To miała być klęska i porażka znanego oraz dosyć zakłamanego „szeryfa”, ale wszystko przerodziło się w
sukces niezależnej radnej, która swoją aktywnością mogłaby obdzielić co
najmniej połowę gorzowskiego samorządu. Z jednej strony „ręka rękę myje” - bo gorzowscy radni do perfekcji opanowali system
opuszczania sali, wstrzymywania się od głosu, blokowania ważnych dla miasta decyzji
i udawania oburzonych. Z drugiej strony – dali swojemu „ideowo trędowatemu” koledze lekcję pokory…
Na co dzień dziennikarze „podniecają się” i proszą o komentarze
udających mężów stanu radnych, wierząc iż są kimś innym, niż wynika to z
bilansu ich działalności. Bywa, że radni skaczą sobie do gardeł, ale na koniec
i tak każdy kalkuluje: ja wiem o jego grzeszkach, a on wie o moich - po co
podskakiwać. Dzisiejsza sesja Rady Miasta, podczas której miano pozbawić byłego
wiceministra w rządzie PiS Marka
Surmacza funkcji przewodniczącego Komisji Rewizyjnej, od początku upływała
właśnie pod jego znakiem. Nie było też tajemnicą iż politykom Prawa i
Sprawiedliwości chodziło o przedłużenie sesji do momentu, gdy informacja o
ewentualnym odwołaniu M. Surmacza będzie miała mniejszy wydźwięk medialny. „Jak przetrzymamy wszystko do późnego
popołudnia to w papierze przed Wszystkimi Świętymi nic nie wyjdzie, a czwartek
upłynie w radiu, telewizji i Internecie pod znakiem objazdów, akcji „Znicz”
oraz takim tam podobnych” – mówił całkiem poważnie jeden z działaczy PiS,
notabene wcale nie należący do stronników kłopotliwego dla PiS „szeryfa”.
Paradoksalnie, kalkulowali również politycy Platformy Obywatelskiej, która w
sprawie polityka PiS mocno się podzieliła. Przeciwko odwoływaniu go z funkcji
zagłosował Marek Kosecki oraz mec. Jerzy Synowiec. „Nie mieliśmy w klubie dyscypliny, ale byłem zdziwiony widząc Marka
Surmacza, który głosuje przeciwko odwołaniu swojej osoby. Przecież zasada iż
nikt nie jest sędzią we własnej sprawie, a zatem powinien się wyłączyć z
głosowania, znana jest od dawna. Trochę to śmieszne i żenujące” – mówi NW
przewodniczący Klubu Radnych PO Robert
Surowiec. Trudno odmówić mu racji, ale już zachowania dwóch najbardziej kunktatorskich
radnych: Marcina Guci oraz Haliny Kunickiej, zrozumieć nie można.
Oboje z głosowania zniknęli i – jak zawsze, bo było to już przerabiane w radzie
społecznej szpitala – mieli na tą okazję stosowne wytłumaczenie. „Surmacz pozostaje, ale pytania należy
zadawać Robertowi Surowcowi, bo jego radni pojawiali się i znikali, a w
momencie głosowania kolejny raz ich nie było. Trochę to żenujące, ale pokazuje
tylko sposób działania tej partii. Przewodniczący Surowiec nie był konsekwentny
i pewne pytania się rodzą, ale to już nie moja rola” – mówi NW szef
gorzowskiego SLD Marcin Kurczyna.
Absolutnie największą klasę pokazała była wiceprzewodnicząca Rady Miasta Grażyna Wojciechowska, która w kilku
słowach zmasakrowała cały polityczny polityka PiS. Ekswiceminister M. Surmacz
mógł i musiał poczuć się mało komfortowo, a G. Wojciechowska udowodniła swoją
moralną wyższość. „Ja uczę radnych, bo
takich kiepskich jeszcze nie było. Są sprawy, których nie akceptuję i chciałam
dać nauczkę, ze potrafię wznieść się ponad bieżące sympatie i zagłosować na
korzyść człowieka, który najchętniej utopiłby mnie w łyżce wody. Brzydzę się
tym, bo jestem inna” – tłumaczy NW swoje stanowisko, którego efektem było
wsparcie M. Surmacza. „Wojciechowska udowodniła,
że cała ta ideologia i działalność Marka jest gówno warta. Powiem krótko i
kolokwialnie - rozstrzelała go niemal jak z karabinu maszynowego” – mówi NW
polityk PiS, który nie kryje zdziwienia obrotem sytuacji, ale też faktem, że szef
klubu radnych w swojej sprawie zarządził dyscyplinę klubową, a następnie sam
siebie wspierał. „Tego jeszcze nie było w
Gorzowie. Powinien się wyłączyć z głosowania” – dodaje przewodniczący
Surowiec. Takie to standardy…