Przejdź do głównej zawartości

Chciejstwo polityczne zagłuszyło myślenie

Dyskusji i debat na temat szkolnictwa wyższego albo jak niektórzy upraszczają Akademii Gorzowskiej odbyło się już wiele. W niektórych kręgach można zauważyć już nawet pewne zmęczenie tematem. Być może dlatego, że dyskusja prawie zawsze toczyła się wyłącznie wśród prominentnych akademików i polityków, a rzadko angażowała szersze kręgi społeczne i przemijała wraz z upływem kadencji akademickiej lub parlamentarnej.
Dr Michał Bajdziński jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Zielonogór-
skiego, obserwatorem życia społecznego oraz osobą zaangażowaną w sprawy
związane z krzewieniem kultury fizycznej. Drugi rok z rzędu wybierany najle-
pszym wykładowcą wydziału pedagogiki  UZ.
Padało w debatach wiele deklaracji bez pokrycia lub w oderwaniu od otaczającej nas rzeczywistości. Chciejstwo polityczne zagłuszało racjonalne myślenie i ocenę rzeczywistości. Nie udało się połączyć wydziału wychowania fizycznego poznańskiej AWF z PWSZ, bo robiono to wyłącznie pod presją polityczną, a oba te środowiska uczelniane były i są najmniej chętne do angażowania się w autentyczne tworzenie jednej uczelni wyższej. Nikt wśród nich w kontekście połączenia nie kalkuluje zysku dla regionu lecz jedynie szacuje jakie straty może ponieść.
Mimo tego potrzebne są dalsze starania. Należy ciągle podtrzymywać myślenie o przyszłości edukacji na wszystkich szczeblach, o relacjach jakie powinny łączyć uczelnie i społeczeństwo. Mimo pozorów niektóre problemy nie zostały jednoznacznie zdefiniowane, dlatego warto je podjąć. Wydaje się, że umownie mówiąc strona samorządowa i akademicka nie zawsze umieją określić oczekiwania względem siebie. Nie można odmówić przy tym dobrych chęci i deklaracji życzliwości z obu stron.
Czy na pewno konieczna jest w Gorzowie Akademia? Potrzeby działania samodzielnej uczelni w mieście nikt chyba nie kwestionuje. Taką jednak już od kilku lat mamy. Trzeba się zatem zastanowić czy dążyć do jej rozwoju strukturalnego czy funkcjonalnego. Obydwa cele są trudne i wymagają innej strategii. Pierwszy wymaga przede wszystkim zatrudnienia odpowiedniej liczby pracowników naukowych. Zazwyczaj, aby utworzyć nowy kierunek studiów trzeba zatrudnić minimum trzech profesorów, może to być nawet ich drugie miejsce pracy. Aby otworzyć studia magisterskie, profesorów powinno być już sześciu i do tego muszą oni zadeklarować, że jest to ich pierwsze miejsce pracy. W Polsce mobilność naukowców jest znikoma i iluzoryczna, bo nie jest nią zatrudnianie się w kilku uczelniach jednocześnie. Poza tym pożytek z takiego wykładowcy, który jest na jakiś czas tylko figurantem jest mało wartościowy dla uczelni i całkowicie bez znaczenia dla jej otoczenia. Bardzo trudno jest stworzyć warunki, które zachęcą do trwalszej migracji. Nie wystarczy zaproponować mieszkanie służbowe, bo naukowiec ma również współmałżonka, który gdzieś chce pracować, dzieci, czasami rodziców, którzy wymagają opieki. Problemów tego typu nie załatwi nawet najsprawniejszy rektor. Bez wsparcia samorządu, organizacji społecznych, lokalnego biznesu.
W Polsce jest wiele kampusów, które po południu są całkowicie martwe, bo wykładowcy po kilku godzinach zajęć wracają do domu oddalonego o kilkaset kilometrów, a studenci nie mając oferty zajęć choćby pośrednio związanych z kierunkiem studiów pracują w marketach i pizzeriach. Po studiach w takim środowisku absolwent umie w najlepszym przypadku założyć własny sklepik, bez względu na to czy studiował fizykę teoretyczną czy pedagogikę wczesnoszkolną.
Rozwój strukturalny uczelni jest możliwy w każdych warunkach, ale jeśli nie łączy się z tworzeniem aktywnego, funkcjonalnego środowiska akademickiego, to staje się miejscem kształcącym miejscowy prekariat. Ludzi formalnie wykształconych, ale nie umiejących sobie znaleźć miejsca w lokalnym środowisku zawodowym i społecznym, zdolnych do podjęcia każdej pracy ale bez gwarancji stałości zatrudnienia, ochrony socjalnej i możliwości dalszego rozwoju osobistego. Od środowiska akademickiego oczekuje się natomiast, że będzie formowało absolwenta, który umie kierować nie tylko swoim losem, ale potrafi brać odpowiedzialność za bliskich i środowisko społeczne, które go otacza.
Obserwacja rozwoju uczelni w miastach podobnych do Gorzowa wykazuje, że dążenie do rozwoju strukturalnego bez względu na obiektywne potrzeby, demografię środowiska nieuchronnie prowadzi do marginalizacji lub likwidacji. Uczelnie, które oparły swoje działanie na współpracy z wykładowcami na krótkie kontrakty nie są w stanie osiągnąć satysfakcjonującego studentów poziomu studiów, bo ich oczekiwania są skierowane na bezpośredni kontakt z wykładowcą wybiegający poza dwie godziny wykładu tygodniowo. Wynika to z ludzkiej potrzeby obcowania ze swoim „mistrzem” i dotyczy różnych dziedzin życia zawodowego, biznesowego czy naukowego. Tworzenie uczelni, której głównym celem jest zatrudnianie ludzi w celu utrzymania prestiżowego szyldu uniwersytetu lub akademii jest społecznie nieużyteczne.


Dr MICHAŁ BAJDZIŃSKI

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...