Starosta podskakuje, bo czuje siłę stojących za nim polityków. Wojewoda
broni się jak może, ale też nie jest bez winy. Doradca wojewody ma organizować
współpracę z samorządami, ale największy problem we współpracy jest tam, gdzie osobiście
pełni mandat radnego. Na marginesie – starosta Andrzej Bycka chce umocnić się
politycznie, ale nie rozumie, że dziewczyna po imprezie już do niczego nie jest
potrzebna…
„To nie ja byłem pomysłodawcą listu, ale wszyscy starostowie, którzy
podpisali go obiegiem, a następnie został on wysłany do premiera, aby ten mógł
się odnieść do haniebnych działań wojewody Jabłońskiego” – uważa starosta
słubicki Andrzej Bycka, który odnosi
się w ten sposób do skandalu jaki wybuchł po kontrolowanym przecieku do
tygodnika „Wprost”, gdzie lubuscy przeciwnicy wojewody Marcina Jabłońskiego przedstawili
wersję zgoła inną od rzeczywistości, wmieszali do tego kilka absurdalnych wątków
o charakterze politycznym, a sam list posłużył jako narzędzie do politycznej walki
z wojewodą. Starosta Bycka jest zdziwiony upublicznionym pismem
przewodniczącego Konwentu Starostów i Wicestarostów Województwa Lubuskiego Marka Cieślaka w którym ten wyraża
zdziwienie, że nieoficjalny list stał się oficjalnym, a w dodatku żąda się w
nim odwołania wojewody Jabłońskiego. „Działanie
pana Bycki jest niezgodne z naszymi ustaleniami i niezrozumiałe” – napisał starosta
Cieślak. „Przecież nikt ich nie namawiał do podpisywania dokumentu. Powiem
więcej, to stanowisko było przez nich wszystkich głosowane” – odpowiada
starosta Bycka. Z drugiej strony wiadomo, że pismo szefa konwentu nie powstało
w Żarach, lecz w Gabinecie Wojewody, a pierwotna wersja byłą inna i mieli się
pod nią podpisać również inni starostowie. „My tu
nie robimy polityki i choć uważam, że Bycka przesadził, a wojewoda nosi głowę
za wysoko, to nie będę umierał za ich konflikty” – mówi jeden ze starostów
południowej części województwa. Sporo w tym racji, bo sam Bycka daje do
zrozumienia, że był tylko bezmyślnym narzędziem w rękach innych. „Być
może komuś zależało bardziej niż nam na tym, by interpretować to stanowisko
jako chęć odwołania wojewody” – skonstatował, po czym dodał, że pismo Cieślaka
nie pozostanie bez odzewu. „Przewodniczący
brał udział w posiedzeniu na którym głosowaliśmy to stanowisko, a jego pismo do
wojewody nie było z nikim konsultowane. Powinien ponieść konsekwencje” –
uważa dawny wicestarosta w Zarządzie Powiatu Słubickiego, którym kierował
wówczas M. Jabłoński. Można się tylko głośno zastanawiać, dlaczego podatnicy
płacą zatrudnionemu przez wojewodę doradcy ds. współpracy z samorządami Tomaszowi Pisarkowi, który jest
jednocześnie radnym Powiatu Słubickiego, skoro ten nie potrafi wypracować
porozumienia pomiędzy swoim szefem, a samorządem w którym sprawuje mandat i gdzie
na co dzień mieszka. Inna sprawa, że Słubice to miasto, gdzie od lat ścierają się
interesy niemal wszystkich opcji politycznych: urodził się tam i zawsze zabiegał
o miejscowy elektorat szef SLD Bogusław
Wontor, leżą w okręgu wyborczym szefa Sejmiku Wojewódzkiego Tomasza Możejki, a od lat we władzach powiatowych
swój udział mają działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego. Co ma do tego konflikt
jednego z najbardziej utalentowanych polityków w regionie z kontrowersyjnym
samorządowcem z Bieganowa pod Cybinką ? Niby nic, ale M. Jabłoński powinien
pamiętać, że „nikt nie jest prorokiem we własnej
ojczyźnie”, a starosta Bycka przyjąć na przyszłość do wiadomości, że
dziewczyna po imprezie nie jest już do niczego potrzebna. Bawią się za to
dobrze inni…