Ewidentny falstart byłego wiceministra, a dziś gorzowskiego samorządowca. Można odnieść wrażenie, że stracił wyczucie oraz instynkt „tropiciela”. Choć liczyli na niego nawet członkowie gorzowskiej Platformy Obywatelskiej, to dziś ze zdumieniem przecierają oczy i zastanawiają się, czy to jest ten sam człowiek, co dziesięć lat temu…
Dramaturgia jak u Alfreda Hitchcocka, choć pewne jest, że eksminister Marek Surmacz wymyślił to sam. Więc wyszła trochę groteska: miał być jak rasowy retriverer, a wyszedł York – co to bezsensownie szczeka, jest nadpobudliwy i bez potrzeby sika na cudze nogawki. „Gdyby chociaż nie klepał w piątek, że coś ogłosi w poniedziałek, bo tamci przygotowali obronę” – mówi polityk gorzowskiej PO, nie kryjąc iż rewelacja byłego wiceministra, to realizacja przysłowia: „ Góra urodziła mysz”. Mowa o oskarżeniu szefowej PO Bożenny Bukiewicz oraz szefa Sejmiku Wojewódzkiego i Agencji Nieruchomości Rolnych Tomasza Możejki, że popełnili przestępstwo „czynnego łapownictwa”. Chodzi o to, że Możejko zatrudnił w ANR męża poseł Bukiewicz. „Tym samym Możejko dopuścił się przestępstwa udzielając, a szefowa PO przyjmując korzyść majątkową” – mówił podczas konferencji rady M. Surmacz. Kiedy w piątek zapowiadał swoje rewelacje, to na gorzowską prawicę padł blady cień, gdyż od kilku tygodni znana jest sprawa, która wypłynie, ale dla skuteczności politycznego ataku, wypłynąć nie powinna teraz. „Kamień spadł mi z serca, bo odpalenie tego teraz, łatwo zostanie zneutralizowane, a jak newsa da się utrzymać jeszcze z miesiąc, to będzie polityczną bombą atomową” – mówi polityk. Tymczasem poseł Bukiewicz – w sumie całkiem słusznie – zażądała od M. Surmacza przeprosin, ale ten oświadczył, że na nic takiego nie powinna liczyć. „Gazeta Lubuska” wykorzystała sprawę do zapytania posłów o zatrudnianie w urzędach rodzin i znajomych. Nie słyszał o tym zjawisku poseł Witold Pahl, ale ochoczo opowiadali o tym b. poseł SLD Jan Kochanowski oraz liderka PiS-u Elżbieta Rafalska. „Konkursy są ustawiane pod konkretne osoby” – powiedziała ta ostatnia, jakby zapominając o latach 2005-2007, nie wspominając już o latach wcześniejszych, gdy władzę dzierżyła AWS. „Często spotykam się, że osoby bez przygotowania obejmują kierownicze stanowiska” – powiedział z kolei J. Kochanowski, który upychał swego czasu wszystkich i wszędzie, byle mieli legitymację SLD. Tak więc proceder był, jest i będzie, ale doświadczenie uczy iż ideowy członek partii o wiele lepiej wykonuje swoje obowiązki – i jeszcze więcej - niż nijaki koleś z konkursu. Wyjątkiem jest M. Surmacz, który wiceszefem MSWiA został dlatego, że był najlepszym z najlepszych, a nie – jak złośliwie gadają niektórzy – zna się na logistyce fast fodów…