Nad Wartą: Kiedy przyjechał pan w 1999 roku w zaciągu wojewody Jana Majchrowskiego do Gorzowa, to w kontekście tutejszej sceny politycznej, co pan ujrzał ?
Mariusz Patey: Większość osób z którymi się stykaliśmy odnosiło się do nas wręcz uprzedzająco miło. Ale to była gra pozorów. Chyba obawiano się wówczas, że ludzie słabo orientujący się w lokalnych powiązaniach towarzysko - polityczno biznesowych, mogą zaszkodzić niektórym interesom, zwłaszcza tym na szkodę Skarbu Państwa.
NW.: Wojewoda Majchrowski i jego doradcy - w tym pan - byliście odbierani niemal jak okupanci ?
M.P.: No, jeśli takie głosy się pojawiały, to po to, by przysłonić prawdziwe obawy lokalnych "elit". Według mnie, to nie miało nic wspólnego z lokalnym patriotyzmem, tylko ochroną partykularnych interesów niektórych osób w tym mieście.
NW.: Będę zgadywał, ale to akurat nie jest trudne, politycy ZChN z późniejszym premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem nie pomagali Wam, ale chyba mocno przeszkadzali ?
M.P.: Niestety, wiele osób związanych z panem Kazimierzem Marcinkiewiczem nie była zwolennikami młodego wówczas wojewody Jana Majchrowskiego. Myślę, że nie dlatego, że byli w ZCHN-ie, ja zresztą też byłem w tej partii, mogę powiedzieć, że byłem nawet członkiem założycielem. Wraz z częścią środowiska warszawskiego „Soli-Deo” weszliśmy owego czasu do tworzącej się wówczas struktury. Wydaje mi się ,że podziały polityczne w Polsce biegły już wtedy raczej poprzek partii politycznych. W Gorzowie jednak liczyło się co innego - ważniejsze były wspólne interesy, powiązania towarzyskie. Względy ideologiczne czy wizja Polski , były mniej istotne dla sporej grupy osób wchodzących wówczas do polityki - jak osobista korzyść. Taką tezę muszę postawić po tej mojej gorzowskiej przygodzie z polityką. Profesor Wiesław Chrzanowski ubolewał nad tym upadkiem dobrego obyczaju, przetrąconym kręgosłupie moralnym wielu ludzi udzielających się publicznie. Obawiam się, że niewiele się zmieniło to do dziś. Powiem jednak, że Gorzów nie był wyjątkiem...
NW.: Jest pan fizykiem - znawcą teorii chaosu... Gorzów z Waszego wówczas punktu widzenia był obszarem chaosu ?
M.P.: Niestety, wiele osób związanych z panem Kazimierzem Marcinkiewiczem nie była zwolennikami młodego wówczas wojewody Jana Majchrowskiego. Myślę, że nie dlatego, że byli w ZCHN-ie, ja zresztą też byłem w tej partii, mogę powiedzieć, że byłem nawet członkiem założycielem. Wraz z częścią środowiska warszawskiego „Soli-Deo” weszliśmy owego czasu do tworzącej się wówczas struktury. Wydaje mi się ,że podziały polityczne w Polsce biegły już wtedy raczej poprzek partii politycznych. W Gorzowie jednak liczyło się co innego - ważniejsze były wspólne interesy, powiązania towarzyskie. Względy ideologiczne czy wizja Polski , były mniej istotne dla sporej grupy osób wchodzących wówczas do polityki - jak osobista korzyść. Taką tezę muszę postawić po tej mojej gorzowskiej przygodzie z polityką. Profesor Wiesław Chrzanowski ubolewał nad tym upadkiem dobrego obyczaju, przetrąconym kręgosłupie moralnym wielu ludzi udzielających się publicznie. Obawiam się, że niewiele się zmieniło to do dziś. Powiem jednak, że Gorzów nie był wyjątkiem...
