Gorzowska „Solidarność” chce swojej reprezentacji w gremiach politycznych.
Pomysł nie jest nowy, ale już dziś nie rokują mu szczególnego sukcesu nawet ci,
którzy z „Solidarnością związani są od czasów, gdy szef gorzowskich struktur
biegał jeszcze w krótkich spodenkach. Dziś szarżuje dużymi słowami, odgraża się
niedawnym dobrodziejom, a potrzeba pokory i troski o tych, którzy nie są na dobrze
płatnych związkowych etatach…
Buńczuczna zapowiedź politycznej
aktywności NSZZ „Solidarność” padła na antenie Radia Gorzów w rozmowie z red. Bogdanem Sadowskim. „Do wyborów samorządowych Solidarność w
województwie lubuskim będzie współuczestniczyć w wyborach samorządowych, bo
widzimy co się dzieje w powiatach i województwach(…). To co robi marszałek
Polak to amatorka” – mówił szef regionalnych struktur Jarosław Porwich, który nie dalej jak rok temu - z Longinem Komołowskim w roli akuszera –
dobijał z marszałek Elżbietą Polak targu
w sprawie związkowych deali w międzyrzeckim szpitalu. Nie kwapił się przy tym
do obrony interesów gorzowskiego szpitala. „To
rola polityków, którzy chcą żebyśmy wykonali za nich pracę” – mówił w
sierpniu 2012 roku. Dzisiaj zapowiada polityczną woltę z udziałem związkowców w
wyborach samorządowych, choć nie jest tajemnicą, że problemem jest
zorganizowanie pełnych ekip do kilku związkowych sztandarów. Co o zapowiedziach
politycznej aktywności przewodniczącego gorzowskiej „Solidarności” sądzą
politycy ? „To raczej nie jest dobry
pomysł. Uważam ze rola związku nie jest polityczna do tego stopnia, by
uczestniczył w wyborach politycznych” – powiedział Nad Wartą były senator, szef
NSZZ „Solidarność” i działacz społeczny mec. Stanisław
Żytkowski. Podobnego zdania są inni
liderzy legendarnej „Solidarności” z okresu, gdy cieszyła się ona szacunkiem wszystkich,
a nie tylko jednej strony ceny politycznej. „Nie ma nic złego w tym, że działacz związkowy chce zostać radnym, ale
nie uważam, że ten mandat powinien zdobywać z listy typowo związkowej. Lepiej, aby
była to inna lista niż ,Solidarności>” – uważa były poseł AWS i szef ZR
NSZZ „Solidarność” Roman Rutkowski.
Jednocześnie zaznacza, że podobna akcja miała miejsce w wyborach samorządowych
w 1994 roku, ale wtedy Rada Miasta składała się z 45 radnych, a „Solidarność”
zdobyła 6 mandatów. „Dzisiaj ten wynik
nie jest do powtórzenia” – dodaje R. Rutkowski, który był bliskim
współpracownikiem Mariana Krzaklewskiego,
który kandydował w ostatnich wyborach z list odsądzanej przez J. Porwicha od
czci i wiary Platformy Obywatelskiej. „Ten
pomysł, aby związki zawodowe zajmowały się polityką, to jakaś tragedia. W
systemie demokratycznym są od tego partie polityczne, a związki zawodowe należy
wyprowadzić z zakładów pracy do central związkowych i tam będą one dobrze dbały
o interesy pracowników” – mówi NW członek
podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność”, a dziś
przedsiębiorca Zenon Michałowski. Nie inaczej myślą aktywni
politycy. „To jest nonsens i
nieporozumienie, co powiedział Porwich. Związki powinny dbać o pracowników w
zakładach pracy, bo tam jest ich miejsce, a nie angażować się w politykę” –
konstatuje przewodniczący Rady Miasta i lider PO Jerzy Sobolewski. „Niestety
co jakiś czas związkowi liderzy objawiają nadmierne ambicje i zachciewa im się
wkraczać w świat polityki, ale to nigdy nie kończy się dobrze” – mówi szef
gorzowskiego PJN-u Przemysław Zatylny.
W tej sytuacji opinia przedstawicieli regionalnego Ruchu Poparcia Palikota z
góry jest do przewidzenia. „Nie wyobrażam
sobie, żeby związkowcy działali w zakładach pracy i gremiach o charakterze
samorządowo-politycznym. Już dziś są niewiarygodni, a kiedy zaangażują się w
politykę, to autorytet tej organizacji sięgnie
dna” – uważa szefowa RPP Monika
Twarogal. Co na to politycy bliscy ideowo „Solidarności” ? Również radny
PiS Robert Jałowy nie pozostawia wątpliwości, że koncepcja nie należy do
najlepszych. „Sprawa nie jest ani czarna ani biała. Związek może angażować się
w politykę, ale raczej poprzez udrożnienie komunikacji ze strukturami związku,
a nie bezpośrednio. Nie wierzę, że <Solidarności> udałoby się
przeforsować listę do Rady Miasta” –
uważa Jałowy. Inaczej mówiąc – przewodniczący Porwich miał słabszy dzień, a
dowodem na to fakt, że krytykował szefa szpitalnych związków Andrzeja Andrzejczaka, chociaż to
właśnie on ryzykował swój osobisty byt, walcząc w sierpniu i wrześniu o prawa
pracowników szpitala. Przewodniczący Porwich lansował się wtedy na bramie byłej
„Stoczni im. Lenina”…