Gorzów - to absolutnie najlepsze miejsce do inwestowania w handel
detaliczny, a spora liczba marketów i dyskontów niweluje skutki fatalnej
sytuacji gospodarczej kraju. Gdyby nie podmioty handlowe, które traktują to
miasto jak „ziemie obiecaną”, to
wielu mieszkańców nie miałoby pracy. Czy warto i można to zmienić ? Pewnie tak,
ale wymaga to czasu oraz zmiany mentalności tzw. elit. Dzisiaj uczą się
języków, ale nie mają o czym mówić…
Byłoby absurdem narzekać na to,
że Gorzów jest jednym z najatrakcyjniejszych miejsc do inwestowania dla międzynarodowych
korporacji, które prowadzą dyskonty. „To
świadczy o dużej sile nabywczej gorzowskiego rynku oraz okolic, a także
otwartości miasta na inwestycje” – mówi Nad Wartą prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak, który - śmiało może
powiedzieć - dzięki właśnie takiej, a nie innej polityce, doprowadził do sytuacji w której wielu mieszkańców
ma pracę oraz stałe dochody. „Każdy
dyskont i market, to jest siedem dni w tygodniu na przynajmniej dwie zmiany, a
jak przeliczymy przez miejsca pracy, to będą to tysiące osób, które mają za co
żyć i utrzymać rodzinę” – uważa prezydent Gorzowa. W liczącym 124 554 mieszkańców
Gorzowie, jeden dyskont przypada na 5662 osoby, podczas gdy w innych miastach
są to liczby diametralnie różne: w Płocku jest to jeden dyskont i market na
ponad 11 tysięcy, a w Kielcach jeden podmiot na ponad 15 tysięcy. Dlaczego
właśnie Gorzów ? „To bardzo atrakcyjne
miasto do inwestowania, a każdy z naszych pięciu sklepów osiąga w nim jedne z
najlepszych w Polsce wyników sprzedażowych” - powiedziała NW Marta Skolimowska z centrali NETTO
Polska. Mówiąc wprost – Gorzów znalazł się w jednym rzędzie z miastami
europejskimi oraz sąsiadami zza Odry. Według jednego z raportów „Gazety
Wyborczej” gorzowski model jest niemal identyczny jak niemiecki, gdzie jeden
dyskont przypada na 5-5,1 mieszkańców. Owszem, politycy chcieliby, aby w Gorzowie
powstawały inne inwestycje – laboratoria, parki przemysłowe oraz oddziały specjalistycznych
korporacji, lecz nie jest to jeszcze możliwe i sporo winy jest po stronie
środowisk naukowych. „Kształcąc samych
humanistów i językoznawców doprowadzamy do sytuacji w której potencjalny pracownik
zna język, a nawet kilka języków, ale nie ma o czym mówić, bo na niczym się nie
zna” – mówi NW jeden z polityków, który jednak chce pozostać anonimowy. „Przecież bardzo wiele miast stara się pozyskać
inwestorów, ale nie udaje im się to i nie inwestują tam nawet dyskonty. Gorzów
jest przyjazny dla każdego, kto chce inwestować i stworzy nowe miejsca pracy,
które są dzisiaj dobrem najważniejszym” – mówi prezydent. Trochę inne
zdanie na ten temat ma radny Prawa i Sprawiedliwości Robert Jałowy, którego najbardziej irytuje fakt, że dyskonty
powstają tam, gdzie nie powinny. „Bałagan
w planie zagospodarowania przestrzennego powoduje, że mamy w samym centrum miasta
<Tesco>, a kilkanaście metrów dalej <Biedronkę>. Mi się to nie
podoba, bo nie temu służy centrum miasta i te właśnie miejsca” – mówi polityk
PiS. Jednocześnie podkreśla, że jeden dyskont, to tragedia dla kilku rodzinnych
sklepów. „Ja jestem przeciw takiej ilości
dyskontów, bo powodują one upadek niewielkich sklepów, a zyski i tak są
wyprowadzane poza Polskę” – dodaje Jałowy. Co ciekawe, cytowani w raporcie „GW”
właściciele niewielkich sklepów uważają, że sporo zyskują na istnieniu marketów
i dyskontów. „Jak ktoś idzie do <Lidl>-a
lub <Netto>, to po drodze zachodzi i do mnie” – mówi właściciel
sklepu z alkoholem na osiedlu Staszica.
Czyli co, blokować czy umożliwiać inwestycje ? „Gdyby nie było podaży, to dyskonty by nie powstawały, a przecież mamy
duże zainteresowanie kolejnymi inwestycjami” – uważa wiceprezydent Ewa Piekarz. I trudno odmówić jej
racji, bo nawet gdyby ktokolwiek zdecydował się uruchomić jutro w Gorzowie
specjalistyczne laboratorium, to nie zatrudni tam setek, a tym bardziej tysięcy
mieszkańców, lecz co najwyżej kilkudziesięciu. Lepiej więc mieć tysiące miejsc
pracy w marketach, niż tą samą ilość w okienku Powiatowego Urzędu Pracy. Oczywiście, chciałoby się więcej, ale - na to trzeba zapracować i wszystkie ręce powinny wiosłować, a nie służyć jedynie do wyborczym groźbom...