Przejdź do głównej zawartości

Domaradzki nowym prezesem GRH. Rekrutacja po gorzowsku...


Od roku w SLD, od pół roku wiceszef koła tej partii na
Zawarciu, a od dwóch tygodni rzecznik ugrupowania w
Gorzowie. W piątek został wybrany na prezesa Go -
rzowskiego Rynku Hurtowego. Dwa lata temu  był se -
kretarzem Forum Gospodarczego PO.
Nowy prezes ma wiedzę i kompetencje, a jak sam mówi - miał nie dużo czasu na podjęcie decyzji. Odpowiedział "tak", ale cała sytuacja pokazuje degrengoladę i patologiczny sposób obsadzania miejskich spółek, do których dostać się mogą tylko znajmomi prezydenta, znajomi znajomych prezydenta oraz członkowie rzekomo dystansującej się od niego lewicy...
Prezesem Gorzowskiego Rynku Hurtowego został młody i rzutki przedsiębiorca Mariusz Domaradzki, który zastąpił na tym stanowisku Ryszarda Bronisza. Sam zainteresowany cieszy się z decyzji Rady Nadzorczej GRH i odpiera zarzuty, że "został kupiony" przez prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. "Nawet z prezydentem nie rozmawiałem, a wyboru dokonała Rada Nadzorcza GRH i nie miałem zbyt wiele czasu na odpowiedź" - komentuje całą sprawę oraz sugestie, że jest to kontrolowany zakup. "Każdy na moim miejscu przyjąłby tą propozycję, bo to wyzwanie oraz dobre pole do budowania swojego zyciorysu. Wiem, że dam radę i nikt nie pożałuje tej decyzji" - dodaje. Musiał być zaskoczony propozycją, bo  tego typu spółki w mieście nadzoruje wiceprezydent Stefan Sejwa, a nowy prezes GRH jeszcze  w marcu br. na   łamach  blogu  "Nad Wartą" pisał o nim tak "Jako  społecznik  z  Zawarcia jestem zago-
 rzałym przeciwnikiem Radnego Sejwy i wcale się z tym nie kryję. W mojej opinii, a także wielu osób mi znanych, jest to osoba, której efektywność pozostaje dyskusyjna". Tymczasem prawda jest taka, że fakty mogą dawać wiele do myślenia, a w ich kontekście "kręgosłup polityczny" M. Domaradzkiego jawi się jako mocno skrzywiony. Jeszcze dwa lata temu błyszczał w strukturach Platformy Obywatelskiej, gdzie współtworzył Forum Gospodarcze PO, aby tuż przed wyborami samorządowymi w 2010 roku, gdy było już jasne iż nie otrzyma dobrego miejsca na listach do Rady Miejskiej, dać się namówić prezydentowi Gorzowa do startu z jego listy na Zawarciu. Problem w tym, że Domaradzki zdradził kolegów z PO, gdyż miał obiecane pierwsze miejsce, ale prezydent Jędrzejczak "wyrolował go" i umieścił na tej samej liście Piotra Palucha, który - ze swoim znanym nazwiskiem - uzyskał od niego znacznie lepszy wynik, a co za tym dalej idzie - zdobył mandat. Nie bez wpływu na jego porażkę było to, że Platforma na pierwszym miejscu wystawiła obecnego wiceprezydenta Stefana Sejwę, czego M. Domaradzki zdzierżyć nie mógł do... czwartku. Wcześniej wyrażał swoje opinie mocno i dosadnie. "Nie mogąc zgodzić się na faworyzowanie Stefana Sejwy postanowiłem opuścić szeregi PO jeszcze przed ustalaniem pozycji na listach wyborczych tak aby mieć czas na znalezienie miejsca dla siebie w innym obozie" - pisał w "Nad Wartą" kilkanaście tygodni temu. Można powiedzieć, że politycznie nie wyszło mu to na dobre. "Wylądował na aucie, bo dla nas jest koniunkturalistą bez treści, a Jędrzejczak potraktował go jak