Bywa iż z prawdą mijają się najlepsi i najbardziej utytułowani, a
polityczna euforia może spowodować zaniki w pamięci. Wtedy łatwo o kilka słów
za dużo…
Politycy Prawa i Sprawiedliwości
zapewniają, że „woda sodowa” jeszcze
im do głowy nie uderzyła, ale pierwsze oznaki triumfalizmu już widać. Najpierw
był Rybnik, później Żagań, ale już po wygranej w Elblągu pewność siebie i
zdolność do naginania faktów jest większa – przynajmniej w Gorzowie i w
wykonaniu b. kandydatki na Prezydenta Miasta, a obecnie poseł na Sejm RP Elżbiety Rafalskiej. „Zastanawiałam się w jaki sposób na wynik
wyborów wpłynęły te taśmy. Jest tu pewna analogia. Pamiętam wybory w 2002 roku,
gdy kandydowałam na prezydenta. Przypomnę, że w Gorzowie też się pojawiły
taśmy. Proszę zobaczyć jak podobne metody są stosowane, które miały
zdyskredytować” – powiedziała w rozmowie z ulubieńcem koniunkturalistów
red. Piotrem Bednarkiem była
wiceminister pracy i polityki społecznej. Problem w tym, że w euforii
triumfalizmu – nie pierwszy raz – minęła się z prawdą. Taśmę z nagraniem absolutnie
bezczelnego lobbingu na rzecz własnego tyłka oraz osobistych interesów,
ujawniła „Gazeta Wyborcza” dokładnie 4 dni po wyborach, a nie przed wyborami. Samo
nagranie dostarczył do redakcji nie kto inny, ale obecny wojewoda Jerzy Ostrouch, który również
kandydował, lecz nie chciał sprawy wyciągać przed wyborami. „Nie chciałem
tego upubliczniać w czasie kampanii, aby mnie ktoś nie oskarżał o niskie
chwyty. Teraz ujawniam tę sprawę(…), bo treść rozmowy wskazuje, że opozycyjny
radny załatwia z prezydentem jakieś swoje prywatne interesy. Może to budzić
niepokój” – mówił w
2002 roku J. Ostrouch. Na upublicznionym nagraniu, partyjny kolega poseł
E. Rafalskiej - Arkadiusz Marcinkiewicz,
bezskutecznie i bez posłuchu namawiał prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, aby miasto
odebrało budynek dawnego kasyna właścicielowi, bo on chętnie otworzyłby tam
restaurację. Wtedy też padła niezwykła wypowiedź wiceprezydenta Tadeusza Jankowskiego, który raczył był
powiedzieć: „Gdybym się miał spotkać z
panem Bagińskim czy Surmaczem, możliwe, że włączyłbym magnetofon, choć do tej
pory nie miałem takiej potrzeby, ani też nie mam u siebie sprzętu do nagrywania”.
Wszystko wszystkim, ale żeby Roberta
Bagińskiego stawiać na równi z Markiem
Surmaczem ? „Szeryf” został wiceministrem, a ten pierwszy ledwo urzędnikiem
Kancelarii Premiera…