Przejdź do głównej zawartości

Blamaż na Fabrycznej 19

Chadza po mediach z własnymi poglądami, a jak tylko zada mu ktoś pytanie inne niż sportowe, to odżywają w nim najgorsze reakcje.  Były prezes żużlowej "Stali" cierpi na brak kontaktu z mediami - zaproszony do popularnego programu "Fabryczna 19" dał się ponieść emocjom i chyba nie do końca zdał egzamin z... kultury osobistej i obiektywizmu.
Bez wątpienia posiada na swoim koncie dokonania, które powodują
iż stał się "ikoną" gorzowskiego żużla. Nie zmienia to faktu, że na co
dzień przemawiają przez niego kompleksy i zawiść, ale również nie -
spełnione ambicje. Ambicje - rzecz ważna, ale im bardziej małpa wcho-
dzi na drzewo, tym bardziej widać jej tyłek, a wyżej od tyłka usiąść się
nie da... Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny w glorii chwały...
To co leży u podstaw często dziwnych wypowiedzi Władysława Komarnickiego, to bunt przeciw temu, że czegoś mu nie wolno lub nie da się tego kupić za gotówkę. Osobiście może się czuć osobą spełnioną – stworzył dużą firmę, jest osobą rozpoznawalną i przez sporą liczbę osób wręcz uwielbianą za sukcesy sportowe. Są też krytycy – ale ich nie ma tylko wtedy, gdy nic się nie robi. Koniec końców, czuje się mocno niespełniony. „Jeżeli mi Pan Bóg pozwoli w zdrowiu i umyśle, to tak naprawdę dużo bym dla Gorzowa zrobił, gdybym poszedł do Warszawy. Po pierwsze – wiem jak się to robi. Po drugie – kocham po sobie coś zostawić. Po trzecie – nie zdobiłbym górnych pięter Sejmu i bezmyślnie podnosił rękę do głosowania” – perorował w trakcie rozmowy z Romanem Błaszczakiem i Sylwią Beech b. prezes klubu żużlowego. Nie można potępiać ludzi ambitnych tylko dlatego, że chcą spełniać marzenia, ale nie można też oswajać i banalizować sytuacji w których dobre dla miasta jest tylko to, co dobre dla prezesa Komarnickiego, a jeśli przegrywa on kolejne wybory – co przecież o niczym nie świadczy – to przezywa wszystkich dookoła od „niedojrzałych młodzieńców” lub „Świętych Mikołajów”.  „Mamy wysyp świętych Mikołajów w naszym mieście, którzy od rana do wieczora latają i zakładają różne stowarzyszenia, a także opowiadają bajki z nadzieją iż ciemny lud to kupi” – mówił W. Komarnicki w audycji „Fabryczna 19”, zapominając iż sam nie stworzył żadnej organizacji, a – posługując się argumentacją radnego i lokalnego filantropa Jerzego Synowca – do sukcesu żużlowców „nie dołożył nawet jednej złotówki z własnej kieszeni”. O co chodzi znanemu przedsiębiorcy i dwukrotnie niedoszłemu senatorowi ? Niewielu dziś wierzy, że stając w szranki z Krystyną Sibińską, Jackiem Bachalskim czy Elżbietą Rafalską ma jakiekolwiek szanse na prezydenturę. Oczekuje miejsca biorącego na liście wyborczej i blichtru mandatu posła lub senatora, ale jego zaplecze – choć składa się z ludzi doświadczonych, wpływowych i znanych – nie jest wpływowe na tyle, by utorować mu drogę chociażby na ostatnie miejsce listy wyborczej. Jak każdy - posiada również wady, a jedną z nich – co musiał boleśnie przeżyć - uzewnętrznił w trakcie studyjnego dialogu z red. Błaszczakiem.   Co pan sądzi o tym, że dyrygent gorzowskiej filharmonii zarabiał trzy razy tyle co prezydent Gorzowa?” – wypalił znany z przenikliwości dziennikarz, zapewne wiedząc iż porusza temat związany także z jego zięciem, a jeszcze niedawno dyrektorem Filharmonii Gorzowskiej Krzysztofem Nowakiem. Komarnicki kluczył, kombinował i próbował zawrócić temat na inne tory, ale red. Błaszczak nie dawał za wygraną. W końcu wypalił: „Są rzeczy, które wypada i których nie wypada. Oceniam, że ten dyrygent był profesjonalistą z najwyższej półki, a taki kosztuje. Uważam, że osoby publiczne zarabiają za mało, a to iż prezydent zarabia tylko dziesięć tysięcy, to wstyd”. Kiedy Beech i Błaszczak dociskali dalej, a emocji nie ostudziła nawet przerwa reklamowa, b. prezes „Stali” oświadczył, że fundamentalnym złem nie są zarobki najważniejszych osób, ale … „pasożyty” – do których należy 150 tysięcy polskich urzędników. Reasumując - ogólna refleksja jest taka, że najbardziej w W. Komarnickim irytuje to, że odmawia sukcesów innym - Helenie Hatce, K. Sibińskiej czy Robertowi Dowhanowi, imputując im podlizywanie się partyjnemu aparatowi, choć przed 1989 rokiem był członkiem innych struktur, a one z demokracją wiele wspólnego nie miały...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...