prostytutkę: namówił, wykorzystał i porzucił" - mówi działacz gorzowskiej PO. Mimo tego wszystkiego wiceprezydent Sejwa nie szczędził mu na antenie Radia Gorzów komplementów: "To młody człowiek, który aktywnie działa w Gorzowie". Czysta sielanka, gdyby nie to iż M. Domaradzki nie oszczędzał wcześniej nawet Prezydenta Miasta. "Niestety wygląda to na kolejny sztuczny konflikt pomiędzy panami w konsekwencji którego, ewentualne szanse Komarnickiego w wyborach na Prezydenta Gorzowa, byłyby większe. Jak nie trudno się domyślić osoba poza kręgiem przyjaciół Jędrzejczaka ma spore szanse na ewentualną elekcję" - opisywał reakcję władz miasta na zachowania kibiców z Zielonej Góry, sugerując tym samym, że to sztusznie wykreowany konflikt, by zwiększyć szanse Władysława Komarnickiego w ewentualnych wyborach. Dzisiaj antagoniści Domaradzkiego tak interpretują jego nominację na prezesa GRH, a dwa tygodnie wcześniej powierzenie mu funkcji rzecznika gorzowskiego SLD. On sam chce po prostu pracować. "Jest pięcioletni plan rozwoju spółki i zamierzam go realizować" - mówi. Sama spółka miała już wielu prezesów i można nawet odnieść wrażenie, że zawsze stanowiła "frukt" dla pozyskania lub obłaskania kogoś. Jej prezesem był niegdyś Jan Koniarek, a potem związani z dawną Unią Wolności Andrzej Pawlik i Ryszard Bronisz. Nowy prezes ukończył niedawno studia doktoranckie, a zawodowo związny jest z usługami konsultingowymi na rzecz firmy Republiki Południowej Afryki. Wcześniej pracował jako przedstawiciel handlowy i reprezentant w kilku innych firmach. Teraz chce pogodzić te obowiązki. "Nie będę rezygnował z działalności, która przynosi mi poważne pieniądze" - uważa. Pozazawodowo był niezwykle aktywny na różnych forach, ale ku zdziwieniu wielu zniknął z nich kilka dni temu. Podobno jest to związane z umieszczeniem na jego tablicy Facebooka skompilowanej i mało eleganckiej karykatury Mariusza Pudzianowskiego i śp. Lecha Kaczyńskiego. W rzeczywistości pomylone zostało zdjęcie, bo miał tam być wizerunek Jarosława Kaczyńskiego. Tak czy siak, wywołało to poważną burzę w samym SLD, choć sam zainteresowany twierdzi, że to prowokacja, a wcześniej także działy się wokół niego podobne rzeczy. "Ktoś bardzo próbował mi zaszkodzić, uszyć aferę i nagłośnić to. Umieszczono tą karykaturę na mojej tablicy, a następnie udostępniono, gdzie indziej, ale ja z tym nie miałem nic wspólnego" - wyjaśnia. Jedno jest pewne - powierzona mu została poważna funkcja, a do jej pełnienia posiada formalną wiedzę. Trzeba wierzyć, że będzie dobrym prezesem i menadżerem, ale watpliwości budzi fakt, że rekrutacja na ważne stanowiska w mieście odbywa się w trybie ekspresowym, a kandydaci mają kilkadziesiąt minut na decyzję, czyli cały proces trwa krócej niż rekrutacja na stanowisko "ciecia" w małym zakładzie produkcyjnym. Szkoda, że nie było oficjalnego konkursu, formalnego ogoszenia oraz transparentności. To nie jest wina Domaradzkiego, bo on po prostu zrobił to, co na jego miejscu zrobiłby każdy kompetentny przedsiębiorca, chcący się realizować w sferze publicznej... łyknął posadę. Mimo to gratulacje, oby mu się udało.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...