Stare przysłowia powinny być lekcją dla młodych dziennikarzy: „Jak nie wiesz jak się zachować, to zachowaj się przyzwoicie”. Niektórzy o tym zapominają, a buzia otwiera się im wtedy, gdy zostają pozbawieni dziennikarskiej posady. Wtedy ubierają się w szaty niezależności i pieją peany na rzecz wolności mediów...
Nie różnią się w tym od polityków piastujących publiczne funkcje - milczą i wszystko akceptują, ale gdy system ich wypluje, to wszystko zaczyna im się przypominać. To prosty w konstrukcji wniosek, który nasuwa się po wysłuchaniu audycji red. Pawła Lisa z Telewizji Miejskiej Gorzów z byłym dziennikarzem TELETOP-u Marcinem Graczkowskim. Dotychczas wyjątkowo konformistyczny i przepełniony werbalnym serwilizmem dziennikarz, pod wpływem wnikliwych pytań red. Lisa, wylewa swoje żale na byłego pracodawcę i kreuje się na obrońcę wolności mediów. Dziwne, bo dotychczas nie prezentował w swojej działalności ani profesjonalnego dziennikarstwa, ani też nie przeszkadzał mu – dosyć naturalny w miejskich realiach – wpływ kapitału i polityki na funkcjonowanie mediów. „Media lokalne są uzależnione od wąskiej grupy decydentów, którzy mają pieniążki, a więc pewne tematy są wygodne, a pewne nie” – mówi Graczkowski, który sam przyznaje iż pracował już w wielu mediach, a jak nie mógł realizować swojej misji, to odchodził. Ostatnim razem nie odszedł, ale został zwolniony i "wypluty jak landrynka", a wszystko dlatego – że jak relacjonował w programie red. Lisa – wycinano mu sekwencje w audycjach. Problem w tym, że analiza jego audycji wcale nie potwierdza tej tezy, a nawet daje powody do konstatacji iż… „wchodził każdemu i wszędzie”. On sam twierdzi, że został zwolniony z TELETOP-u, bo zadał kilka niewygodnych pytań prezydentowi Tadeuszowi Jędrzejczakowi oraz zaprosił do telewizji red. Pawła Lisa, który - na co dzień – jest też przedsiębiorcą. „Wywiad z panem został wyemitowany, a ja zostałem za to zwolniony, bo pan był niewygodny, a dla mnie nie ma osób niewygodnych” – niemal rozpłakał się na antenie eksdziennikarz Graczkowski. „Telewizja Teletop nie pokazuje wszystkich faktów, jeśli są dla niej niewygodne. Ludzie uciekają w Internet, bo nie ufają telewizji” – powiedział Graczkowski, jakby zapominając iż nie ufają właśnie dlatego, że dziennikarze są „wolni na niby” i tylko do momentu, gdy zagrożona jest ich posada. Dziwnie brzmią jego wynurzenia, że „nie można się bać zadawać niewygodnych pytań”, gdy żadne z tych, które zadawał – chociażby Władysławowi Komarnickiemu w audycji "Zdaniem Komarnickiego" – nie było ani odważne, ani niezależne. „Zwolniono mnie za niezależność dziennikarską” – skonstatował Graczkowski, po czym niemal wszyscy gorzowscy dziennikarze wznieśli toast: „Niech żyje wolność!”. Na koniec uderzył jednak z grubej rury i zasugerował, że za jego zwolnieniem stał prezydent Jędrzejczak. "Pewien czas pewnych ludzi, którzy stali za moim zwolonieniem już jesienią się skończy i wszystko się zmieni" - dodał. Reasumując - fajnie, że mówi oczywiste rzeczy o których Nad Wartą pisze od dawna, ale w tym czasie i w tych okolicznościach nie wyglądają one jak szczere wyznania, lecz poszukiwanie redakcji...