Przejdź do głównej zawartości

Możejko: Nie jestem szarą eminencją !

Tomasz Możejko - według niektórych "szara eminencja" w regionie i postrach
gorzowskich polityków, a według innych, sposób na usprawiedliwienie swojej
indolencji. Lojalny względem marszałek Polak i poseł Bukiewicz, mistrz poli-
tycznych negocjacji oraz człowiek do zadań specjalnych. Lubi Gorzów i dobrze
się tu czuje. Niektórzy mówią... za dobrze.
NAD WARTĄ: Panie przewodniczący, rewelacje byłego wiceministra, to humbug, ale przecież musieliście wiedzieć, że ktoś taką sprawę kiedyś wyciągnie, nawet jeśli mąż poseł Bukiewicz ma odpowiednie wykształcenie, kwalifikacje i zatrudniony został zgodnie z prawem...

TOMASZ MOŻEJKO: Sprawa ma już cztery lata i nabór był transparentny, to znaczy odbył się w normalnym konkursie. Chcę jednak powiedzieć, że w związku z dużą ilością donosów - również od naszych partyjnych kolegów - sprawa była badana i nikt nie dopatrzył się najmniejszych nieprawidłowości. Nie może być tak, że ktoś posiadający doświadczenie i przygotowanie, tylko dlategi iż jest mężem znanej osoby, nie mógł ubiegać się w konkursie o stanowiska w administracji publicznej. Ale sprawa jest poważniejsza, bo słuchając mediów można odnieść wrażenie, że w całym kraju to jakaś plaga zatrudniania ludzi partii w administracji, a to nie jest prawda.
NW.: Jest w tym sporo racji, bo to niesprawiedliwe, by żona lub mąż polityka nie mógł pracować w administracji...
T.M.: Mamy w Polsce ponad osiemset jednostek Skarbu Państwa i nawet osoby pracujące w takich jednostkach, nie zawsze zdają sobie z tego sprawy iż de facto pracują w jednostkach publicznych, zależnych w jakiś sposób od polityki. W Urzędzie Marszałkowskim czy w Agencji Nieruchomości Rolnej pracują ludzie z różnym rodowodem partyjnym - od PSL po SLD, ale my patrzymy na to, czy są kompetentni.
NW.: Czylli po "aferze taśmowej" już pan zrobił przegląd, kto jest z jakiego nadania ?
T.M.: Ja mam ten komfort, że przychodząc do ANR byłem spoza agencyjnego środowiska i jako jedyny byłem członkiem Platformy Obywatelskiej. Nie jest przecież tajemnicą, że wcześniej agencja była w strefi wpływów PSL-u. Wcześniej był jeszcze krótki okres wpływów PiS-u oraz "Samoobrony". Więc te agencje w karju miały jakąś konotację partyjną.
NW.: To jak rozumieć akcję Marka Surmacza - poszedł po bandzie ?
T.M.: Jego wystąpienie mnie zadziwiło. Znałem go tylko z tego, że był wieloletnim radnym, wiceministrem oraz doradcą Prezydenta Polski. Jego wcześniejszych wystąpień nie śledziłem...
NW.: Ejże, panie przewodniczący, nie słyszał pan o mocnych wejściach Marka Surmacza?
T.M.: No słyszałem tam coś o nim, ale jestem zaskoczony, że decydując się na taki krok, pan Surmacz nie dokonał sprawdzenia stanu formalno-prawnego: sposobu przeprowadzania konkursów, liczby kontroli oraz systemu naboru, który mamy w ANR. Poza tym, zapomniał, że za rządów PiS-u, to dopiero się działo i dużo pisały o tym media. I teraz, chcąc się odnieść do tych jego trzech zarzutów, trzeba stwierdzić, że pan Surmacz poszedł po bandzie. Szefowa partii zareagowała zdecydowanie i jeżeli dojdziemy do wniosku, że ten pan złamał prawo, to spotkamy się z nim w sądzie.
NW.: Taka jest polityka, ale mnie ciekawi pana aktywność: szef ważnej agencji rządowej, szef Sejmiku Województwa Lubuskiego i wreszcie sekretarz partii. Na to wszystko brakuje 24 godzin na dobę ...
