Dyskusji i
debat na temat szkolnictwa wyższego albo jak niektórzy upraszczają Akademii
Gorzowskiej odbyło się już wiele. W niektórych kręgach można zauważyć już nawet
pewne zmęczenie tematem. Być może dlatego, że dyskusja prawie zawsze toczyła
się wyłącznie wśród prominentnych akademików i polityków, a rzadko angażowała szersze
kręgi społeczne i przemijała wraz z upływem kadencji akademickiej lub
parlamentarnej.
Padało w debatach wiele deklaracji bez pokrycia lub
w oderwaniu od otaczającej nas rzeczywistości. Chciejstwo polityczne zagłuszało
racjonalne myślenie i ocenę rzeczywistości. Nie udało się połączyć wydziału
wychowania fizycznego poznańskiej AWF z PWSZ, bo robiono to wyłącznie pod
presją polityczną, a oba te środowiska uczelniane były i są najmniej chętne do
angażowania się w autentyczne tworzenie jednej uczelni wyższej. Nikt wśród nich
w kontekście połączenia nie kalkuluje zysku dla regionu lecz jedynie szacuje
jakie straty może ponieść.
Mimo tego potrzebne są dalsze starania.
Należy ciągle podtrzymywać myślenie o przyszłości edukacji na wszystkich
szczeblach, o relacjach jakie powinny łączyć uczelnie i społeczeństwo. Mimo
pozorów niektóre problemy nie zostały jednoznacznie zdefiniowane, dlatego warto
je podjąć. Wydaje się, że umownie mówiąc strona samorządowa i akademicka nie
zawsze umieją określić oczekiwania względem siebie. Nie można odmówić przy tym
dobrych chęci i deklaracji życzliwości z obu stron.
Czy na pewno konieczna jest w Gorzowie Akademia?
Potrzeby działania samodzielnej uczelni w mieście nikt chyba nie kwestionuje.
Taką jednak już od kilku lat mamy. Trzeba się zatem zastanowić czy dążyć do jej
rozwoju strukturalnego czy funkcjonalnego. Obydwa cele są trudne i wymagają
innej strategii. Pierwszy wymaga przede wszystkim zatrudnienia odpowiedniej
liczby pracowników naukowych. Zazwyczaj, aby utworzyć nowy kierunek studiów
trzeba zatrudnić minimum trzech profesorów, może to być nawet ich drugie
miejsce pracy. Aby otworzyć studia magisterskie, profesorów powinno być już
sześciu i do tego muszą oni zadeklarować, że jest to ich pierwsze miejsce
pracy. W Polsce mobilność naukowców jest znikoma i iluzoryczna, bo nie jest nią
zatrudnianie się w kilku uczelniach jednocześnie. Poza tym pożytek z takiego
wykładowcy, który jest na jakiś czas tylko figurantem jest mało wartościowy dla
uczelni i całkowicie bez znaczenia dla jej otoczenia. Bardzo trudno jest
stworzyć warunki, które zachęcą do trwalszej migracji. Nie wystarczy
zaproponować mieszkanie służbowe, bo naukowiec ma również współmałżonka, który
gdzieś chce pracować, dzieci, czasami rodziców, którzy wymagają opieki. Problemów
tego typu nie załatwi nawet najsprawniejszy rektor. Bez wsparcia samorządu,
organizacji społecznych, lokalnego biznesu.
W Polsce jest wiele kampusów, które po południu są całkowicie
martwe, bo wykładowcy po kilku godzinach zajęć wracają do domu oddalonego o
kilkaset kilometrów, a studenci nie mając oferty zajęć choćby pośrednio
związanych z kierunkiem studiów pracują w marketach i pizzeriach. Po studiach w
takim środowisku absolwent umie w najlepszym przypadku założyć własny sklepik,
bez względu na to czy studiował fizykę teoretyczną czy pedagogikę
wczesnoszkolną.
Rozwój strukturalny uczelni jest możliwy w każdych
warunkach, ale jeśli nie łączy się z tworzeniem aktywnego, funkcjonalnego
środowiska akademickiego, to staje się miejscem kształcącym miejscowy
prekariat. Ludzi formalnie wykształconych, ale nie umiejących sobie znaleźć
miejsca w lokalnym środowisku zawodowym i społecznym, zdolnych do podjęcia
każdej pracy ale bez gwarancji stałości zatrudnienia, ochrony socjalnej i
możliwości dalszego rozwoju osobistego. Od środowiska akademickiego oczekuje
się natomiast, że będzie formowało absolwenta, który umie kierować nie tylko
swoim losem, ale potrafi brać odpowiedzialność za bliskich i środowisko
społeczne, które go otacza.
Obserwacja rozwoju uczelni w miastach podobnych do
Gorzowa wykazuje, że dążenie do rozwoju strukturalnego bez względu na
obiektywne potrzeby, demografię środowiska nieuchronnie prowadzi do marginalizacji
lub likwidacji. Uczelnie, które oparły swoje działanie na współpracy z
wykładowcami na krótkie kontrakty nie są w stanie osiągnąć satysfakcjonującego
studentów poziomu studiów, bo ich oczekiwania są skierowane na bezpośredni
kontakt z wykładowcą wybiegający poza dwie godziny wykładu tygodniowo. Wynika
to z ludzkiej potrzeby obcowania ze swoim „mistrzem” i dotyczy różnych dziedzin
życia zawodowego, biznesowego czy naukowego. Tworzenie uczelni, której głównym
celem jest zatrudnianie ludzi w celu utrzymania prestiżowego szyldu
uniwersytetu lub akademii jest społecznie nieużyteczne.
Dr MICHAŁ BAJDZIŃSKI