Miarą skuteczności polityka jest
podobno jego pierwsze sto dni, ale nowy wojewoda nie będzie musiał organizować specjalnych
akademii, bo już w 73 dniu sprawowania swojej funkcji, wiadomo iż w sprawie
zasypywania „rowów
zielonogórsko-gorzowskich” oraz powołania Akademii Gorzowskiej, uczynił
więcej niż jego poprzednicy przez 1000 dni…
Zagaszenie wszelkich pożarów, które rozpalił poprzednik wojewody Jerzego Ostroucha to oczywistość i
pisanie o tym to zbędny truizm. Nowemu wojewodzie w pierwszych tygodniach udało
się dokonać rzeczy niemożliwej – zyskał sympatię w południowej części
województwa, gdzie nie mówią o nim inaczej niż tylko dobrze – chyba, ze pojawi
się w obecności swojego poprzednika, a dziś wiceministra „od policji” Marcina
Jabłońskiego. Gorzowskie elity będą jednak pamiętać majstersztyk z Akademią
Gorzowską: wywołał dyskusję, powołał specjalny zespół, udało się zdefiniować
ukrytych przeciwników – czytaj „Konia Trojańskiego”, a wreszcie porozumiał się
z dwoma najważniejszymi partnerami: rektorem AWF prof. Jerzym Smorawińskim oraz rektorem Uniwersytetu Zielonogórskiego prof.
Tadeuszem Kuczyńskim. „Jesteśmy zainteresowani, aby powstała
uczelnia akademicka na północy województwa(…). Możemy pomóc, ale nie możemy
wyręczyć” – powiedział ten ostatni, co powinno być wyrzutem sumienia dla
polityków i rektor PWSzZ Elżbiety
Skorubskiej–Raczyńskiej. Spotkanie wojewody i rektora w tak ważnej dla Gorzowa
sprawie, to nie tylko bezprecedensowe wydarzenie, ale przede wszystkim przełom –
tylu istotnych kroków w tak krótkim czasie i w tak ważnej dla Gorzowa sprawie
nie dokonałby żaden partyjny polityk. Wojewodzie z dystansem do siebie,
polityków, pochlebstw oraz wirtualnych wydarzeń, właśnie się to udało. Spora w
tym zasługa jego teamu: Krystyny
Sibińskiej, Witolda Pahla oraz Waldemara Sługockiego. Nie jest jednak
tajemnicą, że sprzyjają mu również inni parlamentarzyści z południa województwa
– tak z PO, jak i z innych partii.