Przejdź do głównej zawartości

W Gorzowie chcą pół na pół, ale tak nie można


Szpital można uratować, ale wymaga to zwolnienia przewodniczącego "Solidarności" - nawet jeśli ceną za to byłoby odszkodowanie. Nie można dzielić pieniędzy wojewódzkich pół na pół - skoro 2/3 województwa to byłe województwo zielonogórskie, a tylko 1/3 to byłe województwo gorzowskie. Szef lubuskiego SLD to mistrz świata w manipulacjach, a "wontorkracja" ma się znakomicie. Polityczna pigułka podana przez ważnego w przeszłości polityka.

Rozmowa z ANDRZEJEM BRACHMAŃSKIM, byłym wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz szefem lubuskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

NAD WARTĄ: Wielu pamięta jak dziesięć lat temu żalił się pan dziennikarzom z powodu przypięcia łatki osoby nieprzychylnej Gorzowowi, która promuje tylko aspiracje Zielonej Góry. Można powiedzieć, że doczekał się pan godnych następców, bo teraz w północnej części województwa za "złego luda" robi marszałek Elżbieta Polak i poseł Bukiewicz, które w zwalczaniu Gorzowa dają radę. Można zadać pytanie - czy byt tego województwa ma sens ?
ANDRZEJ BRACHMAŃSKI: Oczywiście, bo jak na to nie patrzeć, to w całej Europie, no może z wyjątkiem Niemiec, centra administracyjne nakręcają gospodarkę i powodują nakręcanie się wszystkiego co jest wokół tych centrów...
N.W.: Na tą chwilę to nakręcają się głównie politycy.
A.B.: Ja nie mówię o politykach, bo oni głównie gadają, a tu chodzi o pewien proces. w tym kontekście powstaje pytanie czy lepiej być takim małym centrum, czy lepiej leżeć na obrzeżach centrum o charakterze metropolitalnym. Polskie doświadczenia pokazują, że lepiej być małym centrum i przykładów jest wiele...
N.W.: aż jestem ciekaw, co pan wymyśli na potwierdzenie tezy, że jesteśmy na siebie w lubuskim skazani.
A.B.: Proszę bardzo, szukać nie trzeba daleko. Radom bardzo nie chciał być w jednym województwie z Kielcami, dzisiaj w Kielcach jednak dzieje się sporo, a w Radomiu jest pustynia. To samo dotyczy Koszalina, który akurat chciał być centrum administracyjnym, ale mu nie pozwolono. i dziś jest to miasto, którego kategoria spadła niezwykle. Można też zwrócić uwagę na Wielkopolskę, która faktycznie jest regionem dwóch prędkości: rozwija się wszystko w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Poznania, ale takie miasta, które były niegdyś silnymi ośrodkami jak Kalisz, Konin czy Piła, bardzo mocno straciły.
N.W.: Przestraszył nas pan i to bardzo, ale to chyba nie wszystko, bo poziom wzajemnych antagonizmów jest dramatyczny.
A.B.: Ja nikogo nie straszę, ale stawiam sprawę wprost, a powyższe przykłady, to dowód, że lepiej tworzyć małe centra administracyjne, które ciągną resztę. Minusy tego wspólnego województwa, nawet z tymi gorzowsko-zielonogórskimi konfliktami, są mniejsze niż plusy, które wynikają z faktu posiadania własnych ośrodków administracyjnych. Dla mieszkańców województwa istnienie tego województwa jest bardzo ważne.
N.W.: To może o pieniądzach, bo samorządowcy z północnej części czują się krzywdzeni.
A.B.: Potrafię sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby unijne środki były rozdzielane nie w zielonej Górze, ale w Poznaniu lub Wrocławiu. Można się zżymać, że ten Urząd jest taki zły i krzywdzi Gorzów, ale bez wspólnego regionu w przyszłej perspektywie Unii Europejskiej pieniędzy nie będzie wcale.
N.W.: Owszem, ale mówiąc o równomiernym rozwoju regionu, należy równo dzielić środki na ten rozwój, a to chyba kuleje.
A.B.: Myślę, że to nie jest jednak prawda, bo środki - jeśli spojrzy się na to obiektywnie - dzielone są w miarę sprawiedliwie...
N.W.: Gdyby tak było, to Stowarzyszenie "Tylko Gorzów" nie powoływałoby specjalnego pełnomocnika ds. równego traktowania Gorzowa w województwie.
