Młodzi ludzie latach w latach 80– 90 w założeniu rodziny upatrywali sposób na przyspieszenie osobistego
rozwoju, dzisiaj niektórzy postrzegają to niestety jako degradację. W Polsce
największym nieszczęściem jest mieć dzieci. Jeżeli z każdym dzieckiem rośnie
ryzyko ubóstwa, racjonalną decyzją jest to, żeby ich nie mieć.
Można się zastanawiać nad tym,
czym kierowali się poszczególni posłowie głosując za lub przeciw związkom
partnerskim. Im bardziej się w takie rozważania zagłębiam, tym bardziej myślę,
że jest to wyraz zwykłej bezsilności wobec realnych problemów polskiej rodziny.
Może głosujący „za” nie umieją pomóc tradycyjnej rodzinie, która składa się z
ojca, matki i dzieci własnych lub przysposobionych, dlatego dążą do wzmocnienia
par, które chcą żyć według swojego pomysłu. Mój bunt nie jest światopoglądowy
lecz ekonomiczny.
Dlaczego po raz kolejny mam
zapłacić za „związek partnerski”, który unikał związku małżeńskiego, bo opieka
państwa nad nim była lepsza niż nad rodziną? My rodzice wiemy, że mieliśmy
mniejsze szanse na miejsce w przedszkolu dla swoich dzieci niż osoby żyjące w
związku nieformalnym, przedstawiające się jako „samotna matka”, za tym szły ich
większe możliwości otrzymania zasiłków rodzinnych, stypendia w szkole, na
studiach i inne przywileje. Nie była to pomoc imponująca, ale ciągle w znaczący
sposób determinująca społeczne zachowania. W Polsce około 13,5 % rodzin uznaje
się za biedne. Wśród tych wszystkich rodzin żyjących w niedostatku, tylko 1%
stanowią małżeństwa bezdzietne, a im w rodzinie więcej dzieci, tym większa
bieda. Wśród rodzin z czworgiem i więcej dzieci odsetek biednych wynosi 44 %. Czyli
można ze zgrozą stwierdzić, że w Polsce największym nieszczęściem jest mieć
dzieci.
Co ciekawe, młode rodziny z
dwójką lub trójką dzieci są biedniejsze niż samotne małżeństwa emerytów. Jeżeli
z każdym dzieckiem rośnie ryzyko ubóstwa, racjonalną decyzją jest to, żeby ich
nie mieć. Dzieci stają się luksusowym dobrem,
potwierdzeniem sukcesu życiowego i osiągniętego statusu materialnego. Młoda
rodzina żyjąca w sytuacji niepewności jutra podejmując decyzję mieć dziecko czy
dobrej klasy samochód, wybierze auto, bo w sytuacji kryzysu można je sprzedać
lub porzucić na poboczu drogi. Przy tym chętnych instytucji do pomocy w zakupie
samochodu będzie więcej niż tych, które pomogą wychować i wykształcić dziecko. Można
się na to oburzać, ale to niczego nie zmieni.
Kiedy założenie rodziny „opłaci
się” wtedy miłość do tzw. partnera życiowego zmaleje, a wzrośnie do męża mimo,
że to ciągle będzie ta sama osoba. Dzisiaj niektórzy może byliby zdumieni, że w
dzienniku lekcyjnym, gdzie nauczyciel zapisuje dane osobowe rodziców ucznia -
matka, ojciec i syn noszą trzy różne nazwiska i nie są to przypadki
odosobnione. Czy jest jeszcze jakieś inne miejsce oprócz dziennika szkolnego,
gdzie te osoby widnieją jako „rodzina”? Nie, bo to się nie kalkuluje. W czasach
kiedy kończyłem studia rozgrywaliśmy mecze pomiędzy żonatymi i kawalerami. Im
bliżej końca studiów, tym większe problemy z kompletowaniem zespołu mieli
kawalerowie. Dzisiaj nie ma takich meczy, bo żonatych po prostu nie ma. Kiedy
rozmawiam z studentami o ich planach na przyszłość , widzę pewną międzypokoleniową
różnicę. Młodzi ludzie latach w latach 80– 90 w założeniu rodziny upatrywali sposób na przyspieszenie osobistego rozwoju, dzisiaj niektórzy postrzegają to niestety jako
degradację.
Dr MICHAŁ BAJDZIŃSKI
* Tytuł pochodzi od Administratora