się czy Guci
pogratulować sztuki PR-u, czy naszym poczytnym mediom podchwycenia tematu i
dojrzałości? Dla mnie to potwierdzenie, że nasi redaktorzy koło Wydziału
Dziennikarstwa jakiegokolwiek z Uniwersytetów przechodzili, ale mało z nich
przekroczyło jednak jego próg.
Przykrym dla mnie jest również inny
fakt. Dress code przedstawicieli lubuskich mediów „na kumpla spod bloku”, wcale
nie dodaje im szacunku i powagi. Wyświechtane spodnie, wyciągnięte rękawy w
bluzie – nie ważne, czy jest to sesja Rady Miasta, konferencja, happening etc.
Zawsze tak samo. A przecież jak Cię widzą, tak Cię piszą. Dlaczego wobec innych
nasze media są tak wymagające, gdy od siebie nie wymagają niczego? Przecież
inwestycja w koszulę, czy spódnicę z pewnością się zwróci. Przymiot IV władzy
nie tylko daje przywileje, ale przede wszystkim zobowiązuje. Odnoszę wrażenie,
że ta świadomość nie zakorzeniła się jeszcze w kręgach lubuskich mediów. Chyba
że jest to celowy zabieg – by stać się bardziej dostępnym. Mimikra na lumpa?
Jeśli tak, to dla mnie to zabieg nietrafiony.
Na
zakończenie, chciałbym dodać, że rozpoczęcie przez przedstawicieli mediów
porządków w swoich szeregach i na swoich podwórkach, przewartościowanie zasad,
jak również wymaganie więcej od siebie niż od innych, byłby dobrym początkiem
na rozwiązanie dolegliwości sceny politycznej i społecznej w naszym regionie. Jestem
przekonany, że taka praca u podstaw, przyniosłaby zaskakujące efekty w
kształtowaniu i pogłębianiu świadomości obywatelskiej naszego małego
społeczeństwa.
KAROL PILECKI