T.M.: Najpierw sprostuję, bo nie jestem sekretarzem partii w regionie już od 2009 roku. Piastowałem tą funkcję zarówno wtedy, gdy szefem PO był Jacek Bachalski, jak też wtedy, gdy kierownictwo przejęła Bożenna Bukiewicz. Muszę powiedzieć, że nie ma problemu z godzeniem tych obowiązków, choć jest to czasochłonne. Wyprzedzam jednak ewentualne zarzuty i od razu wyjaśniam, że gdy jadę na posiedzenie sejmiku, to biorę dzień wolny w agencji. Podzieliliśmy się obowiązkami z marszałek Polak i dlatego to wszystko dobrze funkcjonuje. My naprawdę staramy się pracować dla regionu jak najwięcej.
NW.: Mechanizmy funkcjonowania polityki są specyficzne, ale nie spotkałem się wcześniej - no może poza sobą - z tak wielką ilością opowieści o pana osobie. Podobno bardzo pan nie lubi Gorzowa, tutejszych polityków traktuje pan "z buta" i robi wszystko, by im zaszkodzić lub ich zdyskredytować. Czy naprawdę zjada pan gorzowskich członków PO na śniadanie, a na obiad kogoś z północnych gmin?
T.M.: Dochodzą do mnie te wszystkie historie i wiele jeszcze gorszych, którymi obdarowywuje się mnie od lewa do prawa przez przyjaciół i wrogów. To wszystko ma genezę w historii naszej partii w regionie, gdy jej szefem był Jacek Bachalski, a Gorzów jej siedzibą. Wtedy zarząd regionalny składał się z wielu członków partii z Gorzowa, zresztą obecnych działaczy, ale nikomu nie przeszkadzało iż sekretarzem partii jest człowiek ze Świebodzina. Byłem tu bardzo często, organizowaliśmy wiele przedsięwzięć politycznych, ale wtedy nikomu to nie przeszkadzało...
NW.: ...bo demony obudziły się w...
T.M.: ...2008 roku i zaraz po tym, gdy szefem partii została Bożenna Bukiewicz. To wtedy okazało się nagle, że sekretarz z którym wszyscy współpracowali, raptem został ochrzczony człowiekiem z Zielonej Góry, choć ja nigdy stamtąd nie byłem. Wiąże się to z pewnym rozbiciem Platformy Obywatelskiej, w tym tej gorzowskiej, a sięga to 2006 roku, gdy nowym szefem gorzowskiej PO został Witold Pahl. Otóż w 2007 roku doszło do wyborów parlamentarnych, co było przyczyną pewnego rozbicia, bo na zjeździe regionalnym do funkcji szefa aspirował Henryk Maciej Woźniak, który otrzymał trzydzieści pięć głosów, podczas gdy obecna szefowa otrzymała 183 głosy. I wtedy doszło do rozbicia, bo część gorzowskiej platformy nie poparła swojego kandydata, ale poseł Bukiewicz.
NW.: Czyli kiedyś to funkcjonowało, a Możejko nikomu nie przeszkadzał. Wtedy partia była - przynajmniej na zewnątrz monolitem - ale urażone ambicje i chęć odreagowania spowodowała, że dziś gorzowscy politycy PO dookoła powtarzają, że jak coś dzieje się bez ich wiedzy, albo sami czegoś nie potrafią załatwić, to jest to negatywna zasługa złego Możejki ?
T.M.: Zgadza się, a ja znam te opinie i mogę powiedzieć, że jest to opinia bardzo mylna.
NW.: Bez przesady, to pan jest podobno strażnikiem interesów poseł Bukiewicz oraz marszałek Polak w północnej części regionu ...
T.M.: Nie skomentuję, ale chcę żeby było wiadomo iż gorzowska platforma skłąda się z kilku grup. To nie jest jedna grupa, nawet pomimo tego iż obecnie w Gorzowie jest tylko jedno koło, po znanej wszystkim aferze "martwych dusz". Taka sytuacja powoduje, że poszczególne grupy albo będą współpracować, albo tworzyć jawną opozycję. Taka Rada Miejska w Gorzowie też jest podzielona, bo na 9 radnych PO są tam osoby, które członkami partii nie są. Oczywiście są to osoby wartościowe, ale chcę wykazać iż kiedyś platformiany Gorzów miał przywódcę i był monolitem, a dziś jest rozmyty. Mamy dwóch parlamentarzystów i są dwa obozy, ci ludzie ze sobą współpracują, ale nie ma jednolitego kierownictwa. A to wszystko zachęca do takich teorii spiskowych o jakich mowa w pytaniu. Jest też inna strona medalu. Często swoje niepowodzenia i brak mozliwości czy nawet umiejętności działania, zrzuca się na osoby z zewnątrz.