NW.: Jest pan fizykiem - znawcą teorii chaosu... Gorzów z Waszego wówczas punktu widzenia był obszarem chaosu ?
M.P.: Cóż chaos prowadzi z czasem do tworzenia się skomplikowanych , trwałych struktur i to w dodatku całkiem dobrze funkcjonujących. Przykładem może być liść, czy nasz krwiobieg mający strukturę przypominającą fraktale. Czyli bądźmy optymistami, być może ta nasza ułomna demokracja też się wzmocni, a społeczeństwo dojrzeje do przejęcia odpowiedzialności za swój kraj, za swój region, swoje miasto, wieś i powstanie zdrowa tkanka społeczna skutecznie broniąca się przed patologiami. No ale to jeszcze pieśń przyszłości.
NW.: Pamięta Pan jeszcze konflikt wokół gorzowskiego PKS-u, który był bezpośrednią przyczyną odwołania wojewody Majchrowskiego ?
M.P.: Tak, pamiętam ten konflikt. Wojewoda zauważył, że grupa osób chce przejąć spółkę w procedurze poza przetargowej, korzystając z możliwości danej przez prawo dla spółki pracowniczej.
Jednak cóż to była za spółka pracownicza, jeśli 66% udziałów posiadała kadra zarządzająca i grupa zakładowej nomenklatury związkowej, a kilkuset pracowników tylko 34% ? Osobą będącą inwestorem strategicznym była żona zarządcy, mającego przecież powiększać wartość przedsiębiorstwa dla skarbu państwa czyli nas wszystkich. Rodziło to oczywisty konflikt interesów.
Spółka zatem pracowniczą była z nazwy, a tak naprawdę można by ją określić jako managersko-rodzinno-towarzyską. Pracownicy nie mieli w niej wiele do powiedzenia, co zresztą przyszłość potwierdziła. Wojewoda byłby w niezgodzie ze swoim sumieniem, gdyby nie próbował bronić interesu skarbu państwa. Doszedł do wniosku, ze w procesie tak rozpoczętej prywatyzacji lepiej będzie, by zarządcą została osoba nie mająca aspiracji właścicielskich. A przyszli właściciele nie mogli manipulować wartością firmy. Zresztą, patologie dotykały wtedy wielu przedsiębiorstw państwowych. Problemy w gorzowskim –ie zwróciły uwagę wojewody na inne prywatyzacje budzące kontrowersje. Żeby była jasność, opowiadałem się i opowiadam za prymatem gospodarki opartej na własności prywatnej, nie państwa.
Jednak cóż to była za spółka pracownicza, jeśli 66% udziałów posiadała kadra zarządzająca i grupa zakładowej nomenklatury związkowej, a kilkuset pracowników tylko 34% ? Osobą będącą inwestorem strategicznym była żona zarządcy, mającego przecież powiększać wartość przedsiębiorstwa dla skarbu państwa czyli nas wszystkich. Rodziło to oczywisty konflikt interesów.
Spółka zatem pracowniczą była z nazwy, a tak naprawdę można by ją określić jako managersko-rodzinno-towarzyską. Pracownicy nie mieli w niej wiele do powiedzenia, co zresztą przyszłość potwierdziła. Wojewoda byłby w niezgodzie ze swoim sumieniem, gdyby nie próbował bronić interesu skarbu państwa. Doszedł do wniosku, ze w procesie tak rozpoczętej prywatyzacji lepiej będzie, by zarządcą została osoba nie mająca aspiracji właścicielskich. A przyszli właściciele nie mogli manipulować wartością firmy. Zresztą, patologie dotykały wtedy wielu przedsiębiorstw państwowych. Problemy w gorzowskim –ie zwróciły uwagę wojewody na inne prywatyzacje budzące kontrowersje. Żeby była jasność, opowiadałem się i opowiadam za prymatem gospodarki opartej na własności prywatnej, nie państwa.
NW.: Może trzeba było łagodniej, delikatniej... nie dało się?
