Formalnie związani są z lewicą, a nawet przynależą do jej samorządowych klubów, ale poza fasadą już niewiele ich z nią łączy. Siedzą cicho i czekają na lepszy okres, gdy partia odbije się w sondażach, a lubuski lider popuści im partyjną smycz. Tymczasem koledzy wciąż polują na kolejną posadę dla eksposła, zapominając przy tym, że prawdziwa lewicowość polega na czymś innym…
![]() |
"Ale to już było, znikło gdzieś za nami. Choć w papierach lat przybyło, to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami". |
Kolejny radny lewicy – tym razem Krzysztof Kochanowski, dał sygnał odwrotu i mocno opowiedział się przeciw dotychczasowym rządom lewicy w Gorzowie. Na razie zrobił to subtelnie, występując na konferencji prasowej Stowarzyszenia „Tylko Gorzów”, ale nie da się ukryć, że po rozbracie z lewicą byłej wiceprzewodniczącej Rady Miasta Grażyny Wojciechowskiej, a także innego byłego szefa tego gremium dr Pawła Leszczyńskiego, gorzowska lewica została zdziesiątkowana. Politycy nie deklarują jeszcze oficjalnej przynależności do innych organizacji, ale publiczne wypowiedzi wskazują, że gorzowski SLD wypłukiwany jest z kolejnych radnych. „Ja jestem wrogiem wszystkich opcji i partii, a także ich gierek” – konstatuje G. Wojciechowska. Mocny sygnał, że po dwudziestu latach od końca PRL-u gorzowska lewica się kończy, dał w kwietniu br. radny P. Leszczyński, który odszedł z partii na znak protestu wobec objęcia przywództwa w krajowym SLD przez ekspremiera Leszka Millera, a także w regionalnym przez posła Bogusława Wontora. „Trzeba wzmacniać potencjał organizacji pozarządowych” – mówił żegnając się z SLD. Jeśli do tego dorzucić dystans wobec lewicy ze strony b. lidera tej partii Jana Kochanowskiego i jego zaangażowanie po stronie b. posła i senatora Jacka Bachalskiego, to nie ma wątpliwości, że to czego nie udało się opozycji antykomunistycznej, potem Akcji Wyborczej Solidarność i kolejnym rządom prawicy, stało się faktem dzięki samym lewicowcom. Dlaczego ? Oryginalnie tłumaczył, to w sierpniu br. jeden z samorządowców SLD Jan Kaczanowski. „Ciągle jeszcze płacimy cenę za rządy SLD w latach 2001-2005, kiedy zlikwidowano dopłaty do barów mlecznych, zniesiono ulgi na przejazdy komunikacją publiczną dla studentów i popełniono szereg innych błędów” – powiedział w jednym z portali internetowych. Niestety nikt nie chce się nawet zająknąć, że prawdziwy powód upadku gorzowskiej lewicy tkwi w osobistych problemach najzdolniejszego z nich wszystkich – prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. Niektórzy wierzą jeszcze, że jest nadzieja i szansa, a co za tym dalej idzie – upatrują jej w nowym szefie SLD Marcinie Kurczynie oraz b. pośle Jakubie Derech-Krzyckim, ale trudno uwierzyć, by – trawestując wypowiedź jednego z lokalnych społeczników – syci i wypasieni lewicowcy zrozumieli głodnych, bezrobotnych i eksmitowanych…