NW.: Czyli to nie jest tak, że Możejko i Bukiewicz nie lubią Gorzowa ?
T.M.: Absolutnie. Ja osobiście bardzo dobrze czuję się w Gorzowie i to miasto zawsze mi się podobało. Mamy jednak do czynienia z sytuacjami politycznymi, gdy jako przewodniczący Sejmiku Województwa czuję się mało wykorzystywany przez tą część regionu...
NW.: Politycy PO nie korzystają z tego, że jest pan na miejscu i zawsze może coś "popchnąć" ?
T.M.: Tutejsi politycy są bardzo różni, ale jak mają interes, to i tak przychodzą do mnie, a ja im chętnie pomagam. Mówi się o mnie, że jestem "szarą eminencją", ale to jest bzdura. Ja łączę w sobie dwie funkcje: szefa regionalnego sejmiku oraz szefa agencji, która musi współpracować z samorządami...
NW.: Za to ma pan podobno laptopa z dużą pamięcią oraz ogromną liczbą folderów na każdego niepokornego...
T.M.: Gdy byłem kiedyś sekretarzem, a ja organizacyjnie kierowałem tą partią, choć nie mieliśmy przecież nawet biura, to cała Platforma Obywatelska znajdowała się w moim laptopie. Obecnie nie kieruję strukturami partyjnymi, ale niestety jestem posądzany o dziwne rzeczy - od nagrywania, przez pisanie donosów i wykonywanie telefonów, ale ja nie mam na to czasu. Posądzają mnie o takie rzeczy, że aż boję się o tym myśleć.
NW.: Czyli nie ma pan na kazdego teczki i nagrania ?
T.M.: Nie mam nawet na to czasu, by zakłądać takie teczki, a pełniąc funkcje publiczne zajęty jestem nawet w weekendy.
NW.: A jak było z tym wojewodą, bo nie wiadomo czy to robota złośliwych, czy prawda, że dzień przed nominacją dla wojewody Jabłońskiego, to pan szykował się do wyjazdu do Warszawy ?
T.M.: Po wyborach samorządowych zostałem szefem sejmiku i w momencie, gdy Marcin Jabłoński zostawał wojewodą, to moja pozycja była już ugruntowana. Były zakusy wielu działaczy, którzy proponowali mi lobbowanie na rzecz mojej kandydatury na to stanowisko, ale ja zawsze mówiłem, że nie interesuje mnie to. Przecież my wiedzieliśmy od pewnego czasu, że to Jabłoński będzie wojewodą i to było jak najbardziej do przyjęcia. Przecież było logiczne, że były marszałek i tak musi zostać zagospodarowany, a urząd Wojewody Lubuskiego, to miejsce, gdzie pan Jabłoński doskonale się sprawdza.
NW.: Było o demonach, to teraz o martwych duszach. Krótkie pytanie: czy taka afera mogłaby mieć miejsce w zielonogórskich strukturach partii ?
T.M.: Nigdy, bo to jest kwestia świadomości. Pan Sobolewski powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, że Jacek Bachalski stworzył w partii pewne mechanizmy, ale ja uważam iż nie można porównywać lat 2005-2007 do obecnej sytuacji. Tu poszło o ambicje niektórych polityków i widać to po osobach, które zostały objęte aktami oskarżenia. Te osoby pochodzą z konkretnych kręgów politycznych.
NW.: Czyli nie ma drugiego dna i winni są tylko ci, którzy otrzymali zarzuty ?
T.M.: Tak, myślę, że tak i nie było tu nikogo z zewnątrz. Oskarżano mnie kiedyś, ze zakłądałem koła platformy w Gorzowie i to był fakt, bo taka była potrzeba chwili. Szefami tych kół był Tomasz Hałas, Mirosław Marcinkiewicz czy asystenci Henryka Woźniaka, ale proszę zwrócić uwagę iż nikt nie może powiedzieć, że koło Mirosława Marcinkiewicza, Tomasza Hałasa czy Macieja Nawrockiego było pompowane.
