Przejdź do głównej zawartości

Mówią o akademickości, ale dzieci wysyłają na studia poza Gorzów


Politycy dyskutują o akademickości miasto dopiero wtedy, gdy zbliżają się wybory lub pracuję nad budżetem miasta. Sami najchętniej wysyłają swoje dzieci na studia do innych ośrodków. Tymczasem wyborów było już w mieście wiele, budżetów jeszcze więcej, a dyskusja o akademickości trwa do dzisiaj. Profesor i społecznik zarzuca liderowi „Tylko Gorzów”, że pogłębia błędne stereotypy o młodzieży, zamiast dawać twarde odpowiedzi na ważne dla młodych pytania …
Dr Michał Bajdziński jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Zielonogór-
skiego, obserwatorem życia społecznego oraz osobą zaangażowaną w sprawy
związane z krzewieniem kultury fizycznej. Drugi rok z rzędu wybierany najle-
pszym wykładowcą wydziału pedagogiki  UZ.
              Wraca temat akademickiego Gorzowa. Zauważyłem, że publiczna dyskusja nasila się w miesiącach uchwalania budżetu miasta, a szczególnie w latach wyborów samorządowych. Redaktor Zbigniew Borek wyliczył, że dyskusja w takim „cyklu wyborczym” toczy się już od 15 lat. W tym czasie - z jednej strony mamy spory sukces PWSZ, bo ciągle powiększa bazę materialną i kadrową, a z drugiej  - zniknięcie jednej niepublicznej uczelni i słaba kondycja drugiej oraz poważne zagrożenie jednostki z największym dorobkiem naukowym  – Zamiejscowego Wydziału Kultury Fizycznej.
              Okres świąteczny, to czas spotkań oraz rozmów w gronie rodzinnym i choć mało kto lubi w świta rozmawiać o pracy, to nie udało mi się uciec od pytań w stylu: „Co słychać na uczelni w Gorzowie?”. Byli studenci i współpracownicy pytają o to z grzeczności, z powodów sentymentalnych, a czasem sondują, czy warto polecić studiowanie w Gorzowie swoim dzieciom lub ich znajomym. Znaleźć prostą odpowiedź nie jest łatwo, tym bardziej, że nawet poczucie lokalnego patriotyzmu nie pomaga w sformułowaniu entuzjastycznej odpowiedzi.  Jaka jest zatem kondycja akademicka Gorzowa?  Z każdego punktu widzenia ocena będzie inna.
           O miejscu w rankingach szkół wyższych decyduje najczęściej kilka czynników. Przede wszystkim jakość i ilość kadry naukowej. Ponadto, osiągnięcia naukowe uczelni wartościowane ilością i jakością publikacji, stan bazy do zajęć  ze studentami oraz  ocena środowiska gospodarczego wyznaczana przydatnością absolwentów dla lokalnego rynku pracy. Krótko mówiąc - ocenie podlega  „kapitał intelektualny”. Niestety jest to pojęcie mało precyzyjne nawet dla nauk o organizacji i zarządzaniu.
       Więc przejdźmy do mojej oceny, choć mam świadomość, że będzie ona fragmentaryczna i subiektywna. Pierwsza obserwacja, to pojawiające się u niektórych komentatorów życia społecznego poczucie prowincjonalności. Od dawna powtarzam, że „prowincja” to nie miejsce a ludzie. Jacek Bachalski w felietonie „Miasto na wymarciu?” nakreślił taki obraz: „Studentów coraz mniej, a ci którzy już się tutaj uczą – po południu wracają do swoich domów poza Gorzów.” Jest to obserwacja dosyć trafna, ale różnimy się chyba co do diagnozy przyczyn tego zjawiska. Pracowałem ze studentami  w Gorzowie, teraz na Uniwersytecie Zielonogórskim, a przy okazji staży zetknąłem się ze studentami w Niemczech, Słowacji, Rosji, Białorusi. Wszędzie zjawisko było podobne – wybór studiów to przede wszystkim decyzja ekonomiczna. W każdym środowisku zawodowym i społecznym istnieje pewna grupa stanowiąca jej elitę, obojętnie kogo przyjmiemy jako przykład – nauczycieli, lekarzy, robotników, polityków czy radnych. Jednym z wyznaczników przynależności do elity danej grupy zawodowej jest możliwość zapewnienia następnemu pokoleniu edukacji na możliwie najwyższym poziomie. Musi to być poziom przewyższający ich własny. Rozejrzyjmy się dookoła -  wśród gorzowskich elit zawodowych próżno szukać tych, którzy marzą o karierze studenckiej swoich dzieci w mieście, które jest przecież miejscem sukcesu zawodowego lub społecznego rodziców. Nie doszukuję się zatem w zjawisku wyludniania się miasta wieczorami niczego nadzwyczajnego, bo jest to proces naturalny. Tych studentów po prostu nie stać ekonomicznie na korzystanie z dobrodziejstw życia kulturalnego.
             Szacuje się, że dysproporcja w poziomie wykształcenia i w statusie materialnym, pomiędzy  mieszkańcami dużych miast a środowiskami małych miasteczek i wsi, jest sześciokrotna. Co zatem zrobić? Odpowiedź jest prosta – niwelować dysproporcje społeczne. Jak? Poprzez inwestowanie w akademicki potencjał intelektualny. Najpierw trzeba zrozumieć, że gorzowskie uczelnie w przeważającej masie są miejscem studiowania dla mniej zamożnych i dzieje się tak z powodów, które wcześniej wyjaśniałem. Stąd w powszechnej opinii publicznej naturalna presja na tworzenie kierunków studiów dających „konkretny zawód”. Studiowanie, zdobywanie wykształcenia na kierunkach takich jak filologia, socjologia czy marketing jest uważane za fanaberię wyobraźni młodych ludzi. Próżno tłumaczyć, że w współczesnym świecie wykształcenie jest wartością samą w sobie, że rozwój intelektualny studenta spełnia się przez kontakt z środowiskiem akademickim. Przeważa stereotypowy pogląd, że ukończenie studiów musi równać się z „przyznaniem”  komuś pracy w formie etatu. Mimo absurdalności zjawiska, to istnieje niestety naiwne oczekiwanie, że jeśli ktoś ukończył filozofię, to burmistrz lub wójt, powinien  stworzyć stanowisko naczelnego filozofa gminy.
      Jacek Bachalski, mimo dobrych intencji poruszenia gorzowskiego środowiska politycznego i samorządowego do efektywniejszej pracy, pogłębia błędny stereotyp. Bo niby bo po co chodzi do maturzystów i zadaje im pytanie: „Co zrobisz po studiach? Wrócisz tu?”, a potem utyskuje jakie to mamy konsumpcyjnie nastawione młode pokolenie. Domyślam się, że w ich oczach rysuje się jako ten, który nie ma pomysłu na życie w Gorzowie i pyta retorycznie o to maturzystów. Jako osoba prywatna, społecznik może sobie na taki luks pozwolić, choć naturalnie to maturzyści powinni zadawać pytanie: „Jak żyć w Gorzowie panie senatorze ?”. Mnie studenci nie pozwalają na takie traktowanie, stawiają twarde pytania i domagają się konkretnych odpowiedzi. I przyrzekłem sobie, że kiedy nie będę miał na nie odpowiedzi, to zrezygnuję z pracy akademickiej i zajmę się biznesem.

                 Dr MICHAŁ BAJDZIŃSKI

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...