Przejdź do głównej zawartości

Niezmącone myśleniem twarze stronników Bukiewicz...

Atutem nowych władz regionalnych Platformy Obywatelskiej są niezmącone myśleniem twarze, moralność, której nie zagłuszyły odgłosy wyrzutów sumienia oraz wizja przyszłości siegająca własnego tyłka. Celem Jabłońskiego było wyrwanie partii z letargu i bierności, ale Bukiewicz zafundowała mu wiadro zimnej wody. W kurnikach to standard, że gdy kury same nie latają, to orła nie zaakceptują. A kura jak to kura, można jej sikać na głowę, a i tak cieszy się jak głupia…
Nie ma co się gniewać na brudne zagrywki, bo arystotelowska "troska o dobro
wspólne", to wytarty slogan, którego politycy używają tylko w relacjach ze spo-
łeczeństwem. Niestety, bo polityka może i powinna czemuś służyć...
Partia niezasłużenie uzyskująca w regionie lubuskim najwyższe poparcie w skali kraju, zmarnowała właśnie swój potencjał i autorytet. Przykład wyborów na Dolnym Śląsku, gdzie wszystko odbywa się transparentnie i z zachowaniem standardów, to dowód na to iż ochroniarzy i pomagierów wątpliwej moralności potrzebują tylko krętacze. Teoretycznie poniedziałkowe wybory kończą nowy i ważny etap w życiu wiceministra Marcina Jabłońskiego. Nic bardziej błędnego – chociaż mi akurat jest on „ani brat ani swat”. Uważam jednak, że w ostatnich tygodniach stał się politykiem kompletnym. Takim, który ma pazur i jak trzeba, to potrafi go użyć. A przecież dotychczas znaliśmy go innym – kompetentny, merytoryczny i z bogatym doświadczeniem, ale jednak bez politycznej ikry oraz woli walki. W ten sposób powstał obraz M. Jabłońskiego jako osoby niewybieralnej, co z lubością podkreślały jego antagonistki: przewodnicząca Bożenna Bukiewicz oraz marszałek Elżbieta Polak. „Złośliwi twierdzą, że jest niewybieralny, a przecież lider musi ciągnąć listy” – mówiła poseł Bukiewicz w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Zjazd pokazał coś innego, a sama kampania spowodowała, że były marszałek i wojewoda politycznie dojrzał i wydoroślał: wie iż w polityce nic nie jest stałe i pewne, deklaracje poparcia znaczą tyle co strategia rozwoju lotniska w Babimoście, a przyjaźń i lojalność – co pokazał przykład parlamentarzystów: Waldemara Sługockiego i Heleny Hatki – są w działalności publicznej jak wyznanie miłości przez panią lekkich obyczajów. „Każdy lider ma swojego Brutusa i pojawia się on w najmniej spodziewanym momencie” – uważa były premier i lider SLD Leszek Miller. W tym kontekście, nie było powodu, aby ktoś taki nie pojawił się także za plecami M. Jabłońskiego, a poseł Sługocki i ekscentryczna senator H.Hatka nadawali się do tego doskonale. Ta ostatnia pokazała kim jest w rzeczywistości i co mysli o subregionie w którym jeszcze – zanim mieszkańcy Lipek Wielkich słusznie ją wygonią – zamieszkuje. „Zależy mi na tym, aby Północ miała swoją szansę, ale za akceptacją Południa oczywiście” – to tylko jedna z oświeconych konstatacji „Talibki z Lipek Wielkich”. Przegrana Jabłońskiego w wyborach o przywództwo partii to nic strasznego, nawet jeśli on sam zostanie po odejściu z rządu zmarginalizowany. Paradoksalnie, może to być dla niego wygrana, ale pod jednym wszakże warunkiem: nie wróci na dawne pozycje niedostępnego gościa, amatora eleganckich piór wiecznych, australijskiego Winbledon’u, elitarnego jazzu i traktowania zwykłych działaczy z góry i z dystansem. „Marcin poczuł partię” – mówił mi na dzień przed wyborami jeden z ważnych polityków. Partia się policzyła, a to oznacza iż dla Bukiewicz zegar bije na heideggerowski „byt ku śmierci” – w przenośni i dosłownie: lata płyną, liście spadają, konary usychają, wygrana w wyborach do Parlamentu Europejskiego ma być powtórzeniem niemożliwego, a posad do rozdania dla wiernych działaczy będzie nie więcej, ale mniej. To jasne, że po wygranej z Jabłońskim, nowa przewodnicząca może i ma prawo zrobić wszystko: doprowadzić do zmiany wojewody, wyciąć stronników wiceministra z partyjnych organów, a nawet nie wystawić go na jakiejkolwiek liście wyborczej. Nie łudźmy się – Jabłoński zrobiłby to samo. Pozostaje jednak niesmak jakościowy, bo jest różnica pomiędzy jakością otoczenia obu kandydatów, a odpoczywający w latach 90-ych w obiektach wcale nie sanatoryjnych Leszek Turczyniak, ambitny i zdolny organizacyjnie, lecz raczej mało lotny intelektualnie Maciej Nawrocki oraz toporny i niezmącony myśleniem Tomasz Możejko, to jednak osoby nieporównywalne do jakości i poziomu byłego wicemarszałka Tomasza Gierczaka, byłego szefa Gabinetu Komendanta Głównego Policji Wiesława Ciepieli oraz byłego posła Bogdana Bojko. Oboje kandydaci mieli swoich „rozprowadzających” i wygrał „generał” Możejko, a w polityczną odstawkę idzie „generał” Gierczak. Może analogie trochę na wyrost, ale pierwszy metodami działania przypomina Karola Świerczewskiego i Michaiła Tuchaczewskiego, a drugiemu ze względu na ideowość bliżej jednak do Władysława Andersa i Władysława Sikorskiego. Osobiście uważam, ze Jabłoński i tak wygrał, bo z kompetentnego, ale nie rozumiejącego życia partyjnego dygnitarza, stał się politykiem z krwi i kości. Jeszcze dwa miesiące temu nikt nie dawał mu więcej niż 40 procent szans, a przegrał zaledwie 8 głosami i nawet to nie jest jeszcze oczywiste, a spore znaczenie dla ich zaskarżenia będzie miał wynik na Dolnym Śląsku. Inaczej mówiąc – od 1998 roku Jabłoński zawsze jest po właściwej stronie, ale polityka partyjna jakoś go nie znajduje…
                                                                                                                                 
                                                                                                                         ROBERT BAGIŃSKI

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...