M.P.: Łagodniej, to znaczy - zrezygnować z przysługujących uprawnień wojewody? I przyglądać się biernie biegowi wydarzeń… Mój ówczesny szef zbyt był przywiązany do wartości, które były ważniejsze niż ciepła posadka.
NW.: Znajomość fizyki w polityce pomaga ? Były "premier z Gorzowa" też jest fizykiem...
M.P.: Fizyka uczy cierpliwości i logicznego myślenia. Daje solidne podstawy matematyczne, a jak wiadomo ekonomia również opiera się na tej królowej nauk. Wielu moich kolegów ze studiów pracuje w funduszach inwestycyjnych, firmach ubezpieczeniowych, bankach jako analitycy, kadra zarządzająca...
NW.: Teraz jest pan wykładowcą, spogląda na tamten okres z dystansem. Słysząc Gorzów - co Pan myśli: miasto szans i perspektyw, czy raczej grajdołek przy granicy ?
M.P.: Fizyka uczy cierpliwości i logicznego myślenia. Daje solidne podstawy matematyczne, a jak wiadomo ekonomia również opiera się na tej królowej nauk. Wielu moich kolegów ze studiów pracuje w funduszach inwestycyjnych, firmach ubezpieczeniowych, bankach jako analitycy, kadra zarządzająca...
NW.: Teraz jest pan wykładowcą, spogląda na tamten okres z dystansem. Słysząc Gorzów - co Pan myśli: miasto szans i perspektyw, czy raczej grajdołek przy granicy ?
M.P.: Muszę skorygować, zarządzam teraz spółką kapitałową z sektora IT. Gorzów był ważnym doświadczeniem, nauczył pokory, skonfrontował młodzieńcze marzenia o wolnej demokratycznej Polsce oraz aktywnym i świadomym swoich praw obywatelskich społeczeństwie. Uważam, że Gorzów ma olbrzymi potencjał, niestety nie w pełni dalej wykorzystany. Bliskość Niemiec, aktywni i kreatywni ludzie, mogliby stworzyć tu oazę dobrobytu, gdyby tylko dano im możliwości rozwoju. Niestety, kolesiostwo, nepotyzm , a co za tym - niewykorzystany w pełni kapitał ludzki ogranicza rozwój regionu. Politykom również brak dobrych pomysłów dla województwa . Z perspektywy tych 10 lat, muszę przyznać, że wiele się zmieniło na lepsze. Poprawiła się infrastruktura. Zaczęły tworzyć się firmy bez balastu PRL-u. W woj. Lubuskim mamy przedsiębiorstwa o dużym wkładzie innowacji i wartości dodanej. Choćby globalnego już producenta oprogramowania do dekoderów do telewizji cyfrowej.
NW.: Wśród pana znajomych ktokolwiek wie, gdzie leży Gorzów, a jeśli tak, to kojarzy on się z czymkolwiek ?
NW.: Wśród pana znajomych ktokolwiek wie, gdzie leży Gorzów, a jeśli tak, to kojarzy on się z czymkolwiek ?
M.P.: Ach moi znajomi jeśli już, to Gorzów kojarzą z trasą do Berlina, piękna okolicą, miastem położonym wśród lasów i jezior. Rzadko niestety odwiedzają samo miasto, a szkoda, bo warte staraniem mieszkańców nie tylko odwiedzenia, ale i zatrzymania się na dłużej.
NW.: Jakieś szczególne wspomnienia z okresu gorzowskiego ?
NW.: Jakieś szczególne wspomnienia z okresu gorzowskiego ?
M.P.: Poznałem wielu wspaniałych ludzi z którymi do dziś utrzymuję kontakt. Praca polegająca na tworzeniu analiz i planów rozwoju niestety nie mogła wydać owoców, byliśmy za krótko. Doświadczenie jednak zostaje, nie wykluczone, że przyda się jeszcze w przyszłości.