Znawcy dziennikarstwa różnicę dostrzegą bardzo szybko – choć redaktor naczelny dziennika 66-400 nie publikował pod nazwiskiem, to wiadomo iż sukces gazety, to w dużej mierze jego sukces. Bez problemu znajdzie pracę, a w dzienniku znów będą królować stylistyczno-gramatyczne łamańce. A może jednak niektórzy zmądrzeją…
Redaktor naczelny poczytnego w mieście i okolicach dziennika 66-400 Kamil Siałkowski opublikował oświadczenie, które nie pozostawia wątpliwości: jeśli nie zdarzy się coś wyjątkowego, to dziennik zniknie jak wiele innych tytułów. Nie ma się z czego cieszyć, bo pismo jest nie tylko profesjonalne, ale również przyjęło się wśród mieszkańców. „Zrezygnowałem z pełnienia funkcji redaktora naczelnego(…), bo dalsze funkcjonowanie w tym projekcie byłoby niezgodne z moim sumieniem i systemem wartości”- napisał odchodzący redaktor. Jako powód swojego odejścia K. Siałkowski podał zaległości w wypłacaniu wynagrodzenia oraz – to już raczej czyn o charakterze prawnym – brak zgłoszenia umów o pracę w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. „Przyszedł czas, by zakończyć współpracę z człowiekiem, który blefem potrafił momentami operować równie biegle, co językiem polskim” – konstatuje Siałkowski w odniesieniu do prezesa MBR Macieja Zakrzewskiego. Redakcja wciąż współpracuje ze zdolnymi dziennikarzami, najbardziej transparentnym i kontrowersyjnym jednocześnie jest red. Łukasz Chwiłka, ale nie jest też tajemnicą, że praca wykonywana przez Siałkowskiego – choć niewidoczna – to główny powód rynkowego sukcesu tego tytułu. Jedno jest pewne – ewentualny upadek dziennika byłby bardzo zły i należy dołożyć starań, by tak się nie stało…
P.S. Podanie w pierwszej wersji Bartosza Zakrzewskiego było oczywiście pomyłką.
P.S. Podanie w pierwszej wersji Bartosza Zakrzewskiego było oczywiście pomyłką.