A.B.: Ja na to patrzę inaczej i uważam, że są w tym województwie trzy modele tworzenia politycznego public-relations. Pierwszy model przypisuję prezydentowi Tyszkiewiczowi z Nowej Soli, który to opowiada wszystkim, jaki to on wspaniały. drugi model funkcjonuje w Zielonej Górze i brzmi wprost: zajmujemy się sobą i walczymy jak najwięcej dla siebie, bo interesuje nas tylko miasto. Trzeci model, to ten gorzowski - gdzie własny PR buduje się na kreowaniu szowinizmu i krzyczeniu, że nam jest źle, bo Zielona Góra nas ciemięży.
N.W.: Czyli według pana, te wszystkie oskarżenia nie mają podstaw, a jedyną motywacją jest polityczny PR ?
A.B.: A jak inaczej to interpretować? W Zielonej Górze nikt nie porównuje różnych rzeczy według zasady: "A bo w Gorzowie coś zrobili". Jeśli już, to mówi się w kategoriach: "Kurcze, dlaczego na to nie wpadliśmy". Proszę zauważyć, że u nas nie powstało żadne stowarzyszenie typu "Tylko Zielona Góra", bo tu nikt nie buduje swojej pozycji w oparciu o regionalny szowinizm.
N.W.: Może inaczej się nie da, skoro politycy są już bezsilni wobec partnerów z Zielonej Góry.
A.B.: Bezsilni? Bez przesady. Niby dlaczego...
N.W.: ...bo szpital chcą nam zaorać.
A.B.: No nie, zaraz do szpitala wrócę...
N.W.: ...to w sprawie "Strategii Rozwoju Województwa", gdzie wycięto sporo ważnych projektów, choć przyznam rację iż w wielu kwestiach - jak na przykład w sprawie Laboratorium Środowiskowego - elity gorzowskie same są sobie winne.
A.B.: Ja powiem coś takiego. Jak się uczciwie popatrzy na pewne projekty, wskaźniki i pieniądze, to się okaże, że wcale te różnice w podziale środków nie są takie wielkie, a w wielu przypadkach są nawet na korzyść północnej części województwa. Sztuka polega na tym, że politycy z Gorzowa chcą wszystkiego pół na pół, a to tak być nie może bo województwo składa się z dwóch trzecich dawnego województwa zielonogórskiego i jednej trzeciej województwa gorzowskiego. Gdybyśmy chcieli więc według tego parametru dzielić środki, to daję głowę, że tu proporcja nie jest zachowana, bo na północ idzie dużo więcej niż jedna trzecia.
N.W.: Hmmm, panie ministrze...
A.B.: ...tak, tak jest. Ja nawet wzmocnię tą wypowiedź i powiem, że dziwi mnie to iż politycy z Gorzowa mówią tylko o tym mieście, a milczą o Międzyrzeczu, Słubicach, Kostrzynie, Sulęcinie i innych miastach. Północ, to dla nich Gorzów z przyległościami.
N.W.: To teraz o tym nieszczęsnym szpitalu, który w opinii wielu, to właśnie lewicowa ekipa pod pana kierownictwem doprowadziła do ruiny. Rzeczywiście - jak chce tego SLD-owski eksmarszałek Bocheński - należy go doprowadzić do upadłości i budować od nowa.
A.B.: Ja akurat doskonale pamiętam początki upadku gorzowskiego szpitala i przypomina mi się spotkanie parlamentarzystów na którym marszałek Bocheński powiedział wprost: słuchajcie, z gorzowskim szpitalem jest źle i jedynym sposobem na uratowanie go jest szybkie połączenie oraz wygaszenie tego co jest podwójne i tak dalej. Wtedy gorzowscy politycy - z jednym tylko wyjątkiem Jakuba Derech-Krzyckiego - rzucili się na marszałka, że to niedopuszczalne i złe, tak się nie da i jeszcze więcej takich. Historia przyznała rację marszałkowi, bo czas uciekał, a zadłużenie rosło i dziś wiemy jakie jest, a przecież można było inaczej.
N.W.: Żadnej skruchy ? Przecież wtedy rządziła lewica...
A.B.: Jedynym błędem marszałka Bocheńskiego było cofnięcie się wtedy, bo mógł po prostu nie zważać na głosy gorzowskich polityków i robić to, co było dla szpitala najważniejsze, a nie dawać się szantażować.
N.W.: Nie zmienia to faktu, że to lewica nam zgotowała ten los.
