Przejdź do głównej zawartości

Polityczny nos lepszy niż najlepszy radar...


Najśmieszniejsze w działalności polityków partyjnych jest to, że gdy decydenci ich politycznych losów podejmują działania nie zawsze racjonalne, albo posługując się koślawą argumentacją, ci chodzą na szczyty absurdu, by je bronić i uzasadniać w sposób jeszcze bardziej rachityczny. Trudno się dziwić, że opozycja dworuje sobie z tego ile może, a przy okazji dekonspiruje prawdziwe intencje. Jest też polityczna ekwilibrystyka…
Dlaczego politycy partii rządzącej, którzy przecież nie mają wpływu na premiera oraz rząd,
nie powiedzą wprost - radary są potrzebne, lecz nie w takiej ilości, ale z drugiej strony - mamy
budżetowe problemy i lepiej niech dziurę załatają ci, którzy przekraczają prędkość, a nie ludzie
drobiazgowo przestrzegający prawa w każdym obszarze. Wtedy byłoby mniej śmiesznie...
Temat jak najbardziej gorący, bo dotyczący tysięcy mieszkańców województwa lubuskiego: zwiększenie na drogach ilości radarów. Motywacja oczywiście prospołeczna, choć wyglądająca na cyniczną, szczególnie iż w wykonaniu rządu, którym kieruje były szef Kongresu Liberalno – Demokratycznego: troska o ludzi w imię ograniczania ich wolności i swobody, a w rzeczywistości  brak ufności w mądrość jednostki. „W województwie lubuskim mieliśmy największą ilość wypadków śmiertelnych, a większa ilość radarów ma wpływ na bezpieczeństwo, bo to się po prostu sprawdziło” – uważa była wojewoda i senator RP Helena Hatka. I tu paradoks – dotychczas to lewica chciała myśleć za ludzi oraz podejmować za nich decyzje. Tym razem szef lubuskiego Ruchu Poparcia Palikota Maciej Mroczek, choć nie wiadomo czy to liberał czy socjalista, dekonspiruje rządowy zamysł wprost: „Rządowi nie chodzi o bezpieczeństwo na drogach, ale o załatanie dziury budżetowej. Jeśli droga ma ograniczenie prędkości do trzydziestu kilometrów, to ja pytam: to jest jeszcze droga czy już trakt konny? Miarą bezpieczeństwa nie jest ilość postawionych radarów”. W sukurs poszła mu wiceszefowa lubuskiego Prawa i Sprawiedliwości poseł Elżbieta Rafalska, która nie kwestionuje potrzeby działania na rzecz propagowania przestrzegania przepisów ruchu drogowego, ale jednocześnie obnażyła cynizm całej akcji. „Proszę zgadnąć, kto to powiedział: <Polacy mają być kontrolowani przez wszystkich i nawet wtedy, gdy będą jechali szybciej niż 30 km na godzinę. To jest filozofia rządzenia Prawa i Sprawiedliwości>? To powiedział w 2007 roku premier Donald Tusk, choć dzisiaj wdrożył te slowa w życie” – stwierdziła gorzowska posłanka i niemal pewny kandydat w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Gorzowa, po czym dodała: „ Jestem za przestrzeganiem przepisów prawa drogowego, ale decyzja w sprawie radarów, to jest działanie, by załatać dziurę budżetową. Przecież najwięcej wypadków śmiertelnych powodują młodzi w segmencie wieku 18-25 lat, ale są one udziałem także pieszych i rowerzystów”. Swoim stylem zareagowała więc przedstawicielka partii rządzącej, ale – najprawdopodobniej z obawy o cięta ripostę –oszczędziła Rafalską, a skoncentrowała się na pośle RPP. „Poseł Mroczek nie ma pełnych informacji, bo nie jest specjalistą w sprawie” – powiedziała Helena Hatka, która ostatnie cztery lata spędziła na tylnim siedzeniu rządowej limuzyny z kierowcą, a gdy dziś jedzie z Lipek Wielkich do swojego biura w Gorzowie, to sołtysi Starego Polichna i Santoka zaganiają dzieci do domów – tak na wszelki wypadek. Jednocześnie zaprzeczyła sama sobie, stwierdzając iż „ na drodze ekspresowej S3 ginie mniej osób niż na innych drogach województwa”. Riposta pojawiła się natychmiast. „Pani Hatka sama przyznała, że nie radary, ale jakość dróg ma wpływ na bezpieczeństwo” – stwierdził poseł Mroczek. „Bezpieczeństwo na drodze nie zależy od radarów” – dodała Rafalska, co brzmi mocno, a nawet skrajnie, w kontekście stanowiska wicemarszałka województwa Macieja Szykuły, który okazał się werbalnym i politycznym ekwilibrystą. „Drogi są lepsze, a Policja prowadzi programy edukacyjne” – skonstatował.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...