Akolita, to jeszcze nie ksiądz, a karzeł nigdy nie będzie koszykarzem – nawet jak podskoczy kilka centymetrów wyżej. Ktoś kreuje się na reprezentanta Marszałek Województwa, ale służby prasowe Elżbiety Polak temu zaprzeczają. Twierdzi, że wiele może, ale na dziś udowodnił iż potrafi jedynie dezorganizować. Apetyty polityczne ma wielkie, ale łatwo może się udławić…
„Wszelka władza pochodzi od Boga” – powtarzali średniowieczni władcy. Przewodniczący Sejmiku Województwa Lubuskiego Tomasz Możejko formalnych prerogatyw poza sejmikiem nie posiada, choć jako urzędnik państwowy w ANR pensję ma największą, ale kreuje się na drugiego po Bogu, a przynajmniej po marszałek Elżbiecie Polak. „Podzieliliśmy się obowiązkami z marszałek Polak i dlatego to wszystko dobrze funkcjonuje(…). Czuję się niewykorzystany w tej części województwa” – powiedział w rozmowie z Nad Wartą Możejko. Problem w tym, że nie potwierdzają tego służby prasowe marszałek E. Polak, co w prostej drodze można zinterpretować jako uzurpowanie sobie władzy lub nawet bezprawne powoływanie się na wpływy w instytucjach. „Pan Tomasz Możejko nie posiada formalnych pełnomocnictw” – wyjaśnia Nad Wartą rzeczniczka Zarządu Województwa Lubuskiego Irena Billewicz–Wysocka. Jednocześnie wyjaśnia, że zarówno Możejko, jak też marszałek Polak reprezentują na zewnątrz samorząd województwa: sejmik i zarząd. Nie wiedzieć po co i dlaczego, ale zapewne w celu bardziej skrupulatnego wyjaśnienia zagadnienia, rzeczniczka Billewicz-Wysocka wyjaśniła na czym władza reprezentowania samorządu przez Możejko polega. „Marszałek Elżbieta Polak poprosiła Przewodniczącego, aby złożył w jej imieniu gratulacje i życzenia” – napisała w e-mailu do Nad Wartą, ale nie wyjaśniła jednak o jakie kwiaty, życzenia dla kogo i kiedy chodziło. To nie pierwszy raz, gdy Możejko udaje wżniejszego niż jest - kilka tygodni temu jego wypowiedź dla Nad Wartą prostował oficjalnie wojewoda Marcin Jabłoński. Pewne jest jedno – Tomasz Możejko to „piata kolumna”, a zapraszanie go w Gorzowie gdziekolwiek, odbije się czkawką wszystkim: dziennikarzom, decydentom oraz samemu miastu. Dlaczego gorzowscy dziennikarze nie kochają miasta – inaczej niż ich koledzy z Zielonej Góry: są lojalni i mądrzy. Przewodniczącego Możejki nie zapraszają, choć szkodzi nie im, ale Gorzowowi...