A.B.: My wówczas doskonale wiedzieliśmy jaka jest sytuacja i co trzeba zrobić, ale nie było partnerów. Najlepszym tego przykładem jest to, że gdy powołany został dyrektor ze Szczecina, to podniosły się głosem, że to skandal. Proszę sobie wyobrazić, że dyrektor szpitala w tamtym okresie w mieście wojewódzkim, który znajdował się wówczas w trudnej sytuacji, przez ponad rok nie mógł się doprosić o godzinne spotkanie z prezydentem Gorzowa...
N.W.: Niech zgadnę, był nim wówczas lewicowy prezydent Tadeusz Jędrzejczak ?
A.B.: Tak, prezydentem był T. Jędrzejczak, wówczas jeszcze polityk lewicy. W tej sprawie w tamtym czasie wszyscy w Gorzowie mówili jednym głosem, a efekt był taki, że rozpoczęta przez dyrektora Frasa restrukturyzacja musiała zostać przerwana, a potem powoływano kolejnych dyrektorów. Zadłużenie zaś rosło...
N.W.: I nie wiadomo co z tym lewicowym "kukułczym jajkiem zrobić" teraz…
A.B.: Takie miasto jak Gorzów musi mieć szpital, ale wiem też jedno, że jakakolwiek próba ratowania gorzowskiego szpitala uda się tylko wtedy, gdy rozpocznie się ją od zwolnienia z pracy niejekiego Andrzejczaka, bo to jest największy szkodnik w kwestii szpitala w Gorzowie. Wszelkie pomysły na ratowanie tego szpitala są przez niego torpedowane i nie wiem dlaczego, ale wszyscy się przed nim uginają.
N.W.: Mocne...
A.B.: ...tak jest, bo w interesie Gorzowa i tamtejszego szpitala jest zwolnienie Andrzejczaka, potem przegranie sprawy w Sądzie Pracy i wypłacenie mu odszkodowania za ten czas, gdy nie będzie pracował.
N.W.: W ustach człowieka lewicy słowa o zwalnianiu człowieka "Solidarności" brzmią oryginalnie.
A.B.: To nie jest ważne, że on jest z "Solidarności"! Mówię to oficjalnie - opłaca się zapłacić mu odszkodowanie za przegraną sprawę w Sądzie Pracy, ale przez rok nie mieć go w szpitalu, żeby można było w końcu coś tam zrobić.
N.W.: Zmiana tematu. Jak w regionie ma się zdiagnozowany przez pana system o nazwie "wontorkracja" ?
A.B.: Ma się bardzo dobrze.
N.W.: I rozwija się ?
A.B.: Jeśli chodzi o umiejętność manipulacji ludźmi, to mówimy o prawdziwym mistrzu świata i wampirze energetycznym. Potrafi wyssać z otoczenia całą energię i pozbawić je własnego zdania. Jeśli chodzi o manipulację, to wszyscy autorzy podręczników o tych technikach mogą się od mojego kolegi uczyć.
N.W.: Knucie to sport polityków, trudno politykowi zarzucać, że jest w tym najlepszy. Może po prostu pracuje nad sobą ?
A.B.: Pewnie tak, bo jest najlepszy w tej dziedzinie. Powiem tak, wokół niego nie ma już nikogo o wyższym intelekcie, przepraszam - może z jednym wyjątkiem - ale i ta osoba jest już autowana.
N.W.: Jeśli jest tak jak pan mówi, że o większym intelekcie już wokół szefa SLD nikogo nie ma, to pewnie lewica urośnie liczebnie w siłę, bo społeczeństwo nie czyta książek, a on będzie wciąż przyciągał sobie podobnych.
A.B.: Nie chcę się wypowiadać o lewicy, ale po Bogusławie W. mogę i uważam, ze jest mistrzem świata w manipulacjach oraz pozbywaniu się konkurencji, a szczególnie ludzi myślących. Wiem doskonale, że choć prezydent Kubicki już odszedł z SLD, to przez dwa najbliższe lata będzie próbował osłabić jego pozycję, włącznie z tym, że wystartuje w wyborach sam lub wystawi w nich swojego brata.
N.W.: Niektórzy żartują, że w Gorzowie byli bracia Marcinkiewicze, a w Zielonej Górze macie braci Wontorów ?
A.B.: Przy całym sporze ideologicznym z Marcinkiewiczami, to oni reprezentowali i reprezentują duży poziom intelektualny. Natomiast przewiduję, że Wontor zrobi wszystko, by Kubicki nie wygrał i wystawi siebie lub brata, odbierając Kubickiemu głosy, a w drugiej turze próbując się porozumieć z Platformą Obywatelską:my swoje głosy dla wszego kandydata, ale w zamian za coś. Boguś jest w tym mistrzem, a więc da radę.

Wywiad nie był autoryzowane, ale jest dokładnym zapisem oficjalnej rozmowy.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...