Ordynatorom sugeruje myślenie kategoriami budżetowymi. Sam przyznaje, że niewiele może, ale wiadomo, że … bardzo wiele kosztuje. Niby zwykły „halabardzista”, ale podatnicy wydają na niego więcej niż na angielską księżniczkę…
Mowa o członku Zarządu Województwa Romualdzie Kreniu, który spotkał się dzisiaj z ordynatorami gorzowskiego szpitala.”Przyjdzie taki dzień, gdy na ordynatorów przerzucimy ciężar budżetowania oddziałów(…). Oni wolą, aby menadżer za nich wszystko załatwiał” – stwierdził R. Kreń tuż po spotkaniu. Jeśli koszty są dla niego tak ważne, to zapewne liczy te, które wydają na niego mieszkańcy województwa lubuskiego. Jeśli zgodzić się z nim – co sam podnosi w trakcie publicznych wypowiedzi – że nie ma zbyt wielu kompetencji, a ostatnio ma ich jeszcze mniej, to wydatki są wciąż na wysokim poziomie. „Jego wynagrodzenie, to ponad dziesięć tysięcy złotych brutto wraz z wysługą lat, choć gołym okiem widać, że w urzędzie się nudzi” – mówi informator Nad Wartą z departamentu administracyjno-gospodarczego. Do tego należy doliczyć koszty pracodawcy po stronie Urzędu Marszałkowskiego, a także utrzymanie zarabiających po 2500 zł sekretarki i asystentki. Jeśli znów dołożymy koszt po stronie urzędu oraz wydatki kierowcy R. Krenia, który zarabia wraz z dodatkami prawie 3 tysiące złotych, to okaże się iż mieszkańcy regionu – tylko na anturaż i …”obsługiwanie członka” – wydają prawie 25 tysięcy złotych. Jeśli do tego dodać codzienne koszty przejazdu z Łagowa do Zielonej Góry, a także koszt 250 złotowego limitu telefonicznego oraz innych „błyskotek”, to okaże się iż osoba, która – jak sama twierdzi – nie może zbyt wiele, kosztuje lubuskich podatników ponad 30 tysięcy złotych. Nie trudno się domyśleć, że zakres jego władzy nie jest zbyt duży, bo „zarządza” 18 osobowym zespołem w którego skład wchodzi m.in. dyrektor departamentu Elżbieta Kasprzak, jej zastępczyni Bogumiła Jaske oraz troje kierowników.