NW.: Platforma nie dba chyba o swoich najlepszych ludzi: Jabłoński, Woźniak , Gierczak czy Hałas. Długi czas byli na lodzie, bez politycznego przydziału, a przecież to nie są pierwsi lepsi działacze, ale takie perełki...
T.M.: Więc tak. Pan Gierczak zrezygnował sam i nie domagał się żadnej pracy...
NW.: ...bo nie chciał być uzależniony od marszałek Polak...
T.M.: Tego nie słyszałem, ale jak wiemy poszedł swoją drogą. Jeśli chodzi o Marcina Jabłońskiego, to otrzymał bardzo atrakcyjne finansowo stanowisko prezesa szpitala w Słubicach i nie można powiedzieć, że znalazł się na bocznym torze. Zaś co do Henryka Woźniaka, to jak przestał być senatorem i skończyła mu się odprawa, to został prezesem spółki i zarabia tam całkiem przyzwoite pieniądze.
NW.: Rzeczywiście, troszczycie się o liderów... Pan blisko współpracował z senatorem Woźniakiem, a pamiętam nawet, że niektórzy robili mu z tego powodu zarzuty ?
T.M.: Przez moment tak było i ja współpracowałem z panem Woźniakiem, a pan Woźniak ze mną. Po pewnym czasie on zmienił front działania, który był efektem tego, że on po prostu nie potrafi działać w grupie. Nie może być tak, że jeden wydaje rozkazy, ale musimy wypracowywać kompromis, a on tego nie potrafił Powiem tylko, że w latach 2009-2010 polityką personalną stanowisk w Urzędzie Marszałkowskim w pólnocnej części województwa sterował pan Henryk Maciej Woźniak, a nie ja.
NW.: Teraz o formie. Dlaczego wszystkie propozcyje dla mieszkańców Gorzowa proponowane są tak mało elegancko, że nawet nie próbujecie zachować delikatności w przypadku WOMP-u czy przekształcenia szpitala w spółkę ?
T.M.: Sejmik Województwa składa się z trzydziestu radnych, a zarząd składa się z pięciu osób, a więc jego decyzje są wypracowywane na zasadzie porozumienia. One trafiają pod obrady sejmiku, ale wpływ na konkretne decyzje posiada wiele osób...
NW.: ...mi chodzi o takie opakowanie tych decyzji: trochę uśmiechu, dobrego słowa, konsultacji. Gdyby komunikacja była mniej "z buta", to może krzyku byłoby mniej ?
T.M.: To jest kwestia pewnych rozwiązań. Pani Marszałek przyjeżdża do Gorzowa regularnie i spotyka się z wieloma środowiskami, ale to jest często źle odbierane. A przecież tu nie chodzi o to, by wciąż mieć postawę roszczeniową, by dana instytucja była właśnie tutaj . Przecież tak samo sprawę postrzegają mieszkańcy Zielonej Góry. Niestety wielu polityków sprawy mieszkańców woli załatwiać na łamach mediów.
NW.: To jak pan ocenia tych polityków, którzy zasiadają w Sejmiku Województwa ?
T.M.: Mamy wspaniałych radnych sejmiku bez względu na opcje, ale radni mają do zaspokojenia wiele interesów: interes regionu, interes swojej partii czy klubu oraz interes okręgu, gdzie mieszkają. Z północnej części województwa jest tylko siedmiu radnych, więc mają siłą rzeczy mniejsze przebicie.
NW.: Bez względu na wszystko - ma pan władzę, wpływy i jest znany. Czy w przyszłości będzie pan chciał zostać posłem ?
T.M.: Nie wykluczam w mojej karierze i takiego rozwiązania, że w przyszłości będę ubiegał się o mandat posła, ale to jest kwestia roku 2015. Wcześniej mamy rok 2014 i wtedy zamierzam ubiegać się o mandat w Sejmiku Wojewódzkim.
NW.: To niech pan już nie straszy tych gorzowskich polityków...
T.M.: Niech oni raczej robią co do nich należy, zamiast swoje niepowodzenia zrzucać na kogoś, kto lubi Gorzów i chętnie będzie wspierał tutejsze inicjatywy...

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...