Nowy prezes ma wiedzę i kompetencje, a jak sam mówi - miał nie dużo czasu na podjęcie decyzji. Odpowiedział "tak", ale cała sytuacja pokazuje degrengoladę i patologiczny sposób obsadzania miejskich spółek, do których dostać się mogą tylko znajmomi prezydenta, znajomi znajomych prezydenta oraz członkowie rzekomo dystansującej się od niego lewicy...
Prezesem Gorzowskiego Rynku Hurtowego został młody i rzutki przedsiębiorca Mariusz Domaradzki, który zastąpił na tym stanowisku Ryszarda Bronisza. Sam zainteresowany cieszy się z decyzji Rady Nadzorczej GRH i odpiera zarzuty, że "został kupiony" przez prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. "Nawet z prezydentem nie rozmawiałem, a wyboru dokonała Rada Nadzorcza GRH i nie miałem zbyt wiele czasu na odpowiedź" - komentuje całą sprawę oraz sugestie, że jest to kontrolowany zakup. "Każdy na moim miejscu przyjąłby tą propozycję, bo to wyzwanie oraz dobre pole do budowania swojego zyciorysu. Wiem, że dam radę i nikt nie pożałuje tej decyzji" - dodaje. Musiał być zaskoczony propozycją, bo tego typu spółki w mieście nadzoruje wiceprezydent Stefan Sejwa, a nowy prezes GRH jeszcze w marcu br. na łamach blogu "Nad Wartą" pisał o nim tak "Jako społecznik z Zawarcia jestem zago-
rzałym przeciwnikiem Radnego Sejwy i wcale się z tym nie kryję. W mojej opinii, a także wielu osób mi znanych, jest to osoba, której efektywność pozostaje dyskusyjna". Tymczasem prawda jest taka, że fakty mogą dawać wiele do myślenia, a w ich kontekście "kręgosłup polityczny" M. Domaradzkiego jawi się jako mocno skrzywiony. Jeszcze dwa lata temu błyszczał w strukturach Platformy Obywatelskiej, gdzie współtworzył Forum Gospodarcze PO, aby tuż przed wyborami samorządowymi w 2010 roku, gdy było już jasne iż nie otrzyma dobrego miejsca na listach do Rady Miejskiej, dać się namówić prezydentowi Gorzowa do startu z jego listy na Zawarciu. Problem w tym, że Domaradzki zdradził kolegów z PO, gdyż miał obiecane pierwsze miejsce, ale prezydent Jędrzejczak "wyrolował go" i umieścił na tej samej liście Piotra Palucha, który - ze swoim znanym nazwiskiem - uzyskał od niego znacznie lepszy wynik, a co za tym dalej idzie - zdobył mandat. Nie bez wpływu na jego porażkę było to, że Platforma na pierwszym miejscu wystawiła obecnego wiceprezydenta Stefana Sejwę, czego M. Domaradzki zdzierżyć nie mógł do... czwartku. Wcześniej wyrażał swoje opinie mocno i dosadnie. "Nie mogąc zgodzić się na faworyzowanie Stefana Sejwy postanowiłem opuścić szeregi PO jeszcze przed ustalaniem pozycji na listach wyborczych tak aby mieć czas na znalezienie miejsca dla siebie w innym obozie" - pisał w "Nad Wartą" kilkanaście tygodni temu. Można powiedzieć, że politycznie nie wyszło mu to na dobre. "Wylądował na aucie, bo dla nas jest koniunkturalistą bez treści, a Jędrzejczak potraktował go jak prostytutkę: namówił, wykorzystał i porzucił" - mówi działacz gorzowskiej PO. Mimo tego wszystkiego wiceprezydent Sejwa nie szczędził mu na antenie Radia Gorzów komplementów: "To młody człowiek, który aktywnie działa w Gorzowie". Czysta sielanka, gdyby nie to iż M. Domaradzki nie oszczędzał wcześniej nawet Prezydenta Miasta. "Niestety wygląda to na kolejny sztuczny konflikt pomiędzy panami w konsekwencji którego, ewentualne szanse Komarnickiego w wyborach na Prezydenta Gorzowa, byłyby większe. Jak nie trudno się domyślić osoba poza kręgiem przyjaciół Jędrzejczaka ma spore szanse na ewentualną elekcję" - opisywał reakcję władz miasta na zachowania kibiców z Zielonej Góry, sugerując tym samym, że to sztusznie wykreowany konflikt, by zwiększyć szanse Władysława Komarnickiego w ewentualnych wyborach. Dzisiaj antagoniści Domaradzkiego tak interpretują jego nominację na prezesa GRH, a dwa tygodnie wcześniej powierzenie mu funkcji rzecznika gorzowskiego SLD. On sam chce po prostu pracować. "Jest pięcioletni plan rozwoju spółki i zamierzam go realizować" - mówi. Sama spółka miała już wielu prezesów i można nawet odnieść wrażenie, że zawsze stanowiła "frukt" dla pozyskania lub obłaskania kogoś. Jej prezesem był niegdyś Jan Koniarek, a potem związani z dawną Unią Wolności Andrzej Pawlik i Ryszard Bronisz. Nowy prezes ukończył niedawno studia doktoranckie, a zawodowo związny jest z usługami konsultingowymi na rzecz firmy Republiki Południowej Afryki. Wcześniej pracował jako przedstawiciel handlowy i reprezentant w kilku innych firmach. Teraz chce pogodzić te obowiązki. "Nie będę rezygnował z działalności, która przynosi mi poważne pieniądze" - uważa. Pozazawodowo był niezwykle aktywny na różnych forach, ale ku zdziwieniu wielu zniknął z nich kilka dni temu. Podobno jest to związane z umieszczeniem na jego tablicy Facebooka skompilowanej i mało eleganckiej karykatury Mariusza Pudzianowskiego i śp. Lecha Kaczyńskiego. W rzeczywistości pomylone zostało zdjęcie, bo miał tam być wizerunek Jarosława Kaczyńskiego. Tak czy siak, wywołało to poważną burzę w samym SLD, choć sam zainteresowany twierdzi, że to prowokacja, a wcześniej także działy się wokół niego podobne rzeczy. "Ktoś bardzo próbował mi zaszkodzić, uszyć aferę i nagłośnić to. Umieszczono tą karykaturę na mojej tablicy, a następnie udostępniono, gdzie indziej, ale ja z tym nie miałem nic wspólnego" - wyjaśnia. Jedno jest pewne - powierzona mu została poważna funkcja, a do jej pełnienia posiada formalną wiedzę. Trzeba wierzyć, że będzie dobrym prezesem i menadżerem, ale watpliwości budzi fakt, że rekrutacja na ważne stanowiska w mieście odbywa się w trybie ekspresowym, a kandydaci mają kilkadziesiąt minut na decyzję, czyli cały proces trwa krócej niż rekrutacja na stanowisko "ciecia" w małym zakładzie produkcyjnym. Szkoda, że nie było oficjalnego konkursu, formalnego ogoszenia oraz transparentności. To nie jest wina Domaradzkiego, bo on po prostu zrobił to, co na jego miejscu zrobiłby każdy kompetentny przedsiębiorca, chcący się realizować w sferze publicznej... łyknął posadę. Mimo to gratulacje, oby mu się udało.