„Możejkogate” – czyli platformerska
afera z państwowymi nieruchomościami w tle miała swoje miejsce już w każdym
ogólnopolskim serwisie. Mylą się jednak ci, którzy sądzą iż za przeciekiem do
prasy stoi autorka głośnego listu lub ktokolwiek z otoczenia obecnego
wiceministra spraw wewnętrznych. Posłanka stała się bogu ducha winną ofiarą
ambicji bliskiego współpracownika…
Tym samym dyrektor Agencji
Nieruchomości Rolnych Tomasz Możejko
stał się Lwem Rywinem Platformy
Obywatelskiej. Być może nikt i nic mu nigdy nie udowodni, ale w świat poszedł
sygnał, który karierę marki „Możejko” może przekreślić raz na zawsze. „Kto się zajmie tym człowiekiem, który jest
szefem Agencji Nieruchomości Rolnych, panem Możejko? On sprzedawał działaczom
Platformy Obywatelskiej działki, a potem oczekiwał poparcia” – pytała w
czwartkowej rozmowie Radia Zet Monika
Olejnik byłą pełnomocnik rządu ds. korupcji Julię Piterę. „Czy to nie
znaczy, że Platforma Obywatelska oderwała się od rzeczywistości i tak jak inne
partie rozdaje sobie Polskę?” – indagowała dalej opiniotwórcza redaktor. Obóz
przewodniczącej PO Bożenny Bukiewicz
liże rany, bo sporo ma za kołnierzem, ale nikt nie śpi spokojnie również w
teamie Marcina Jabłońskiego.
Zwłaszcza iż wiadomo, kto stoi za przeciekiem do prasy – ambitny ekssamorządowiec
od lat wykorzystujący poseł Bożenę Sławiak
głównie do kreowania swojej osobistej pozycji. „Niestety Bożena padła ofiarą zaufania do wieloletniego
współpracownika, a wręcz przyjaciela, który swoje osobiste niepowodzenia i
utratę władzy w powiecie, chciał sobie zrekompensować kosztem unikającej brutalnej
walki politycznej posłanki” – mówi polityk PO, a potwierdzeniem jego słów są
czwartkowe nagabywania autora przecieku, by blog Nad Wartą sprawę eskalował jeszcze bardziej. „Może chciał nam pomóc,
ale chyba raczej zaszkodził całej partii, do której on nie należy, a przy tym
zagalopował się w załatwianiu swoich osobistych porachunków ze starostą. My takich metod unikaliśmy i unikamy” –
mówi samorządowiec PO. A było tak – zacietrzewiony samorządowiec napisał list
na podstawie informacji swoich dawnych podwładnych, poseł Sławiak sobotnim
popołudniem go podpisała i wysłała ze swojej skrzynki do Kancelarii Premiera.
Kopię miała tylko jedna osoba – znany w Sulęcinie samorządowiec. Ku zdziwieniu
wszystkich – a szczególnie poseł Sławiak oraz ekipy Marcina Jabłońskiego, list
trafił do mediów. „Szok, nie wiem co
powiedzieć. To jakieś draństwo, że mój list dostał się do dziennikarzy” –
mówiła NW niemal załamana poseł Sławiak.
Inicjator akcji nie tracił jednak rezonu i jeszcze dzisiaj rano „sprzedawał”
niektórym mediom kolejne rewelacje, nie oszczędzając przy tym, już nie tylko
zięcia posłanki - Dariusza Ejcharta,
ale także jej córki. „Żenujące! Teraz
wszystko jasne” – mówił jeden ze stronników byłego wojewody. „Nie będę mówił o swojej teściowej źle, bo
uważam iż stała się narzędziem w rękach kogoś innego, kto jest człowiekiem złym”
– powiedział NW starosta D. Ejchart. „To
jest drugie dno, bo na ile znam panią Sławiak, to nie sądzę, aby ona sama był
inspiratorem napisania i ujawnienia tego listu” – stwierdził dzisiaj na konferencji
prasowej poseł Bogusław Wontor.
Inicjator zamieszania – kilkakrotnie kontaktujący się dzisiaj z NW – nie jest
członkiem ekipy M. Jabłońskiego, ale współpracownicy byłego wojewody nie
ukrywają, że jego nachalność była w ostatnim czasie dosyć irytująca. „A teraz zrobił całej partii i samej Bożenie
niedźwiedzią przysługę. I gdyby chociaż był członkiem partii, a przecież on po
prostu wykorzystał sytuację do swoich celów” – mówi jeden z informatorów
NW. Ostatnia wiadomość tekstowa bohatera tego tekstu do NW brzmiała: „Mam nowe informacje na temat nieruchomości(…)”.
Gdyby nie ruszał córki posłanki, to może byłby z tego dobry tekst, a tak to - możemy
mu zagwarantować jedynie anonimowość. I niech zapamięta - politycznie niezaangażowanych nie ruszamy. Koniec. Kropka. Amen. Są pewne granice...